Lotniska nie ma, ale prezesi już kłócą się o władzę.
Karol Adamaszek
2011-02-14, ostatnia aktualizacja 2011-02-13 15:54
Popierany przez PiS prezes spółki budującej lotnisko blokuje związanego z Platformą wiceprezesa. Konflikt trwa od pół roku, a rada nadzorcza nie potrafi go rozwiązać
ZOBACZ TAKŻE
- Lotnisko w Świdniku. Nie będzie jak dojechać? (21-01-11, 21:28)
- 2010: prywatyzacje, lotnisko, gaz i wciąż mało pracy (27-12-10, 22:00)
- Świdnik. Ruszyła wycinka drzew pod lotnisko ZDJĘCIA (09-11-10, 19:00)
Za budowę lotniska odpowiada spółka Port Lotniczy Lublin. Najwięcej, ponad 63 procent udziałów ma w niej miasto Lublin. Drugim największym akcjonariuszem w porcie jest samorząd województwa (prawie 32 procent). W pięcioosobowej radzie nadzorczej mają po dwa głosy.
Prezesem PLL jest biznesmen z branży developerskiej Grzegorz Muszyński. Posadę dostał w czasach, gdy PiS współrządził regionem. Muszyński cieszy się dużym zaufaniem polityków tej partii.
W trzyosobowym zarządzie zasiada jeszcze, niepowiązany polityczne specjalista z branży lotniczej Dariusz Krzowski. Od połowy ubiegłego roku wiceprezesem firmy jest Władysław Grasza.
Graszę popiera z kolei część polityków miejskiej Platformy Obywatelskiej. - Uznaliśmy, że w zarządzie przydałby się ktoś reprezentujący większościowego właściciela, czyli ratusz - mówi nam jeden z działaczy PO.
Burza wokół Graszy rozpętała się w październiku, tuż przed wyborami samorządowymi. Na konferencji prasowej polityk PiS i członek rady nadzorczej portu Artur Soboń zarzucił wiceprezesowi, że bierze pieniądze za pracę w zarządzie choć nic nie robi, bo nie ma przydzielonych obowiązków.
Problem obiecał wówczas rozwiązać Jacek Sobczak, wicemarszałek z PO i szef rady nadzorczej spółki. Do dziś tego nie zrobił.
Tymczasem "Gazeta" dotarła do niepokojącego pisma wiceprezesa. 10 stycznia wysłał je do rady nadzorczej i urzędu miasta. "Prezes Spółki stwierdził wobec mnie, że nie będzie ze mną współpracował" - ubolewa w korespondencji Grasza. Następnie punkt po punkcie wylicza zarzuty wobec swojego szefa, który:
* nie zwołuje wymaganych regulaminem comiesięcznych posiedzeń zarządu, w rezultacie wiceprezes nie jest informowany na bieżąco o inwestycji;
* zabrania kontaktować się Graszy z pracownikami spółki, chyba, że sam wyrazi na to zgodę;
* uniemożliwia wiceprezesowi podpisywanie faktur, ważnych umów czy innych dokumentów
* Grasza nie może też kopiować dokumentów dla siebie. Wiceprezes daje przykład: gdy chciał skserować protokół z posiedzeń zarządu, pracownik spółki próbował mu go wyrwać, tłumacząc się poleceniami prezesa Muszyńskiego.
Wiceprezes Grasza podkreśla, że to tylko niektóre z piętrzonych przed nim trudności. "Postawa i działania Prezesa nie tylko łamią dobre obyczaje, ale także wewnętrzne regulacje i obowiązujące przepisy prawne dotyczące działalności zarządów spółek kapitałowych" a także, że "nie liczy się on zarówno z wolą Rady Nadzorczej jak i akcjonariuszy"
- Staram się wykonywać postawione przede mną zadania, choć nie z mojej winy jest to mocno utrudnione - mówi "Gazecie" Grasza.
Prezes Muszyński odbija piłeczkę: - W tym liście jest prawda według pana Graszy. Ja nie współpracuję z ludźmi, którzy niewiele potrafią, a tym bardziej nie znają się na biznesie lotniczym. Spółce nie jest potrzebny trzyosobowy zarząd. Ja o pana Graszę nie prosiłem, zdecydowali o tym właściciele. Pan Grasza chciał się zajmować finansami i zatrudnieniem w spółce, ale wtedy musiałbym mu oddać część swoich obowiązków.
"Gazeta": - Zabrania pan pracownikom kontaktowania się z nim?
Muszyński: - Jestem za transparentnością, ale pan Grasza zaczął przepytywać moich ludzi! Musiałem przeciwko temu zaprotestować. Jakby się pan czuł, gdyby przyszedł nowy szef i wypytywał pracowników o wykształcenie czy kwalifikacje? Przecież może zajrzeć do akt personalnych.
Wicemarszałek Jacek Sobczak twierdzi, że próbował rozwiązać konflikt między prezesami, ale przed miesiącem prezes Muszyński nie przyszedł na posiedzenie rady nadzorczej i przez to nic nie dało się zrobić. Kolejne posiedzenie zaplanowano na dzisiaj.
Sobczak: - Nie powinny tego roztrząsać media, ale statutowy organ spółki, jakim w demokratycznym państwie prawa jest rada nadzorcza.
Źródło: Gazeta Wyborcza Lublin
Prezesem PLL jest biznesmen z branży developerskiej Grzegorz Muszyński. Posadę dostał w czasach, gdy PiS współrządził regionem. Muszyński cieszy się dużym zaufaniem polityków tej partii.
W trzyosobowym zarządzie zasiada jeszcze, niepowiązany polityczne specjalista z branży lotniczej Dariusz Krzowski. Od połowy ubiegłego roku wiceprezesem firmy jest Władysław Grasza.
Graszę popiera z kolei część polityków miejskiej Platformy Obywatelskiej. - Uznaliśmy, że w zarządzie przydałby się ktoś reprezentujący większościowego właściciela, czyli ratusz - mówi nam jeden z działaczy PO.
Burza wokół Graszy rozpętała się w październiku, tuż przed wyborami samorządowymi. Na konferencji prasowej polityk PiS i członek rady nadzorczej portu Artur Soboń zarzucił wiceprezesowi, że bierze pieniądze za pracę w zarządzie choć nic nie robi, bo nie ma przydzielonych obowiązków.
Problem obiecał wówczas rozwiązać Jacek Sobczak, wicemarszałek z PO i szef rady nadzorczej spółki. Do dziś tego nie zrobił.
Tymczasem "Gazeta" dotarła do niepokojącego pisma wiceprezesa. 10 stycznia wysłał je do rady nadzorczej i urzędu miasta. "Prezes Spółki stwierdził wobec mnie, że nie będzie ze mną współpracował" - ubolewa w korespondencji Grasza. Następnie punkt po punkcie wylicza zarzuty wobec swojego szefa, który:
* nie zwołuje wymaganych regulaminem comiesięcznych posiedzeń zarządu, w rezultacie wiceprezes nie jest informowany na bieżąco o inwestycji;
* zabrania kontaktować się Graszy z pracownikami spółki, chyba, że sam wyrazi na to zgodę;
* uniemożliwia wiceprezesowi podpisywanie faktur, ważnych umów czy innych dokumentów
* Grasza nie może też kopiować dokumentów dla siebie. Wiceprezes daje przykład: gdy chciał skserować protokół z posiedzeń zarządu, pracownik spółki próbował mu go wyrwać, tłumacząc się poleceniami prezesa Muszyńskiego.
Wiceprezes Grasza podkreśla, że to tylko niektóre z piętrzonych przed nim trudności. "Postawa i działania Prezesa nie tylko łamią dobre obyczaje, ale także wewnętrzne regulacje i obowiązujące przepisy prawne dotyczące działalności zarządów spółek kapitałowych" a także, że "nie liczy się on zarówno z wolą Rady Nadzorczej jak i akcjonariuszy"
- Staram się wykonywać postawione przede mną zadania, choć nie z mojej winy jest to mocno utrudnione - mówi "Gazecie" Grasza.
Prezes Muszyński odbija piłeczkę: - W tym liście jest prawda według pana Graszy. Ja nie współpracuję z ludźmi, którzy niewiele potrafią, a tym bardziej nie znają się na biznesie lotniczym. Spółce nie jest potrzebny trzyosobowy zarząd. Ja o pana Graszę nie prosiłem, zdecydowali o tym właściciele. Pan Grasza chciał się zajmować finansami i zatrudnieniem w spółce, ale wtedy musiałbym mu oddać część swoich obowiązków.
"Gazeta": - Zabrania pan pracownikom kontaktowania się z nim?
Muszyński: - Jestem za transparentnością, ale pan Grasza zaczął przepytywać moich ludzi! Musiałem przeciwko temu zaprotestować. Jakby się pan czuł, gdyby przyszedł nowy szef i wypytywał pracowników o wykształcenie czy kwalifikacje? Przecież może zajrzeć do akt personalnych.
Wicemarszałek Jacek Sobczak twierdzi, że próbował rozwiązać konflikt między prezesami, ale przed miesiącem prezes Muszyński nie przyszedł na posiedzenie rady nadzorczej i przez to nic nie dało się zrobić. Kolejne posiedzenie zaplanowano na dzisiaj.
Sobczak: - Nie powinny tego roztrząsać media, ale statutowy organ spółki, jakim w demokratycznym państwie prawa jest rada nadzorcza.