23 czerwca 2013

WSPOMNIENIE O WACŁAWIE NYCZU


Odszedł Wacek, odeszły i Wilgi – wspomnienie o Wacławie Nyczu


Przylądek Dobrej Nadziei, Wacław Nycz, Marek Kachaniak, fot. archiwum Marka Kachaniaka
„Powróciły wdzięczne na chwilę podczas ceremonii pożegnania. Wśród nich nad Powązkami zjawiła się również ostatnia latająca Wilga „Biało-Czerwona”, dokładnie taka, na jakiej zdobywał dla Polski medale. Nie mogło jej zabraknąć. Nie w takim momencie” – Marek Kachaniak (na zdjęciu z Wacławem Nyczem).

17 kwietnia 2013 roku Polska straciła asa przestworzy, Wacława Nycza. Zginął w Warszawie w wypadku samochodowym nieopodal lotniska. Dwa dni później obchodziłby swoje 59. urodziny. 
Natychmiast we wszystkich mediach pojawiła się wzmianka o tragedii, a raczej gorący, chwytliwy news o śmiertelnym wypadku opatrzony galerią zdjęć rozbitego auta. Tymczasem często wśród fotografii brakowało najważniejszego zdjęcia, zdjęcia Wacława Nycza… To przykre, bo Nycz zrobił bardzo wiele dla polskiego lotnictwa.

- Sądzę, że niewielu pilotów zdecydowałoby się zrezygnować z latania w liniach na dużych samolotach i za „ duże pieniądze” na rzecz latania sportowego „dla idei”. Jednym z ważniejszych powodów zakończenia jego kariery sportowej był zbliżający się zmierzch „ery Wilgi”. Wacek i Wilga stanowili jedno - wspomina Kachaniak. 


Wacław Nycz  – pilot samolotowy, kapitan pilot PLL LOT S.A.
Wielokrotny indywidualny mistrz Polski w lataniu precyzyjnym (1980, 1982, 1987, 1988), medalista mistrzostw świata i Europy, w tym trzykrotny mistrz świata (1985, 1987, 1992) oraz dwukrotny mistrz Europy  (1988, 1991). Wielokrotny drużynowy Mistrz Świata i Europy. Wychowanek, a następnie instruktor Aeroklubu Rzeszowskiego. W początkach kariery trenował pod okiem wybitnego trenera kadry Zdzisława Dudzika oraz instruktorów Jana Barana i Witolda Świadka.
„Wacław Nycz był wspaniałym człowiekiem, znakomitym pilotem sportowym i komunikacyjnym w PLL LOT. Skąpe informacje w mediach publikowane po tragicznym w skutkach wypadku nie oddały w pełni wielkiej indywidualności Wacława. Nie ma wątpliwości, że jest postacią zasługującą na szczególną pamięć w naszych sercach.
Kiedy go poznałam był już utytułowanym pilotem. Pomimo bogatych doświadczeń i szeregu lat spędzonych w lotnictwie wciąż emanowała z niego potężna pasja latania. To było niezwykłe i jednocześnie czyniło z niego doskonałego popularyzatora sportów lotniczych. Z łatwością zjednywał sympatię innych. O lataniu potrafił opowiadać godzinami i w uroczy sposób. Zarażał lotnictwem. Posiadał charyzmę, jego twarz nie rozstawała się z uśmiechem. Był przyjacielski w kontaktach zarówno z kolegami i koleżankami, jak i współpracownikami. Trudno pogodzić się z myślą, że odszedł. To wielka strata dla całej społeczności lotniczej. Cześć Jego pamięci.”
Lidka Kosk

Był moim Przyjacielem – wspomnienie Marka Kachaniaka

Z Wacławem Nyczem poznaliśmy się w 1977 roku. Miałem 16 lat kiedy zapisywałem się do Aeroklubu Rzeszowskiego. Wacek miał wówczas 23 lata, o 7 więcej ode mnie, i był świetnie zapowiadającym się zawodnikiem. Nie latał wtedy na szybowcach. Całą swoją energię poświęcał na latanie rajdowe i precyzyjne. Jego wspaniała seria tryumfów rozpoczęła się od zwycięstwa w Mistrzostwach Polski Juniorów w Lataniu Rajdowo-Nawigacyjnym.
Rzeszów 1986, mistrzostwa Polski
od lewej Wyskiel, Nycz, Białek, Skalik , Świadek, Wójtowicz
fot. archiwum Marka Kochaniaka
W Aeroklubie Rzeszowskim latanie precyzyjne i rajdowo – nawigacyjne  stało w tamtym czasie na najwyższym światowym poziomie. Oprócz Wacka latali jeszcze Witold Świadek i Janek Baran, którzy byli członkami kadry narodowej, ale to Wacek posiadał wyjątkowy dar skupiania wokół siebie młodzieży. W krótkim czasie stał się liderem, który stworzył bardzo silną grupę zawodników latających rajdowo i precyzyjnie.  Dzięki jego osobie w mistrzostwach Polski startowało siedem załóg z Rzeszowa, a w następnych latach na 15 członków reprezentacji Polski aż siedmiu było z Rzeszowa.
Wacław Nycz był doskonałym akrobatą samolotowym. Wraz z Krzyśkiem Wyskielem stworzył najlepszą załogę w lataniu rajdowo – nawigacyjnym w Polsce. Od niego uczyłem się i akrobacji i  latania precyzyjnego i rajdowego. Wyszkolił wielu medalistów mistrzostw Polski juniorów, którzy później stawali na podium seniorskich zawodów. Sam dawał doskonały przykład. Jego zwycięstwa w Mistrzostwach Świata zawsze były dla nas powodem do wielkiej radości. Wszyscy z dumą identyfikowaliśmy się z Aeroklubem Rzeszowskim i naszym Wackiem Nyczem.
Od 1985 roku startowałem z Wackiem we wszystkich zawodach rozgrywanych w Polsce. Reprezentowaliśmy również nasz kraj poza granicami do 1996 roku, kiedy postanowił zakończyć karierę. Byliśmy wtedy z kadrą na Mistrzostwach Świata w Teksasie, w USA. Był w doskonałej formie i jako świetny zawodnik z pewnością mógł jeszcze odnosić sukcesy przez kolejne lata, a jednak usłyszałem od niego, że to ostatnie zawody.
Decyzja wiązała się z chęcią realizacji przez Wacka planów zawodowych, a raczej marzeń. Zawsze w trakcie rozmów wspominał o lataniu w liniach lotniczych. Osiągnięcie celu opóźnił o kilkanaście lat, ponieważ nie potrafił się oprzeć lataniu sportowemu i pragnieniu szkolenia młodzieży. Sądzę, że niewielu pilotów zdecydowałoby się zrezygnować z latania w liniach na dużych samolotach i za „ duże pieniądze” na rzecz latania sportowego „dla idei”.
Mistrzostwa Świata w RPA, 1991, fot. archiwum Marka Kachaniaka
Życie uszczupla nam grono przyjaciół. Odejście Wacka przypomina również o wcześniejszych smutnych chwilach w życiu naszego Aeroklubu. Śmierć Janka Barana podczas Mistrzostw Europy, Krzyśka Wyskiela podczas Mistrzostw Świata, a następnie Witka Świadka, pozbawiła nasze środowisko wspaniałych pilotów, wspaniałych ludzi. Wielokrotnie rozmawialiśmy o każdym z kolegów, którzy odeszli, wspominaliśmy ich ze łzami w oczach.
Zastanawiając się wiele razy nad tym, dlaczego Wacek tak wcześnie zakończył karierę zawodniczą, nabrałem przekonania, że jednym z ważniejszych powodów był zbliżający się zmierzch „ery Wilgi”. Wacek i Wilga stanowili jedno. On po prostu kochał ten samolot i na nim odnosił największe sukcesy.

Wacek odszedł, a razem z nim odeszły i Wilgi…
Powróciły wdzięczne na chwilę podczas ceremonii pożegnania. Wśród nich nad Powązkami zjawiła się również ostatnia latająca Wilga „Biało-Czerwona”, dokładnie taka, na jakiej zdobywał dla Polski medale. Nie mogło jej zabraknąć. Nie w takim momencie…
Marek Kachaniak
Sportowe Wywiady

3 komentarze:

  1. Będzie go nam bardzo brakowało. JM

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatni raz się widzieliśmy na trasie EPKT - EPWA, ja siedziałem z tyłu, a Ty Wacku z przodu - po lewej stronie. Mgła wtedy była chyba większa niż w Smoleńsku, ale ja byłem całkowicie spokojny i bezpieczny - bo Ty siedziałeś "na lewym" :-( Zawsze widziałem, że w lotnictwie najniebezpieczniejszy jest dojazd do lotniska... :-(
    Krzynior

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogromnym zaszczytem było dla mnie lecieć tą wilgą nad powązkami!!!

    OdpowiedzUsuń