12 września 2011

STRONA OSOBISTA JASIA MIKOŁAJCZYKA STRONA NR 2





Z życia wzięte...
Będą to prawdziwe historie, także z biznesu, które będą mam nadzieje potwierdzane przez świadków tych wydarzeń w komentarzach, będę je osobiście redagował w miarę wolnego czasu, a jest tego sporo. moje kredo życiowe
"Pan Jan rzeczy niemożliwe załatwia od ręki,
a na cuda trzeba trochę poczekać"
PS . Przekaz ten dedykuje, jakże zdolnej naszej młodzieży, żeby nie szukali podłego życia na emigracji, zaczynając pracę od posady "na zmywaku" tylko realizowali się, w naszym pięknym kraju. stronę tę będę redagował osobiście w miarę wolnego czasu, a na dzisiaj niestety go nie mam, niech ona sobie "wisi" i poczeka na lepsze czasy.
Pozdrawiam
Jasiu Mikołajczyk
..............................................................................................................................................................................................................................


„ Święto lotnictwa” 

Kanałami lotniczymi dowiedziałem, że Siły Powietrzne RP, wystawiły niepełnosprawny samolot An-2 wersja salonki do demobilu. Dotarłem natychmiast do Pana Gen. dyw. Kazimierza Dzioka, on już wcześniej mnie znał z mego ''chuligaństwa powietrznego”, jako Dyrektora Aeroklubu Dolnośląskiego”. Obawiałem się, że lista chętnych na ten samolot będzie długa. Podobno zarezerwował go sobie, nawet nasz kosmonauta Gen. Mirosław Hermaszewski .Dowiedziałem się o tym z poufnych źródeł. Czy to prawda ? To tylko może potwierdzić sam zainteresowany. Kolejka po nim była długa z biznesu lotniczego. Nie będę wdawał się w szczegóły, ale tu muszę dodać, że bez wsparcia Gen. dyw. Janusza Ornatowskiego ,moje szanse byłyby niewielkie. Doszło do naszego szybkiego  spotkania o które usilnie zabiegałem i muszę powiedzieć, ze Pan Gen. dyw. Kazimierz Dziok wydał szybką decyzję o przekazania samolotu dla mojego Aeroklubu.
Dałem swoje słowo honoru – zobowiązane, że do Święta Lotnictwa tj.za półtora miesiąca, samolot postawię na nogi i przylecę nim do Warszawy z kwiatami złożyć Panu Generałowi życzenia od Lotników Cywilnych. Wzbudziło to  wątpiwość Generała , czy w tak krótkim czasie jest to możliwe. Remont przebiegał na zasadzie „działań operacyjnych” - co to znaczy to wiedzą tylko Ci, którzy ze mną robili biznesy. Złamane śmigło było do wymiany pożyczyłem je, od Dyr. PZL Oddział Mielec Pana Roguza (przepraszam imię mi umknęło z pamięci), konieczne do przebazowania samolotu z Warszawy do Mirosławic. Z chwilą gdy miałem samolot u Siebie ,to nie było jakiejkolwiek trudności , żebym nie przeskoczył. Remont szedł sprawnie. O jego szczegółach nie będę się rozpisywał, każde pokonywanie przeszkód, żeby samolot był w pełni zdatny do lotu to osobna historia.
Danego słowa honoru dotrzymałem, samolot był odpicowany na „zicher”i na czas. Wziąłem do samolotu red. Henryka Pachę z kamerą i Jacka Dziedzio, polecieliśmy tym samolotem do Warszawy do Generała. Po drodze snułem przypuszczenia, że na pewno do Generała ,się nie dostanę, przecież to jest dzień jego Święta. Byłem pewien, że będzie full ludzi z życzeniami, choć spotkanie było umówione Jaki było moje zdziwienie że wszystkie służby do obsługi Dowódcy Sił Powietrznych RP nie miały nic do roboty. Nikt nie oczekiwał na wejście do Generała. Byłem ja sam i  red. Heniu Pacha. Po zameldowaniu się, u oficera w sekretariacie zostaliśmy wpuszczeni do pięknego gabinetu Generała z mnóstwem akcentów lotniczych dookoła. Generał przyjął mnie bardzo serdecznie .
 Trzymając w ręku duży bukiet kwiatów mówię, Panie Generale , jestem tu po to żeby zameldować wykonanie zadania, przyleciałem tym samolotem który mi Pan podarował, jest teraz w idealnym stanie, proszę go zobaczyć na kamerze red. tv Henryka  Pachy.
Po drugie pozwolę sobie w imieniu lotników w cywilu wręcz ten bukiet kwiatów na Pana ręce dla lotników wojskowych.. Generał, nie nmógł ukryć wzruszenia i mówi Jasiu, nikt nie przyszedł, jesteś jedynym gościem który pamiętał o Naszym Święcie.
Siadajcie proszę, w tym miejscu muszę dodać , że zachował sie pięknie mówiąc. Panie Generale, ja wolałbym zająć się kamerą, byłby świetny reportaż całej tej historii z samolotem. Jednak stanęło na tym, że będzie lepiej, jak tylko zostanie zarejstrowane wręczenie kwiatów. Jacek na to spotkanie nie chciał przyjść i słusznie. Wiesz Jasiu, bez koniaczka ,się nie obejdzie, po co kusić diabła. Zostanę w samolocie jeden z nas musi być, na czuwaniu, mamy jeszcze lot z powrotem do Mirosławic. Generał otworzył barek i mówi ,Jasiu masz do wyboru co chcesz, mówię Panie Generale najchętniej bym wypił z Panem dużą wódkę z dobrą zakąską, bo tematów byłoby dużo do pogadania. Ale ponieważ Pan jest w robocie, a ja jeszcze będę leciał do Mirosławic, pozostańmy przy kawie i paluszkach koniaczku. Generał wiesz Jasiu, dzisiaj chętnie bym się upił, ale muszę być na posterunku bo cholera wie, kto tu jeszcze zawita. Generał wyjął z barku najlepszy koniak siedliśmy w fotelach przy ławie. Heniu, mimo zaproszeń Generała , żeby nam towarzyszył, grzecznie odmówił, powiedział, że zadowoli się tylko kawą i siadł osobno w gabinecie przy dużym stole. Generał, zamówił kawę dla Henia. Pobyt w gabinecie trwał ok . 30 min. Ustaliliśmy Panie z Generałem , że jak pojawi się jakiś niezapowiedziany VIP to ja wypadam. Świetnie Jasiu że rozumiesz moją sytuację.

"Pozyskać serce Generała to tak jak pozyskać wszystkich ludzi w lotniczych mundurach"


Mnie interesowała inna kwestia, która mnie bardzo nurtowała w tym czasie były negocjacje ofsetowe z Amerykanami dotyczącego zakupu samolotów F-16 dla polskiej armii. Wydarzenia te śledziłem z największą uwagą. Po wypiciu następnych koniaczków prześliśmy w końcu na ten temat. I o dziwo nasze poglądy były dokładnie takie same. Jasiu ,opcji które my mundurowi forsowaliśmy o niebo na warunkach korzystniejszych było wiele. Nie mamy przełożenia na polityków. Efekty "spieprzonych" negocjacji polityków  z Amerykanami wychodzą dzisiaj już  na wierzch , wystarczy zapoznać się  z opiniami prawdziwych ekspertów od lotnictwa. Państwo poniosło ogromne straty wskutek niekompetencji polityjów z tamtego okresu.

Oni nie myślą kategoriami dobra kraju, zajęci są swoimi „wojenkami”. 

W sprawach obronności kraju dogadują się na poziomie politycznym. Nasze sugestie mundurowych nie są w w końcu brane brane pod uwagę. Jesteśmy na służbie, łatwo nie wygodnych odwołać.
Jak chcemy mimo tej niemocy coś przeforsować z korzyścią dla kraju, zaraz narażamy się politykom. Jednym podpisem możemy być odwoływani ze służby.
Tu poniżej jest mój dopisek :

Jak może być dobrze w wojsku, jak Ministrem Obrony Narodowej jest lekarz psychiatra !!!


Wymieniliśmy poglądy na wiele spraw związanych z lotnictwem. Nie chciałem dłużej nadużywać gościnności Pana Generała i zaproponowałem, że już na mnie czas i pozwoli Pan Generał, że się odmelduję.

Z lotniczym pozdrowieniem i z wyrazami głębokiego szacunku dla Pana Generała
Jasi Mikołajczyk


Ps. Pan Generał, dzisiaj jest w stanie spoczynku, na statusie obywatela tak jak każdy z nas, ma prawo wyrażać swobodnie swoje poglądy Oczywiste jest, że gdyby Pan Generał był na służbie to na taki publiczny tekst bym sobie nie pozwolił.
Może jeszcze będzie okazja Panie Generale się spotkać,? Tym razem ja postawię koniaczek.

Tekst: Jan Mikołajczyk
Wrocław dnia 12.09.2011 r.


...............................................................................................................................................................................................................................




Latania w Aeroklubie Dolnośląskim na Mirosławicach w ogólnym zarysie

Byłem jednym ze współzałożycieli Aeroklubu Dolnośląskiego nie będę tu się rozpisywał o części ''administracyjnej ''Aeroklubu w postaci członków „Zarządu”, która była dla mnie, tak naprawdę kulą u nogi w moim codziennym działaniu. W tym czasie pełniłem funkcję V-ce Prezesa i Dyrektora Aeroklubu. Początki były trudne bo część kolegów z Aeroklubu Wrocławskiego patrzyło na te moje działania nieprzychylnym okiem. Komentarze były takie ze rozbijam środowisko lotnicze itp. Moje argumenty do nich nie trafiały, że jak jest jakaś grupa ludzi która chce coś robić dla lotnictwa, to niech nawet będzie i dziesięć Aeroklubów na Dolnym Śląsku. Podawałem takie przykłady we Francji.
Całe swoje biznesowe życie pracowałem na własny rachunek, zawsze podejmowałem decyzje jednoosobowo. Nigdy nie byłem w swoich decyzjach skrępowany żadnymi uwarunkowaniami. Na uruchomienia Aeroklubu poświęciłem szeroko rozumiany potencjał środków jakimi dysponowałem i co najważniejsze bez reszty poświęciłem swój bezcenny czas. Zaangażowany byłem w to przedsięwzięcie całym sercem. Intuicyjnie czułem ,że wcześniej czy później dojdzie do konfliktu między mną, a Zarządem. Muszę tu dodać, że w pierwszym etapie wszystko się nawet dobrze układało, otrzymywałem od kolegów niezbędne wspomaganie.
Chciałem zorganizować latanie i to szybko, żeby to zrobić oprócz sprzętu trzeba mieć kadrę.
Zawsze miałem dobra rękę do ludzi zarażając ich swoją energią do działania.
Zalążek kadry był wspaniały pojawił się Grzesiu Glegoła, ze swoimi ''sierotami'' po Aeroklubie Wałbrzyskim, szybko nawiązaliśmy wspaniałą współpracę Grzesiu objął funkcję Szefa Wyszkolenia ,dogadałem się też ze Zbyszkiem Wodnickim objął funkcję Szefa Technicznego wraz ze Zbyszkiem Szydłowiczem - mechanikiem. Dołączyli do mnie: instr. pil. Herbert Majnusz, dochodząco instr. pil. Jurek Kopeć, instr. pil. Jacek Dziedzio, instr. pil. Janusz Janiszewski i wielu , wielu innych . Trzon kadry już miałem , a teraz ze sprzętem, zaczęliśmy go zdobywać gdzie się dało, na początku szybko dogadałem się z ''Marchelem'' Śp. Dyr. Aerokluby Ziemi Lubuskiej, było to jeden z niewielu Dyrektorów Aeroklubowych z którym mi się robiło najlepsze lotnicze biznesy. Pożyczył mi dwa szybowce i holówkę. Grzesiu, gdzieś w Łodzi namierzył wyciągarkę, która wyremontował i uruchomił. Potem pozyskaliśmy jeszcze wiele innego sprzętu w tym Bociana, Cobrę, dwa Puchatki, Juniora dwa AN-2, Wilgę, Zlina-142, Zlina 526-F, Gawrona. Dla mnie ważne było żeby mieć sprzęt, czy pożyczony , czy własny to nie było istotne Do grona członków dołączyli bardzo zaangażowani ludzi jak np. inż Jan Kalinowski i wielu innych. Z tą ekipą zapaleńców już można było działać. Latanie było przy każdej możliwej sposobności. Młodzież garnęła się do mnie na szkolenie. Zaczęliśmy je więc za wyciągarką, potem ta sama grupa odbyła szkolenie w systemie skoszarowanym na holu. Były to kursy płatne, cenę ustaliliśmy na możliwie najniższym poziomie. Z młodzieżą się dogadałem w ten sposób, że jak chcą latać za darmo to muszą pracować w sobotę i niedzielę na lotnisku od rana do wieczora. Żal mi było patrzeć jak całe dnie przebywają na lotnisku i nie maja kasy na latanie. Zawarliśmy układ, W weekendy zarabiamy kasę, obsługujemy loty pasażerskie do dyspozycji stawiam start za wyciągarką, za holem samoloty Z-142, Gawrona i An -2. Zostały powołane służby do sprawnej obsługi klienta, W weekendy już zaczęły do nas zaglądać rzesze sympatyków. Uruchomiliśmy też małą gastronomię i zaczęło się kręcić. Cennik wisiał co i ile i za co kosztuje. Czasami tak bywało, że za nim ktoś z lotników dojechał żeby mnie wspomóc w obsłudze, to ja wszystkie samoloty obsługiwałem sam jako pilot, przeskakując z z jednego w drugi. z obsługą dwóch wyżej wymienionych mechaników. Loty na akrobację były najdroższe czasami dziennie robiłem 5 do 7 stref. ''Kasiorka'', więc zaczęła przypływać. Było jeszcze wiele innych działań na pozyskanie kasy w tym z reklamami na lotnisku i na sprzęcie latającym. Następnym źródłem było cały ciąg pikników lotniczych oferowanych dla firm i wiele innych źródeł przychodu. Żeby sprawniej zarządzać tym całym biznesem lotniczym siedzibę Aeroklubu Dolnośląskiego przeniosłem do swojej firmy. I na tym skończył się ten w miarę dobry okres współpracy z kolegami z Zarządu. Moje ''menadżerski'' sposób zarządzania przestał się podobać. Przejęłem przecież ''pełnię władzy”. Zapomnieli o jednym; to co tworzyłem to nie dla siebie! Zbliżały się wybory władz do nowego Zarządu, po cichutku i powoli w czasie poprzyjmowali na członków Aeroklubu znajomych i członków swych rodzin.
Ich plan zadziałał, oczywiście nie zostałem wybrany do Zarządu. Zrezygnowałem więc z funkcji Dyrektora Pozbywając się mnie na pewno mieli już jakąś swoją inną koncepcję, rozwoju Aeroklubu. Już ją widać, szybowce znikły, zostały samoloty ludzi biznesu ,dobre miejsce do uprawiania ''prywaty'' przez ''Zarząd'' Pozostawiłem po sobie kupę sprzętu, gdzie on teraz jest? Przecież to był ogromny majątek! Warto, się temu przyjrzeć! Gdzie jest młodzież na lotnisku, pod takim sztandarem ten Aeroklub tworzyliśmy? Czemu nie ma latania szybowcowego? Pytań nasuwa się masa........???

Ostrzegam ludzi biznesu lotniczego , żeby nie dali się ''osaczyć'' przez obecny '' Zarząd''tego Aeroklubu 


 
Podczas mojej czteroletniej kadencji w Aeroklubie latało się bardzo intensywnie o czym chciałbym żeby się wypowiedzieli koledzy piloci z tamtego okresu w okienku komentarze.
Nawet grupa sceptyków kolegów z Aeroklubu Wrocławskiego przyglądając, się moim poczynaniom z dystansem, po pewnym czasie się do mnie przekonała coraz częściej przyjeżdżając na Mirosławice .
Pozdrawiam wszystkich z tego okresu


Jasi Mikołajczyk
Wrocław dnia 14.09.2011
Tekst: Jan Mikołajczyk
warto przeczytać:
IV RAJD DOLNOŚLĄSKI RAJD DZIENNIKARZY I PILOTÓW 1997 R - OCZYMA INSTR. PIL. WALDEMARA MISZKURKI
.....................................................................................................................................................................
JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ, ZAPYTANIE, ... KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka w dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu
..........................................................................................................................................................................................................................