22 lutego 2017

90 LAT JÓZEFA MŁOCKA /tekst i zdjęcia dzięki uprzejmości Teofila Lenartowicza/




poniedziałek, 20 lutego 2017

90 lat Józefa Młocka



Jubileusz 90-ciu lat Józefa Młocka

            Pod takim hasłem odbyło w klubie lotników „Loteczka” we Wrocławiu w dniu 14 lutego br. spotkanie członków. Uwielbiany przez wszystkich Józiu ukończył 10 lutego br. 90 lat. Wydawało się, że na spotkaniu złożymy jubilatowi życzenia, odśpiewamy „100 lat”, wypijemy szampana, zjemy tort i na tym będzie jak zwykle koniec. W rzeczywistości uroczystość ta okazała się ogromną fetą sprawioną solenizantowi. Użyłbym słowa, że nieprzewidzianą, gdyż nie spodziewano się tak ogromnej popularności naszego Józia w lotniczym światku. Zaskoczeniem dla mnie byli goście, którzy zjechali tu niemal z całej Polski. Zjechały władze Klubu Seniora Lotników z Warszawy, z Krakowa Ojciec Dominik Orczykowski  i wiele innych znanych osobistości z wielu regionów Polski. Dokładną informację o powyższej uroczystości znajdziemy na stronie Loteczki.

            Warto zadać sobie pytanie, czym zasłużył sobie Józef zdobywając tak ogromną popularność. Odpowiedź nasuwa się sama, bo nasz uwielbiany Józiu jest przede wszystkim człowiekiem z ogromną wrażliwością, uczynnością i wielu innymi pozytywnymi przymiotnikami, a jego całe życie związane jest z lotnictwem. Na stale mieszka w Lesznie, skąd przyjeżdża na większość „Loteczkowych” spotkań, a na jubileuszowe spotkanie przyjechał na środkach przeciwbólowych. Aby przybliżyć biografię naszego Józia posłużę się tekstem znalezionym w Internecie.

            Józef Młocek urodził się w 1927 roku w Kaliszu. Z lotnictwem związany jest całe życie. Początkowo pracował w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Kaliszu jako mechanik i zastępca kierownika Działu Silnikowego. W latach 1948-1950 odbył służbę wojskową w Dęblinie i Radomiu. Następnie w latach 1953-1956 pracował jako instruktor szybowcowy i samolotowy, a także jako szef wyszkolenia w Aeroklubie Ostrowskim.
W 1956 roku Józef Młocek został szefem wyszkolenia Aeroklubu Leszczyńskiego oraz Wyczynowej Szkoły Szybowcowej. Funkcję tę pełnił do 1969 roku, kiedy został kierownikiem Zespołu Lotnictwa Sanitarnego w Poznaniu i stanowisko to zajmował do 1987 roku do emerytury. Za całokształt pracy w lotnictwie sanitarnym Józef Młocek został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Otrzymał również wiele odznaczeń i wyróżnień sportowych i resortowych, w tym w 1965 roku tytuł Mistrza Sportu w Szybownictwie. Będąc organizatorem Aeroklubu Leszczyńskiego i wychowawcą wielkiej liczby lotników, pilotów samolotów i szybowców nadano mu odznaczenie „Zasłużony dla Miasta Leszna” Był także współzałożycielem w 1970 roku Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Lesznie. Do dziś jest dobrym duchem lotnictwa. Nadal kształci, jako pasjonat lotnictwa, młodych szybowników i lotników. Mimo swoich lat, gdy jest taka potrzeba pojawia się na lotnisku i pracuje. Wspomina, że lotniczą pasję przejął po ojcu oraz że lotnikami byli jego kuzynowie, którzy w 1939 roku brali udział w obronie ojczyzny. Pochodzi z Kalisza, ale podkreśla że jego szczęściem było dostać się do Leszna - mekki szybownictwa, któremu całe swoje lotnicze życie zawdzięcza.

            Myślę, że aby oddać atmosferę panującą na jubileuszowym spotkaniu najlepiej posłużę się zdjęciami poniżej. Zacznę od zdjęć spotkania zarządu, który zawsze zbiera się godzinę przed spotkaniem.
Ławryszczuk Mariusz, Stanisław Stróżyk, Jan Marugi, Bronisław Czapski, Henryk Kucharski i Edward Sobczak

Mariusz Ławruszczuk, Jan Mikołajczyk, Stanisław Stróżyk, Jan Marugi, Bronisław Czapski, Henryk Kucharski, Edward Sobczak i Tadeusz Dobrociński na spotkaniu zarządu.
Ci sami co na poprzednim zdjęciu

Jak wyżej

Łysina Henia Kucharskiego, kawałek twarzy Edzia Sobczaka, Tadeusz DObrociński, Teofil Lenartowicz, Mariusz Ławryszczuk, Jan Mikołajczyk i ręce z wąsikiem Stanisława Stróżyka

Tadeusz Dobrociński, Teofil Lenartowicz, Mariusz Ławruszczuk i Jan Mikołajczyk

W kawiarni "Orlego Gniazda" gdzie odbyło się 90-lecie Józefa Młocka


Jak wyżej

Jak wyżej

Jak wyżej

Edward Sobczak, Jan Marugi i płk Ryszard Karpiński wręczający Józefowi Młocek przyznany mu dyplom seniora i Medal Pamiątkowy Stowarzyszenia Lotników Polskich, a wręczenia dokonano w imieniu płk Kazimierza Pogorzelskiego nie mogącego przybyć na uroczystość.

Oklaski, feta i zdjęcia w momencie odznaczania naszego Józia

Siedzą Herbert Majnusz, Ojciec Dominik Orczykowski, Dagmara Dulęba Poluszyńska, Bolesława Jońca, a stoi z aparatem fotograficznym Andrzej Szymczak - wspaniały fotograf który w prezencie podarował Józiowi duży portret i znak drogowy z 90-tką w tle. Następnie siedzą Henryk Kucharski i Tadeusz Dobrociński.

Prezes Loteczki Jan Marugi i Józef Młocek

Robiących Józiowi zdjęcia nie brakowało

Urocze, wspaniałe dwie kobiety Dagmara Dulęba Poluszyńka z Warszawy i Bolesława Jońca z Jeleniej Góry

Nasi drodzy Seniorzy pilot Herbert Majnusz oglądający otrzymane w prezencie od Szymczaka portrety i wspaniały ukochany przez wszystkich Ojciec Dominik Orczykowski. Zdradzić muszę, że Ojciec obchodzić będzie swoje 90-lecie w przyszłym roku 29 czerwca. Już się przygotowujmy do tej uroczystości. 

Andrzej Szymczak odczytuje Józiowi dalsze życzenia

Życzenia i oklaski

Andrzej Szymczak wręcza naszemu drogiemu Józiowi wykonany przez siebie duży portret.

Uśmiechnięci Józef Młocek i Andrzej Szymczak trzymający w ręku ogromnych rozmiarów portret Józia

W środku moja żona Lidia Lenartowicz coś oglądająca, a z lewej Rozalia Ligus i jej mąż Zbigniew. Zaprosiliśmy ich, bo Pani dr Rozalia Ligus jako nauczyciel akademicki Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu jest zainteresowana aktywnością osób +60. Biorąc udział w międzynarodowym programie prowadzi wywiady z osobami starszymi na temat ich aktywności i ogromnie pragnie przeprowadzić takie wywiady w "Loteczce"  

Gratulacje, zdjęcia, zdjęcia, śpiewy i życzenia ciągle trwały

Sobczak, Jan Marugi, Musiał,  Młocek, Adam Bisek i Czapski

Józiu Młocek trzyma w rękach znak drogowy otrzymany w prezencie od Andrzeja Szymczaka

Bronisław Czapski cały czas fotografuje

Dagmara Dulęba Poluszyńska i Bolesława Jońca

Trzej wspaniali faceci Jerzy Siatkowski, Ojciec Dominik Orczykowski i Paweł Bamberski 


Przygotowanie do grupowego zdjęcia

Zdjęcie w grupie

Stanisław Stróżyk, Jan Marugi i Stanisław Maksymowicz


Rozalia Ligus w rozmowie z Lidią Lenartowicz. Pani Rozalia wyznała, że była zauroczona spotkaniem w "Loteczce"




Zajęci rozmową Paweł Bamberski i Jan Mikołajczyk





Podczas chóralnych śpiewów 100 lat

Adam Szmajdziński i Ryszard Czeszejko Sochacki

Grajkowie byli wspaniali Stanisław Błasiak na skrzypcach i na harmoniach Józef Kostka i Jubilat Józef Młocek

Czwórka od lewej to O. Dominik Orczykowski, Jerzy Madler z Warszawy podobnie jak Dagmara Dulęba Poluszyńska i Bolesława Jońca

Grajkowie byli niezmordowani

Grajkowie, a wśród nich Teresa Maszczyńska Ćwik

Stanisław Błasiak na skrzypcach dyrygował kapelą



Jubilat Józiu Młocek mimo ze na tabletkach przeciwbólowych, to jednak na harmoszce niezmordowanie wygrywał

Józef Kostka z harmonią, Józef Młocek, Teresa Ćwik Maszczyńska, Teofil Lenartowicz i Józef Czapski

Teresa Ćwik Maszczyńska, Teofil Lenartowicz i Bronisław Czapski

Andrzej Szymczak, Józef Kostka i płk Ryszard Karpiński


Henryk Kucharski - sekretarz klubu "Loteczka" i Tadeusz Karczmarek

Jan Marugi - prezes klubu "Loteczka" Herbert Majnusz, Jerzy Madler i Dagmara Dulęba Poluszyńska

Bolesława Jońca popularnie zwana Bolesią jest wspaniałą kobietą zakochaną w lotnictwie

Teresa Ćwik Maszczyńska i małżeństwo Rozalia i Zbigniew Ligusowie


Rozalia Ligus, Tadeusz Dobrociński i Edward Sobczak - wice prezes "Loteczki"

Na zakończenie uroczystości zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie.

Moment  wręczania przez płk Ryszarda Karpińskiego Józiowi Młockowi Pamiątkowego Medalu od Stowarzyszenia Lotników Polskich

Siedzący prezes Loteczki Jan Marugi, Józiu Młocek trzymający w rękach znak drogowy Adam Bisek - właściciel obiektu "Orle Gniazdo", Andrzej Szymczak i nieustannie fotografujący Bronisław Czapski

Bezustannie grająca kapela i ja Teofil podchodzący do nich z lewej strony
Powyższe zdjęcia świadczą o wspaniałej spontanicznej uroczystości jaka wydarzyła się ostatnio w "Orlim Gnieździe" Nie spodziewano się tylu gości i prezentów. Jeśli natomiast o prezenty chodzi, to oprócz Józia Młocka, Andrzej Szymczak obdarował kilku innych pamiątkowymi portretami. Między innymi, oprócz Ojca Dominika, także ja otrzymałem pięknie wykonane o dużych rozmiarach kilkanaście własnych portretów, za co z wdzięcznością serdecznie mu tą drogą dziękuję. 
Na zakończenie pragnę wspomnieć, że ze statystyk i innych informacji wynika, że tematy z mojego blogu docierają do coraz większych kręgów nie tylko w kraju, ale też za granicą. Stąd zainteresowanych lotnictwem pragnę powiadomić o kilku innych ciekawych stronach Internetowych o profilu lotniczym. Jest to bloger lotniczy Pana Jana:
 www.bloggerlotniczy.blogspot.com
Strona dotycząca lotnictwa wojskowego p. K. Plachy Hetman:
 ahttp://www.polot.net/
Także strona pisana przez młodą dziewczynę:
http://maszynyokiemdziewczyny.blogspot.com/
Nie zapominajmy też o wchodzeniu na stronę "Loteczki": http://www.loteczka.eu/index.dhtml
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 20 luty 2017

30 stycznia 2017

HOTEL KOSMONAUTY WE WROCŁAWIU

We Wrocławiu gościł amerykański astronauta polskiego pochodzenia
Chopin w kosmosie
Pułkownik George Zamka – szef amerykańskiej misji kosmicznej z 2010 roku gościł we Wrocławiu w dniach 8-9 października.
Okazją do wizyty był Światowy Dzień Przestrzeni Kosmicznej, który obchodzony jest od 1999 roku.
W ramach tego święta, we wrocławskiej Operze odbył się specjalnypokaz filmu „Chopin w kosmosie”,
autorstwa Adama Ustynowicza.Reżyser sam jest pilotem, a zarazemprzyjacielem wielu astronautów
z NASA. Spytał ich kiedyś, co czują w przestrzeni kosmicznej. Odpowiedzieli że nie są w stanie opisać
tego żadnymi słowami. Wówczas Ustynowicz wpadł na pomysł,że uczucia można spróbować wyrazić muzyką. Zaproponował Georgowi Zamce, który właśnie szykował się do kolejnego kosmicznego lotu, by zabrał w kosmos muzykę Chopina. - George w pierwszej chwili nie bardzo był zachwycony tą propozycją.
Chopin – zapytał , może lepiej jakieś new age – opowiada Ustynowicz. Ponieważ jednak nie było zbyt wie-
le czasu, reżyser sam dokonał wyboru utworów i zaprosił do ich nagrania Karola Radziwinowicza i orkiestrę
Sinfonia Viva.– Nagraną wtedy muzykę wysłałem do Stanów mailem, bo nawet nie było czasu na przygotowanie płyty. George sam ją wypalił na komputerze i tak poleciała w kosmos.
– Wiedziałem, że właśnie trwa Rok Chopinowski i po prostu nie mogłem nie wziąć tej płyty – opowiada
Zamka. – Pracowaliśmy ciężko. Instalowaliśmy na stacji kosmicznej elementy, a w tle był Chopin. Wspaniałe!
– dodaje astronauta.
Zamka ma polskie korzenie. Jego pradziadek August Zamka mieszkał na Pomorzu. W 1885 r. wyjechał z rodziną do Milwaukee. W Polsce był stolarzem, więc w USA otworzył sklep meblowy. – Ta wizyta w Polsce jest już piąta, jeśli dobrze pamiętam. Polska ma wspaniałe tradycje, a ludzie tutaj są fantastyczni – mówi Zamka.
Gości zgromadzonych w Operze przywitał po polsku „dobry wieczór” i „jak się macie”, czym od razu zdobył
serca ok. 680 osób zgromadzonych na widowni.
Zamka karierę w amerykańskim wojsku rozpoczął od studiów matematycznych w Akademii Morskiej.
Potem zdobył dyplom inżyniera zarządzania na Floryda Institute of Technology. Następnie służył jako pilot marynarki wojennej. W 1998 r. został przyjęty do NASA. Tam zdobył kwalifikacje pilota wahadłowców i szkoleniowca. W pierwszą misję poleciał w 2007 r. na pokładzie wahadłowca Discovery. W 2010 roku dowodził wyprawą na promie Endeavour, który dowiózł części zamienne na Międzynarodową Stację Kosmiczną.
To właśnie wtedy w kosmos zabrał Chopina. Nie był to jego pierwszy symboliczny gest. Podczas pierwszej misji
w 2007 r. zabrał na pokład promu pamiątkową plakietkę 7. Eskadry Myśliwskiej Tadeusza Kościuszki.
W tej jednostce służyli w latach 1918-1925 obok Polaków także amerykańscy ochotnicy.
Organizatorem spotkania był Hotel Kosmonauty, który jako jedyny taki w Polsce został wybudowany przez
Adama Biska – pilota, przyjaciela wielu kosmonautów, w tym generała Mirosława Hermaszewskiego.
Jak zaczęła się przygoda Adama Biska z astronautyką?
– Wszystko, co w życiu robię, zdarza mi się przez przypadek – mówi.
– Również latać zacząłem przez przypadek. W 1994 roku zapisałem syna na szkolenie szybowcowe. Instruktorzy z Aeroklubu Wrocławskiego zaproponowali mi, żebym też spróbował pilotażu. I to nie na szybowcach, ale na samolotach. By nauczyć się latać kupiłem samolot, a od lotu w chmurach już blisko w kosmos i do realizacji marzeń o locie na orbitę okołoziemską – dodaje Adam Bisek.
W Operze odebrał również życzenia i gratulacje z okazji 40-lecia firmy, bo właśnie w tym roku świętował tak
wspaniały jubileusz. – To, co robię pozwala mi realizować marzenia. Lubię to co robię. Teraz w planach mam
otwarcie szkoły pilotażu i kontrolerów lotu – dodaje Adam Bisek.
Szkoła ma powstać przy kompleksie, który tworzy Hotel Kosmonauty i Restauracja Orle Gniazdo. Hotel Ko-
smonauty to nowoczesny hotel biznesowy położony ok. 2 km od Portu Lotniczego Wrocław i 3 km od miejskiej obwodnicy autostradowej A8.
Inspiracją budowy hotelu w kształcie stacji kosmicznej MIR byli kosmonauci i astronauci z całego świata, którzy gościli w Polsce z okazji XXV-lecia lotu w kosmos generała Mirosława Hermaszewskiego.
Znajduje się tu symulator F-16 Fighting Falcon, kokpit odwzorowany z prawdziwej maszyny w skali 1:1.
Dwumetrowy ekran oraz czujnik ruchów głowy zainstalowany w hełmie,pozwalają cieszyć się wrażeniem lotu
prawdziwą maszyną.
Atrakcją hotelu są również apartamenty dedykowane kosmonautom– Mirosławowi Hermaszewskiemu, Walentynie Tierieszkowej czy właśnie Georgowi Zamce.
Na terenie kompleksu stoją także prawdziwe samoloty, które jeszcze w latach 80 XX wieku latały. Myśliwiec MiG-21, który stacjonował w Poznaniu wykonywał loty nad Wrocławiem. Drugim samolotem jest samolot szkolno-treningowy ISKRA, pierwsza polska konstrukcja lotnicza napędzana silnikiem odrzutowym.
W hotelu znajduje się także Wystawa Malarstwa Lotniczego autorstwa
Waldemara Miszkurki, który w 1997 mieleckim „Antkiem” (AN-2) odbył podróż dookoła świata.
Hotel Kosmonauty jest dopełnieniem istniejącego kompleksu, który tworzą restauracja Orle Gniazdo z otaczającym ją rozległym terenem zielonym wraz z wpisaną pośrodku Aleją Dębów. W hotelu często i chętnie goszczą piloci i kosmonauci. Również tu spotkali się z Georgem Zamką po oficjalnych uroczystościach w Operze.
Wśród gości byli m.in. generał Gromosław Czempiński. – Latając mamy dobre doznania, wspaniałe widoki, uczucia, ale zawsze się zastanawiam, jak to jest wyżej, w kosmosie.
Patrząc na ten film, który obejrzeliśmy wydaje się, że to są niewyobrażalne odczucia. Nie ma wątpliwości, że każdy marzy o locie w kosmos. Trzymam kciuki za pomysł Adama Biska, by stworzyć tutaj szkołę pilotów i kontrolerów lotu – to cenna inicjatywa. Na spotkaniu był też prof. Piotr Wolański, wybitny naukowiec, specjalista od silników rakietowych, pod którego okiem studenci zbudowali pierwszego polskiego satelitę. – Nasz sprzęt lata od dawna. Ponad 70 polskich urządzeń latało w kosmos, niektóre działają nadal, jedno z nich – do pomiaru temperatury działa na księżycu Saturna Tytanie. Myślę, że kiedyś nie tylko nasze urządzenia, ale też Polacy poleca znowu kosmos. Jesteśmy od trzech lat w Europejskiej Agencji Kosmicznej i wdrażamy się w większą aktywność w kosmosie. Dziś już wiadomo, że bez kosmosu nie da się rozwijać na Ziemi i jesteśmy na dobrej drodze, by osiągać w tej dziedzinie
sukcesy – podkreśla profesor.
Na wydarzeniu nie mogło zabraknąć pułkownika pilota Hieronima Kowalskiego, przyjaciela Adama Biska, który
jako dwunastolatek zdobywał Berlin.Jest też przyjacielem Mirosława Hermaszewskiego. W 1978 roku był blisko zo-
stania kosmonautą. Do lotu szykowali się razem, ale to Hermaszewski poleciał w kosmos. – Jest taki lekki żal, ale cieszę się, że to mój kolega poleciał.
Pułkownik Kowalski lata do dziś. Jest też egzaminatorem kandydatów na pilotów. Jego życie to historia na film.
Urodził się we Włocławku. Jako 6-la-tek był świadkiem rozstrzelania matki podczas likwidacji włocławskiego
osiedla. Przeżył przykryty jej ciałem.Hieronim „Franek” Kowalski należy do ostatnich „synów pułku”. Tak nazywa-
no sieroty wojenne przygarnięte przez wojsko. W styczniu 1945 roku znaleźli go rannego żołnierze rosyjscy. Wspól-
nie z nimi przeszedł drogę do Berlina.Za udział w zdobywaniu stolicy Niemiec został odznaczony orderem Virtuti Militari. Kowalski po zakończeniu wojny wrócił do Włocławka. W 1946 roku trafił do Modlina, a potem do Krzesin pod Poznaniem, gdzie został jednym z dwunastu pierwszych polskich pilotów myśliwców MIG-21.
Spotkanie z Georgem Zamką zakończyło się w niedzielę. Astronautai profesor Piotr Wolański posadzili
swoje drzewa w Alei Dębów. Pierwsze dęby w 2003 roku zasadzili tu generał Mirosław Hermaszewski oraz rosyjscy
kosmonauci Aleksiej Leonow i Walerij Kubasow – uczestnicy misji Sojuz-Apollo. Dziś w alei rośnie ponad
140 drzew, a każde z nich posadzili osobiście astronauci, lotnicy oraz wybitni naukowcy i politycy. Są wśród
nich m.in. premier Francji w latach 2002-2005 Jean Pierre Raffarin, astronauta, były wiceszef NASA Jon McBride, były prezydent Wrocławia Bogdan Zdrojewski, a także wielu kosmonautów, a wśród nich m.in.:Piotr Klimuk Giennadij Striekałow, Georgi Iwanow, Bertalan Farkas, Dietrich Merbold, Aleksander Iwanczen-
ko, Boris Jegorow, Vladimir Remek.

21 listopada 2016

LASEK: WALI SIĘ GMACH KŁAMSTW MACIEREWICZA.



Lasek: Wali się gmach kłamstw Macierewicza

"Zgadzam się z panem ministrem Macierewiczem: wali się gmach kłamstwa smoleńskiego, tego, które jako poseł i obecnie minister przez 6 lat stara się budować" - mówi dr Maciej Lasek, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i członek komisji Millera

Kamila Terpiał: "Wali się gmach smoleńskiego kłamstwa" - ostrzegał podczas ostatniego posiedzenia komisji obrony narodowej minister Antoni Macierewicz. Pan jest współautorem tego "kłamstwa". Obawia się pan tego, co się będzie działo?Maciej Lasek: Absolutnie się nie obawiam. Być może pan minister został źle zrozumiany, ponieważ wali się gmach kłamstwa, ale tego, które on przez wiele lat w swoim zespole parlamentarnym pokazywał. Bo są to jedyne kłamstwa smoleńskie, które istnieją. Członkowie podkomisji powołanej przez min. Macierewicza wcześniej działali w tym zespole i podpisywali się pod różnymi fantastycznymi teoriami, takimi jak wybuch czy zamach, a dzisiaj nikt z nich głośno już o tym nie mówi. Poznaliśmy nawet kilka konkretów, np. że nie było wybuchu w okolicach silnika. Wcześniej była co najmniej jedna taka teoria formułowana właśnie przez tą grupę. Tak, zgadzam się z panem ministrem Macierewiczem: wali się gmach kłamstwa smoleńskiego, tego, które jako poseł i obecnie minister przez 6 lat stara się budować.
Według ministra Macierewicza i członków podkomisji to raport komisji Jerzego Millera został zmanipulowany, tak aby zatuszować prawdziwe przyczyny katastrofy. Czyli to on był kłamstwem?Pan minister Macierewicz dużo mówi, czasem bardzo emocjonalnie i wysublimowanym językiem, ale nie należy zapominać, że nie jest specjalistą od katastrof lotniczych. Nie ma ani jednego dowodu na setki hipotez, które w kontekście katastrofy pod Smoleńskiem przedstawiał. Gdy padały konkretne pytania, nie padały konkretne odpowiedzi. Jeżeli ktoś mówi, że zapisy czarnych skrzynek były zmanipulowane, a później nie jest w stanie pokazać na to żadnego dowodu, to o czym my mówimy? Prokuratura Wojskowa działała dokładnie na tych samych materiałach. Do dzisiaj, pomimo tego, że w prokuraturze również nastąpiła zmiana, to materiały pozostały te same. Nie ma żadnej informacji ze strony prokuratury, że nie dowierzają albo uważają, że materiały wcześniej zgromadzone zostały sfałszowane. To pokazuje, że wszyscy ci, którzy pracują na zweryfikowanym materiale dowodowym, dochodzą do tych samych wniosków.
Członkowie podkomisji powołanej przez min. Macierewicza wcześniej działali w tym zespole i podpisywali się pod różnymi fantastycznymi teoriami, takimi jak wybuch czy zamach, a dzisiaj nikt z nich głośno już o tym nie mówi.
Prokuratorzy chcą jednak przeprowadzić ekshumacje ciał wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej.To jest decyzja prokuratury, niezależna...
Wierzy pan w to, że rzeczywiście niezależna?Chciałbym w to wierzyć. Prokuratura tłumaczy swoją decyzję zapisami kodeksu postępowania karnego.
Czy te ekshumacje są potrzebne?Uważam, że jeżeli prokuratura podjęła taką decyzję, to dobrze byłoby, aby w pierwszej kolejności wykonała ekshumacje tych osób, których rodziny tego chcą. Jeżeli w tym postępowaniu nie zostaną stwierdzone nowe fakty mogące mieć wpływ na ustalenie przyczyn katastrofy, to dobrze byłoby, aby ponownie rozważono zasadność prowadzenia dalszych ekshumacji.
Czy możliwe jest, że czarne skrzynki zostały wcześniej znalezione i otworzone przez Rosjan? Tak twierdzi Antoni Macierewicz.Przecież na miejscu wypadku było bardzo dużo ludzi, którzy mogliby to potwierdzić albo zaprzeczyć. Fakty są takie, że czarne skrzynki zostały znalezione, okazane stronie polskiej, za zgodą polskich prokuratorów i w ich obecności oraz dwóch specjalistów zostały przewiezione do Moskwy, tam zapieczętowane w kasie pancernej i następnego dnia dopiero komisyjnie otwarte przez polskich specjalistów ze złamaniem plomby.
Pan minister Macierewicz dużo mówi, czasem bardzo emocjonalnie i wysublimowanym językiem, ale nie należy zapominać, że nie jest specjalistą od katastrof lotniczych. Nie ma ani jednego dowodu na setki hipotez, które w kontekście katastrofy pod Smoleńskiem przedstawiał.
Złamanie plomby oznacza, że nie mogły być wcześniej otworzone?Uważam, że nie mogły być. To jest jakaś rozpaczliwa próba pana ministra brnięcia dalej w narrację, że media rosyjskie już wiedziały, co było nagrane. Odsłuch słów czy całych fraz, które padają, trwa tygodniami, jeżeli nie miesiącami. Tego nie można zrobić w ciągu 10 minut. To samo dotyczy analizy parametrów lotu.
Podkomisja twierdzi, że głos w kabinie pilotów nie był głosem gen. Błasika. A jego ciało leżało zbyt daleko od kokpitu, więc go tam nie było.Przypomnę: na podstawie badań stwierdziliśmy za najbardziej prawdopodobne, że w kokpicie był gen. Błasik. W raporcie jest taka fraza: w tym momencie do kokpitu najprawdopodobniej wszedł dowódca sił powietrznych, ale jego rola była bierna. Dlaczego? Bo nie mieliśmy stuprocentowej pewności, że to był on. Ale bezsprzeczne jest to, że w kokpicie nagrały się słowa niewypowiadane przez nikogo z członków załogi. A na pokładzie samolotu była tylko jedna osoba, która znała się na technice lotniczej oprócz załogi, i był to właśnie gen. Błasik.
A jak to możliwe, że 60 metrów przed brzozą leżały...Nie 60 tylko 40, a to zasadnicza różnica.
Ja powtarzam słowa Antoniego Macierewicza. Czy to możliwe i o czym miałoby świadczyć?Ta informacja znajduje się w jawnym raporcie, ten fakt wbrew temu, co mówi pan minister, nie był ukryty. Chyba że tak samo, jak ukryty był film w serwisie YouTube. Ta informacja znalazła się w jawnym raporcie prokuratury, który każdy mógł przeczytać. Zresztą to nie elementy, tylko jeden element; są podane współrzędne miejsca jego znalezienia - 40 metrów przed brzozą. W tym samym rejonie samolot zderzał się z pierwszymi przeszkodami, co opisaliśmy w raporcie Millera. 60 metrów przed brzozą nie było żadnego kawałka. Zresztą zacytuję za jednym z blogerów: to byłby pierwszy jednoodłamkowy wybuch.
60 metrów przed brzozą nie było żadnego kawałka. Zresztą zacytuję za jednym z blogerów: to byłby pierwszy jednoodłamkowy wybuch.
Widział pan nowy-stary "wstrząsający" według ministra Macierewicza film ze spotkania Donalda Tuska z Władimirem Putinem? Ówczesny premier Rosji i jego minister mają tam przedstawiać inne przyczyny katastrofy. To wnosi coś nowego do sprawy?Ten film pierwszy raz był wyświetlony w telewizji chyba 11 kwietnia. Potem był dostępny w serwisie YouTube. Na filmie możemy zobaczyć, jak minister Federacji Rosyjskiej ds. Obrony Cywilnej i Sytuacji Nadzwyczajnych Siergiej Szojgu mówi, że kilometr stąd, w miejscu, gdzie samolot powinien lecieć normalnie na wysokości 60-80 metrów, drzewa są przycięte na wysokości 8 metrów. To pokazuje, że samolot leciał bardzo nisko. To jest istotna informacja, ale potwierdzająca późniejsze ustalenia. Powiem szczerze, że byłoby bardzo dziwne, gdyby już 10 kwietnia, bez przeprowadzenia żadnych badań, można było powiedzieć, jaka była przyczyna katastrofy. Badanie byłoby po prostu niepotrzebne.
W jakim celu minister Macierewicz chce wykorzystać ten film i inne pojawiające się ostatnio informacje?Proszę mnie nie pytać, jakimi drogami podążają myśli i zamierzenia pana ministra.
Będzie nowy raport podkomisji, w którym będzie jasno napisane, że katastrofa była skutkiem wybuchu na pokładzie samolotu?Nie sądzę, żeby coś takiego było możliwe, ponieważ nie ma żadnych dowodów na wybuch. Wydaje mi się, że raczej będą eliminowane kolejne hipotezy i koniec końców powiedzą to, co powiedziała komisja Millera, bo na nic innego nie ma dowodów.
Wiem, że materiał dowodowy nie zawiera żadnych dowodów na to, że przebieg wypadku był inny niż ustalony przez komisję Millera.
Myśli pan, że Antoni Macierewicz wycofa się ze swoich słów, które padały nie raz i nie dwa, że był wybuch i że to był zamach? Powie: przepraszam, myliłem się?Chciałbym, żeby tak zrobił. Wiem, że materiał dowodowy nie zawiera żadnych dowodów na to, że przebieg wypadku był inny niż ustalony przez komisję Millera. Wiem to, bo na tym materiale pracowałem. To samo wiedzą biegli prokuratury. Wszyscy specjaliści, którzy byli na miejscu wypadku i pracowali na materiale źródłowym, doszli do takich samych wniosków.
Czy wrak Tupolewa jest potrzebny w kraju?Jeżeli on miałby przekonać podkomisję i ludzi, których zmanipulowano tą narracją prowadzoną przez ministra Macierewicza, to dobrze, gdyby był. Jest dowodem w toczącym się w prokuraturze postępowaniu i, pomimo że biegli prokuratury też mieli do niego dostęp, to powinien wrócić jak najszybciej do Polski.
Ale do czego miałby przekonać?Że nie było wybuchu, ani zamachu.
Jeżeli zostanie sprowadzony, to chyba jednak w innym celu...No, chyba tak, ale... Popatrzmy na to rozsądnie. Specjaliści opierają się na faktach, wiedzy i doświadczeniu. Jeżeli ktoś mówi, że białe jest czarne, a czarne jest białe, to można poprosić innego specjalistę, żeby to zweryfikował. Proszę zobaczyć: osiemnastu członków komisji Millera było na miejscu wypadku, biegli prokuratury byli na miejscu wypadku i mamy te same wnioski. Nikt z członków podkomisji nie był na miejscu wypadku i mają inne wnioski. Dopóki członkowie podkomisji nie dostali dostępu do materiału dowodowego, wygłaszali najróżniejsze teorie i hipotezy, a dzisiaj są zdecydowanie bardziej ostrożni. Dlaczego? Bo nie mają żadnego materiału, który mógłby ich tezy w jakikolwiek sposób uprawdopodobnić. Co oni od kilku miesięcy robią? Zamiast badać, starają się jedynie podważać ustalenia komisji Millera, opierając się głównie na materiale zebranym przez tą komisję. Zadziwiające. Jest to pierwsza próba audytu prowadzonego przez amatorów, ludzi, którym nikt nigdy wcześniej nie powierzył badania wypadku lotniczego, którzy nigdy nie byli na miejscu wypadku. Z ich dotychczasowej pracy - 8 miesięcy - nic nie wynika.
Podobno wynika więcej niż z 15 miesięcy pracy poprzedniej komisji.To są słowa, tylko słowa, za nimi nic nie idzie. W normalnym świecie te osoby, które bez żadnych dowodów podpisywały się pod tezami zespołu pana posła Macierewicza, nie mogłyby być nigdzie zatrudnione jako badacze. Wyobraża pani sobie, że to gremium zostaje wysłane na miejsce katastrofy samolotu wojskowego? Przecież nikt ich do tego nie dopuści! W dziedzinie badania wypadków żadna z tych osób nie jest w stanie udokumentować jakiegokolwiek doświadczenia. Większość nie spełnia wymogów prawa lotniczego. Nie mówię, że wszyscy. Ale chyba wszyscy chcielibyśmy, żeby tą wielką tragedią zajmowali się prawdziwi eksperci, ludzie najbardziej doświadczeni. Proszę zauważyć, że praca tych ludzi może bezpośrednio przełożyć się na obniżenie bezpieczeństwa w polskim lotnictwie.
W normalnym świecie te osoby, które bez żadnych dowodów podpisywały się pod tezami zespołu pana posła Macierewicza, nie mogłyby być nigdzie zatrudnione jako badacze. Wyobraża pani sobie, że to gremium zostaje wysłane na miejsce katastrofy samolotu wojskowego? Przecież nikt ich do tego nie dopuści!
Mówi się, że będzie pan ekspertem zespołu PO, który ma prostować kłamstwa Antoniego Macierewicza. Nie obawia się pan, że druga strona łatwo będzie mogła oskarżyć pana o to, że zawsze chodził pan na pasku Platformy?Nigdy ani ja, ani moi koledzy nie chodziliśmy na niczyim pasku, co jest teraz powodem, że musieliśmy pożegnać się z pracą. Taka spotkała nas "nagroda" za wyjaśnienie przyczyn narodowej tragedii, jaką była katastrofa pod Smoleńskiem. Jeżeli zostanę poproszony o wyjaśnienia dotyczące ustaleń komisji Millera, badania wypadków, czy działania systemów samolotu, to pomogę, bo taki jest mój obowiązek jako specjalisty. Ale nie zamierzam włączać się w politykę. Z punktu widzenia merytorycznego badanie tego wypadku zostało już zakończone w 2011 roku.
Teraz zostało wznowione.Dla mnie to jest właśnie działanie polityczne. Nie ma żadnych merytorycznych czy prawnych przesłanek uzasadniających polityczną decyzję o wznowieniu badania.