4 lipca 2012

''TO JEST PRZYSZŁOŚĆ'' - WYWIAD ZE STANISŁAWEM TOŁWIŃSKIM

Witam ,
Zwracamy się z prośbą o opublikowanie na Państwa stronach internetowych i nie tylko wywiadu z Panem Stanisławem Tołwińskim (Prezesem Aeroklub Krainy Jezior - organizatorem Mazury AirShow), który ukazał się na stronie www.goldap.org.pl  oraz zachęcamy do zapoznania się z wyżej wymienionym wywiadem.


26 czerwca, 2012 Autor: redakcja goldap.org.pl

"To jest przyszłość"
Rozmawiamy ze Stanisławem Tołwińskim, biznesmenem, pasjonatem lotnictwa, również kapitanem jachtowym.

Zanim przejdziemy do tematów związanych z pańskimi planami budowy lądowiska w okolicy Gołdapi, może powiedzmy krótko o pana działalności, o początkach.

- To miejsce (rozmawiamy na lotnisku) jest wyłącznie moim społecznym zaangażowaniem i misją publiczną, którą prowadzę pod hasłem "Lotnicze Mazury". Biznesowo jestem związany głównie z Warszawą, gdzie jestem szefem grupy firm. Natomiast tu, na lotnisku, które zostało nabyte przeze mnie i moich partnerów, założyłem i utrzymuję swoimi środkami "Aeroklub Krainy Jezior". Od czternastu lat realizuję różne imprezy, które zaczynają się w maju, kończą w październiku. Jest to cykl tak intensywny, iż możemy powiedzieć, że w jednym aeroklubie robimy połowę polskich imprez aeroklubowych. Imprezą najważniejszą, która nam wszystkim daje największą satysfakcję i jednocześnie promuje region jest: "Międzynarodowy Zlot Przyjaciół Lotnictwa i Mazur" a jego finałem są jedyne tego typu pokazy lotnicze: "Mazury AirShow". Wcześniej był to "Festyn lotniczy Mazury". Mimo niezbyt długiego stażu, w aeroklubie mamy już swoje liczne splendory, choćby tak zwane "Błękitne Skrzydła", Honorową Odznakę "Za Zasługi dla Turystyki" (przyznana przez Ministra Sportu i Turystyki), Statuetkę "Najlepszy Produkt i Usługa Warmii i Mazur" (przyznawana przez Marszałka Województwa), Statuetkę "Lotniczego Orła 2011" w kategorii Promotor Roku i wiele innych. Natomiast ja, mimo że nigdy nie byłem związany zawodowo z lotnictwem, również otrzymałem "Błękitne skrzydła", nadawane przez Krajową Radę Lotnictwa i miesięcznik "Skrzydlata Polska". To jest wielce nobilitujący dowód uznania środowiska lotniczego i niewątpliwa satysfakcja dla mnie oraz moich współpracowników społecznych.

W jakim stanie było to lotnisko, kiedy pan je objął? Widać tu taką różnorodność maszyn.

- Reanimowałem właściwie zapomniane lotnisko, które w czasie II Wojny Światowej było lotniskiem supertajnej kwatery Hitlera. Obecnie moim kilkuletnim staraniem są tu najładniejsze pasy startowe. Co prawda trawiaste, bo na tym historycznym lotnisku stare (wojenne jeszcze) betonowe pasy startowe nie nadają się do bezpiecznej eksploatacji.

To tu lądował wódz III Rzeszy.

- Tak, to było funkcyjne lotnisko supertajnej kwatery Hitlera (w Gierołży), ale korzystało również z niego Dowództwo Wojsk Lądowych Wermachtu (w Mamerkach). Są tu pozostałości tamtej (wojennej) infrastruktury, choćby stojanki messerschmittów. Tu gdzie siedzimy był główny hangar obsługujący samoloty eskadry Hitlera. Po wojnie został rozebrany i obecnie jest halą widowisko-sportową w Mielcu.

Właśnie z tego miejsca realizuję (jak już wcześniej powiedziałem) swoją misję publiczną i tu wydaję pieniądze rodzinne, ponieważ to co robię dla promocji regionu oraz popularyzacji lotniczej komunikacji daje mi dużo satysfakcji. Jestem poza tym przekonany, że to dobrze służy różnorakim interesom jednego z najpiękniejszych regionów. Chcę również tym, co robię wrócić w jakimś sensie do znacznie większej lotniczej penetracji regionu, choćby takiej jak przed wojną. W skrócie mówiąc. W tamtych czasach na Mazurach działało kilkanaście lotnisk, a np. do Giżycka przylatywał 12-silnikowy wodnosamolot Dornier DO -X , który lądował na jeziorze Niegocin przywożąc 100 pasażerów.

Pan się już wcześniej interesował lotnictwem, czy to się pojawiło nagle?

- Jestem w ogóle kapitanem jachtowym. Przez wiele lat byłem szefem Centrum Wychowania Morskiego w Gdyni, armatorem "Zawiszy" i pierwszym, który praktykował zimową eksploatację tego żaglowca na morzach południowych. Byłem przez wiele lat sekretarzem generalnym, wiceprezesem, i przez 6 lat prezesem Polskiego Związku Żeglarskiego. Uważam, że żeglarze to dusze pokrewne lotnikom, głównie szybownikom. Przyszła więc potrzeba weryfikacji siebie w innej dziedzinie. Zrobiłem licencję już jako człowiek w miarę dojrzały, bo mając 55 lat. Latam już od kilkunastu lat i - szczerze mówiąc - bardzo się wewnętrznie dowartościowałem.

Proszę powiedzieć, jaką maszynę darzy pan szczególnym uczuciem?

- Mnie się bardzo podoba AN 2, ale nie stać nas na to, by go często eksploatować. Bardzo fajny i super bezpieczny samolot. Ma natomiast jedną wadę, dużo pali. Śmiejemy się, że on tyle pali, ile leci. Jak leci 160 km/h, to pali 160 l.

Ja na ogół, krążę między Warszawą-Ursynowem, gdzie mam dom, i tym miejscem (lotniskiem Wilamowo), bo w sąsiedztwie lotniska też mam gospodarstwo. Na pokonanie tej trasy samolotem potrzebuję około godziny. Bywa jednak tak, kiedy jest tłok na ulicach Warszawy, że z Ursynowa do samolotu na lotnisko Babice (Bemowo) jadę godzinę i czterdzieści minut.

Jestem na takim etapie - z racji choćby tego, że jako "stypendysta ZUS-u" - mógłbym robić tylko to co mi sprawia przyjemność i w pewnym sensie tak się dzieje. Ciągle jednak funkcjonuje zawodowo (by mieć środki finansowe na aktywną działalność) i z pewnym zaangażowaniem oraz przekonaniem o słuszności działań, pełen wysiłek wkładam dla "Lotniczych Mazur", nawet, jeśli ktoś tego jeszcze obecnie nie dostrzega.

Przypomnijmy, na czym polega " Mazury AirShow".

- Tu jest wiele elementów. "Mazury AirShow" są spektakularnym dla mieszkańców i turystów finałem "Międzynarodowego Zlotu Przyjaciół Lotnictwa i Mazur". Zapraszając na Zlot. Mówię gościom z zagranicy, że samolot zobaczą tylko dwa razy - w dniu przylotu i wylotu z Mazur. Przez okres pobytu na Zlocie mają jedynie zażywać przyjemności turystycznych, penetrując Krainę Wielkich Jezior Mazurskich i towarzyskich. Przecież po to ich tu zapraszamy! Program pobytu na Mazurach jest tak przygotowywany by było warto wracać do naszego regionu wielokrotnie. Kiedy przylatują na Zlot, swoimi samolotami wzbogacają wystawę statyczną - dostępną do zwiedzania przez publiczność na lotnisku Kętrzyn Wilamowo. Zlotowicze. aktywnie odpoczywają w regionie - dając zarobić branży usług turystycznych - natomiast pokazy lotnicze załatwia często kilkunastu pilotów, którzy mogą być na przykład zakontraktowani. "Mazury AirShow" to jest wyjątkowa różnorodność propozycji widowiska - to są loty zespołowe, to są akrobacje zespołowe, to są akrobacje pojedyncze, lądowanie na jeziorze albo skoki spadochronowe.

Zawsze jest kilka bloków pokazów. Ponadto od kilku lat przylatuje do nas ze Szwecji "Dakota" DC-3 zwana przez użytkowników "Daisy". W ubiegłym roku był S 38 Sikorski "rodem" z 1928 roku, który brał udział w filmie "Aviator" i wylądował u nas na jeziorze Niegocin. Chcę przy okazji wykorzystać do tej imprezy tutejsze akweny i spopularyzować nowe możliwości dla Mazur. Nasza impreza jest czasami bardziej znana za granicą niż w Polsce. Natomiast nasi goście z zagranicy robią Mazurom fantastyczną robotę promocyjną i niezwykle chętnie w kolejnych latach wracają w "mazurskie klimaty"



Teraz Gołdap. Czy w przypadku Gołdapi mówimy o lądowisku, czy lotnisku?

- Ja jestem zwolennikiem pewnych etapów, po to, by nie położyć sprawy. Tym bardziej, że jeszcze nie ma zrozumienia dla idei lotnisk u przeciętnego obywatela tego regionu. Wielu uważa, że to są jakieś fanaberie. Mało kto sobie zdaje sprawę z tego, jakie to ma znaczenie w infrastrukturze komunikacyjnej. Nawet mimo tego, że nie są to miejsca dla mas. Są to natomiast miejsca dla określonych grup społecznych, reprezentujących kapitał. To mogą być ci, którzy przylecą, wydadzą pieniądze i na dodatek zainwestują. Przykładem może być osada powstająca nad Niegocinem - kompleks domków z pasem startowym. Po prostu ludzie kupują nieruchomość na Mazurach i dolatują do siebie. I to jest przyszłość sprawdzona już w wielu miejscach Europy czy Ameryki. Takich przykładów prywatnych lądowisk na Mazurach jest coraz więcej (Babięta, Mrągowo, Kikity, Stare Juchy) i będą następne. Niedaleko Gołdapi w miejscowości Giże (Gmina Świętajno) za miesiąc, Ryszard Suchocki zakończy i odda do eksploatacji kolejne lądowisko - przy swoim gospodarstwie agroturystycznym.

Na to trzeba patrzeć pod takim kątem - lotniska i lądowiska napędzają zainteresowanie najbliższą okolicą, ale będą również dawały nowe miejsca pracy jak i dodatkowe możliwości biznesowe dla regionu.

Wobec tego w przypadku Gołdapi będziemy mówili na początku o lądowisku.

- Na czym rzecz polega. Lądowisko to jest koszt 200 - 300 tysięcy, a lotnisko to sprawa znacznie poważniejsza finansowo. By bezpiecznie wylądować musi być kawałek równego i utwardzonego obszaru z wykoszoną trawą. Może być postawione dookoła ogrodzenie leśne z dużą siatką. Jeden kontener, jeden rękaw ze wskaźnikiem kierunku wiatru i podłączenie elektryczności. Dobrze by był jakiś gospodarz, który na przykład to wykosi. I tyle na początek by wystarczyło.

Jestem więc za tym, by zaczynać od lądowiska, ale od razu z perspektywą. Jak będzie nas stać to potem robimy drogę asfaltową lub betonową a następnie np. hangary lub inne obiekty kubaturowe. W takim też kontekście rozmawialiśmy z Panem Burmistrzem Mirosem o Botkunach. Ale to będzie bardziej realne w momencie, kiedy ureguluje się sytuacja własnościowa tego miejsca. Bo trzeba zadać sobie pytanie - czy dzierżawa na dwa lata może się komuś opłacać? A tak jest obecnie! Myślę, że władze Gołdapi nie będą przeciwne temu, by najpierw ustabilizować sytuację własnościową na tym gruncie, z zastrzeżeniem w akcie notarialnym, że docelowo teren jest przeznaczony na lotnisko.

Jaki to jest obszar?

- Tam jest dwadzieścia parę hektarów. Należałoby dodatkowo dobrać kawałek gruntu znajdującego się między tym ewentualnym lądowiskiem a Gołdapią. Obecny właściciel tego przyległego gruntu jest na to bardzo otwarty a dzierżawca zasadniczego gruntu (przeznaczonego w planie na lotnisko) jest gotów przystąpić do wykonania lądowiska po sensownym uregulowania jego statusu, za czym ja bardzo obstaję. Jak widać z dotychczasowych rozmów klimat jest dobry. Należy pilnie przejść do konkretnego działania!

Na czym by tu polegała pana rola?

- Na razie to my jesteśmy motorem tej całej sprawy. Chcemy pomóc w całej logistyce i w dokumentacji. Praktycznie prawie beznakładowo z naszej strony chcemy pomóc przy zorganizowaniu takiego bezpiecznego miejsca do lądowania. Wtedy Gołdap stanie się pewnym punktem na mapie różnych wypadów lotniczych. Zacznijmy od czegoś, co napędzi zainteresowanie. Potem dalsze inicjatywy rozwoju gołdapskiej infrastruktury lotniczej. Tysiąc metrów drogi, to ślepa ulica, droga donikąd a 1000 metrów pasa startowego, to droga na świat. Wydaje mi się, że nie ma innej przyszłości od tej, jak zaprzyjaźnienie się z ideą lotniczą. To jest konieczność cywilizacyjna. Osobiście uważam, że General Aviation (lotnictwo ogólne) w XXI wieku odegra wyjątkową rolę w komunikacji i standardzie podróży społeczeństw.

By zmobilizować do działań siebie i moich gołdapskich przyjaciół na rzecz uruchomienia jak najszybciej lądowiska, zaplanowałem w kalendarzu Aeroklubu Krainy Jezior pn. Rajd na SAFARI "Kętrzyn - Gołdap 2012" . Nieprzewidziane okoliczności - niespodziewane odejście dzierżawcy terenu "na wieczną wachtę" uniemożliwiły takie zaawansowanie przygotowania lądowiska, by można było zaplanowany Rajd zrealizować w okresie "Dni Gołdapi" . Odwołując go w tym roku, nasz zamiar pokazania Gołdapi na mapie lotniczych - rajdowych połączeń, chciałbym abyśmy zrealizowali skutecznie w 2013 roku.

Na koniec o tej obywatelskości, do której pan wcześniej nawiązał.

- Zacznę od tego, że odnoszę się z dużą atencją do mieszkańców powiatu gołdapskiego, którzy, mimo niezbyt dużej znajomości mojej osoby znacznie mnie poparli w wyborach do senatu. Przy tej okazji, i za pośrednictwem tego wywiadu, chciałbym jeszcze raz podziękować za okazaną życzliwość! Natomiast, nawiązując do pytania - na bazie moich obserwacji dochodzę do wniosku, że nie istnieje praktycznie pojęcie społeczeństwa obywatelskiego. Nawet, jeśli funkcjonuje slogan, to on się nie przekłada na praktykę. Nie widać u ludzi potrzeby współdziałania razem, z lokalną społecznością, z samorządem. Ja bym chciał, aby powstała moda na aktywność publiczną w sprawach obywatelskich. Bez strukturalnych powiązań. Chodzi o skupienie w działaniu ludzi o różnych poglądach, ale w interesie wspólnym. Zamierzam w tej sprawie podjąć działania, które bardzo powoli, ale konsekwentnie będą zmierzały dla osiągnięcia tego celu.

Dziękujemy za rozmowę.

Ja również dziękuję za możliwość pewnego przekazu społeczności gołdapskiej. Przy tej okazji zapraszam mieszkańców powiatu gołdapskiego na pokazy lotnicze "Mazury AirShow 2012", które odbędą się 4 i 5 sierpnia , w Giżycku, nad jeziorem Niegocin oraz wystawę statyczną na lotnisku Wilamowo. A więc do zobaczenia!

Źródło: http://goldap.org.pl/2012/06/to-jest-przyszlosc/


Pozdrawiam i z góry dziękuję,
Monika Sternicka
Aeroklub Krainy Jezior

25 maja 2012

Ćwierć wieku LOTECZKI



Stanisław Błasiak                                                                                      Jeżów Sudecki, 16 maja 2012 r.

ĆWIERĆ WIEKU LOTECZKI
Życie większości ludzi upływało przez tysiąclecia głównie w dwóch wymiarach. Dopiero w XVIII wieku człowiek dzięki balonom na serio oderwał się od ziemi, wkraczając w trzeci wymiar przestrzeni. Koniec wieku XIX i początek wieku XX zapoczątkował opanowanie przestworzy przez statki powietrzne cięższe od powietrza, czyli przez samoloty. One to wraz ze sterowcami, a po I Wojnie Światowej również z szybowcami, wkroczyły w ten trzeci wymiar niemal lawinowo. Dziś trudno wyobrazić sobie ludzkość działającą jedynie na płaszczyźnie. Dla milionów ludzi związek z przestrzenią trójwymiarową jest oczywistością, niczym chleb powszedni.
Trzeci wymiar przestrzeni tworzy szczególne więzi w społeczności ludzkiej, żyjącej z lotnictwa lub dla lotnictwa. Jest to charakterystyczne zwłaszcza w lotnictwie sportowym. Choć przeżycia doznawane podczas lotów, skoków czy uprawiania modelarstwa lotniczego mają charakter typowo indywidualny, to jednak bez kolektywnego działania uprawianie jakiejkolwiek dyscypliny lotniczej nie byłoby możliwe. Młodzież skupiona w modelarniach lotniczych przeżywa to najwcześniej. Skoczkowie spadochronowi są w lotnictwie grupą najbardziej spójną, zarówno w spadochroniarni, jak i na starcie oraz w samolocie. Szybownicy i piloci samolotowi są zdani na siebie podczas przygotowania teoretycznego do lotów szkolnych, treningowych i wyczynowych oraz przy wyhangarowaniu szybowców i samolotów, w organizacji startów i podczas zahangarowaniu sprzętu po lotach. Uczucie to nie jest obce również lotniarzom i paralotniarzom. Nic więc dziwnego, że w modelarniach lotniczych i na lotniskach rodzą się przyjaźnie, które potrafią trwać przez całe życie. Zjawisko to odczuwa się ostrzej, gdy nastaje czas rozstania z czynnym uprawianiem ukochanej dyscypliny lotniczej, bądź to z powodu zaawansowanego wieku, utraty zdrowia, czy jakiejkolwiek innej przyczyny.
W drugiej połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku zlikwidowano we Wrocławiu zasłużone lotnisko Gądów Mały, przeznaczając je pod zabudowę mieszkaniową. Nowe lotnisko – Szymanów zlokalizowano 10 kilometrów dalej na północ, poza miastem. W pierwszych latach stanu wojennego ówczesny kierownik Aeroklubu Wrocławskiego przeprowadził weryfikację członków aeroklubu, pozbawiając wielu z nich możliwości latania a nawet prawa wstępu na lotnisko. W ten sposób przestało ono być miejscem spotkań i okazją do wspomnień dla przyjaciół, połączonym życiową pasją, jaką było wspólne „bujanie” w powietrzu.
W tym czasie moim sąsiadem na osiedlu Popowice, bliskim Gądowa Małego, został w wyniku ożenku pilot gliwicki Zbyszek Gajewski, latający pięknie na szybowcach, świetny akrobata samolotowy. Spotykaliśmy się wcześniej na szybowiskach, zwłaszcza w Lesznie i w Jeżowie Sudeckim. Zbyszek był tam duszą towarzystwa, prawdziwym wodzirejem. Grał pięknie na pianinie, miał bogaty repertuar piosenek, zwłaszcza lotniczych. Był przemiłym gawędziarzem, grał świetnie w brydża, bardzo wówczas modnego wśród braci lotniczej. W roku 1987, w trakcie jednego z wieczornych spotkań doszliśmy obaj do wniosku, że warto byłoby się spotkać w dawnym gronie lotniczych przyjaciół. Po naszym telefonicznym apelu na pierwsze spotkanie w Osiedlowym Domu Kultury na osiedlu Popowice przyszło około 40 koleżanek i kolegów: szybowników, pilotów samolotowych, skoczków spadochronowych, modelarzy i mechaników lotniczych. Obejrzeliśmy przeźrocza z gądowskiego i lubińskiego lotniska, posłuchaliśmy nagranych na taśmę magnetofonową opowiadań nieżyjącego już legendarnego przedwojennego pilota, „wilniuka” Bolesława Kochanowskiego, czołowego szybownika wrocławskiego od roku 1945, powspominaliśmy własne przeżycia w powietrzu. Doszliśmy do wniosku, że dobrze byłoby spotykać się w tym gronie co miesiąc. I tak trwa to od 25 lat aż do dziś, bez żadnej przerwy!
Na jednym z pierwszych spotkań wyłonił się problem nazwy dla rodzącego się klubu. Wróciliśmy do gawęd „Bola” Kochanowskiego, który opowiadając zawsze pięknie i śpiewnie zaciągał „ź wiljenska”: „Ljece ja braci już niziućko, już myśli, że trza o ziym prasnońć. A tu zaczyna coś tyrpać, to ja braci zakronżył, ciasnó, jak się tylko da i tylko go ljoteczkó, ljoteczkó podtrzymuji ...”, i tak dalej. Przypomniał te słowa Stefan Różycki, znakomity pilot i instruktor Aeroklubu Wrocławskiego i zaproponował, aby dla uczczenia „Bola” przyjąć nazwę LOTECZKA. Wszystkim się to spodobało i tak zostaliśmy Klubem Lotników LOTECZKA.
Pierwsza książka adresowa LOTECZKI z roku 1987 zawierała zestaw następujących członków: Andrzej Bachmann, Ewa i Jan Baranowie, dr Jerzy Bem, Stanisław Błasiak, Jerzy Blitz, Małgosia i Józef Bujakowie, Terasa Ćwik-Maszczyńska, Adam Dotzauer, Zbigniew Gajewski, dr Janusz Gogała, Leszek Haber, Aleksy Ilukiewicz, Zenon Jewstrat, Witold Kęsoń, Józef Kurpiela, Jerzy Kopeć, Mieczysław Kozdra, Romuald Kulikowski, Eugeniusz Kuźbik, Edward Ligocki, Stanisław Łuszpiński, Zdzisław Majewski, Barbara i Henryk Maciągowie, dr Stanisław Maksymowicz, Jan Marugi, Andrzej Maszczyński, Wacław Mazur, Maciej Michałowski, Mieczysław Miedziak, Jerzy Musiał, Antoni Mydłowski, Stanisław Pasternak, Aleksander Pawlikiewicz, Roman Polański, Jerzy Popiel, Mieczysław Przybylski, Zbigniew Radomski, Stefan Różycki, Franciszek Ragankiewicz, Achil Rudnik, Włodzimierz Ruśkiewicz, Jerzy Sabadasz, Tadeusz Skałacki, doc. dr Andrzej Sokolski, Stanisław Szomański, Sławomir Twarkowski, Roman Tyczyński, Janusz Wasilewski, Jerzy Wilkowski, Stanisław Witek, Mieczysław Wolak i Włodzimierz Żołud. W następnym wydaniu książki adresowej z roku 1988 figurują ponadto: Alfred Jankowski, ppłk Krzysztof Kaczanowski, Janusz Karolew, Eugeniusz Kossowski, Barbara Kotlarska-Samek, Ryszard Kuś, Herbert Majnusz, Zygmunt Małecki, Tadeusz Mirowski, Zygmunt Rewucki, Krystyna Sierżan, Jarosław Staroszczak i Stefan Szykasiuk.
Z upływem lat członków LOTECZKI przybywało. W sumie było z nią związanych ponad 250 osób z wielu krajów świata, oprócz Polski z: Australii, Austrii, Kanady, Niemiec, Słowacji, Szwecji, USA i Wielkiej Brytanii. Wśród zagranicznych członków Klubu byli nieżyjący już: Janusz Żurakowski - sławny pilot doświadczalny, najbardziej znany w świecie polski pilot, col. Francis Gabreski - as lotnictwa myśliwskiego USA, Krzysztof Pasieka - artysta malarz z Kanady, specjalizujący się w tematyce lotniczej, Anna i Ryszard Piaścikowie z Kanady, Józef Sawoszczyk i John Serafin z USA. Nadal członkami Klubu są: Kazimierz Szrajer z Kanady - sławny pilot Akcji MOST-3, Kazimierz Rasiej - dożywotni prezes Rady Skrzydeł Stowarzyszenia Lotników Polskich (SLP) w USA, jego poprzednik - Tadeusz Maj, Henryk Kudliński - instruktor w Wielkiej Brytanii z okresu wojny, Jerzy Ruśkiewicz i Leszek Horbaczewski - wszyscy z USA, Marceli Ostrowski - prezes Skrzydła 430 Warszawa SLP z Toronto, jego poprzednik – Jan Gasztold, Marek Kusiba z Kanady, Tadeusz Krzystek – sekretarz światowego SLP z Wielkiej Brytanii, Waldemar Gross i Wiesław Matusewicz z Australii, Janusz Gan z Austrii, Franciszek Lejczak – szybownik i koncertmistrz skrzypcowy ze Szwecji, Urszula Molenda, Gerard Ciepły, Marek Koralewski, Richard Ritter i Janusz Wasilewski - wszyscy z Niemiec oraz Tadeusz Wala – pilot i konstruktor lotniczy ze Słowacji.
Oprócz wcześniej wymienionych członków Klubu, mieszkających w Polsce do LOTECZKI należeli lub nadal należą między innymi: Józef Adamowicz, Stanisława Antoszewska, Mieczysław Bakoś, płk Zbigniew Bałowski, Paweł Bamberski, Adam i Michał Biskowie, Bolesław Broszko, Witold Bródka, Jacek Brzeziński, Janusz Bugiel, Aleksandra i Zbigniew Bukowscy, Halina Bułka-Grobelna, Irena Cabaj, Mieczysław Catewicz, Anna i Zbigniew Chrząszczowie, Zenon Chwaliszewski, Andrzej Cichoński, Bronisław Czapski, Ryszard Czeszejko-Sochacki, Maksymiliana Czmiel-Paszyc, gen. dyw. Leszek Cwojdziński, Tadeusz Dobrociński, dr Wojciech Durek, Wiesław i Jacek Dziedzio, Marek Frosztęga, płk Roman Gil, Bogdan Ginter, Robert Gonera, Zenon Gralak, Andrzej Grobelny, Eugeniusz Gryszczuk, Barbara Grześkowiak-Bocian, Henryk Gwiazda, Bolesław Haber, gen. bryg. Mirosław Hermaszewski, Leszek Igła, Piotr Iwański, Rajmund Jakób, Tadeusz Jany, prof. Stanisław Januszewski, Edward Jaworski, Ryszard Jaworz-Dutka, Władysław Jerzyk, Zbigniew Jezierski, Bolesława Jońca, Tadeusz Kaczmarek, Janusz Karolew, płk Zdzisław Kierkicz, Bogusław Kieszkowski, Andrzej Koba, Zenon Konik, Cezary Kopeć, prof. Wacław Kornaszewski, Józef Kostka, Krzysztof Kotarba, płk Hieronim Kowalski, płk Mieczysław Kozdra, Zofia Koziak, Adamina Kozielska, ppłk Wacław Kozielski, Ryszard Kozłowski, Eugenia Krakowska, Mirosław Królikowski, Zbigniew Kubień, Henryk Kucharski z Warszawy i Henryk Kucharski z Ostrzeszowa, Józef Kurpiela, Teofil Lenartowicz, Tadeusz Lewicki, Lucjan Lubas, Mariusz Ławruszczuk, Mieczysława Łoń, Janusz Łykowski, płk Andrzej Majewski, gen. broni Lech Majewski, Jerzy Makula, Zygmunt Małecki, Paweł Marchelewski, dr Janusz Marek, Edward Margański, płk Zbigniew Martynowicz, Jan Marugi – obecny prezes Klubu, płk Zbigniew Materna, Mirosław Matusewicz, Ewa i Wiesław Mercikowie, Mieczysław Miedziak, dr Edmund Mikołajczyk, Jan Mikołajczyk, Tadeusz Mirowski, Ludwik Misiek, Waldemar Miszkurka, Józef Młocek, Zdzisław Modelski, Rafał Nowak, Andrzej Obzejta, Bogusław Ochap, dr Andrzej Olipra, płk Ryszard Olszowy, Andrzej Onitsch, Dominik Orczykowski OFM Cap., Mieczysław Orczykowski, Stanisław Pasternak, Przemysław Pawłowicz, Eugeniusz Pieniążek, Leszek Polak, Roman Polański, Jan Policht, Jerzy Popiel, Maria Popiołek, prof. Edward Popiołek, Zygmunt Proszowski, Jolanta Przybylska, Mieczysław Przybylski, Witold Raczyński, Zygmunt Rewucki, Barbara Rotte, Fryderyk Rzymanek, Wojciech Sankowski, Jan Sawicki, Andrzej Schutty, dr Jerzy Siatkowski, dr Henryk Sienkiewicz, płk Adam Sikora, Grzegorz Skomorowski, Sadomir Smoliński, Edward Sobczak, Jan Spałek, Ryszard Stachura, Ludwik Stieber, Stanisław Stróżyk, Jerzy Śmielkiewicz, ppłk Jan Świerzewicz, Artur Tenenberg, prof. płk Paweł Tyrała, Władysław Waltoś, Stanisław Wielgus, Janusz Więckowski, Andrzej Winiarz, Marian Pedro Wiśniewski, Danuta Witek, Ryszard Witkowski, Bohdan Wróblewski i Józef Wójtowicz. Wiele z tych osób to powszechnie znani wybitni piloci, skoczkowie spadochronowi, mechanicy, konstruktorzy, naukowcy, lotnicy różnych specjalności i miłośnicy lotnictwa. Należy tu wyróżnić jedynego polskiego kosmonautę, gen. bryg. Mirosława Hermaszewskiego, który ze wszystkich Polaków był w przestrzeni około ziemskiej zdecydowanie najwyżej, zaś członkostwo w LOTECZCE bardzo sobie ceni. Dzięki temu częściej wraca na Dolny Śląsk, z którym jest mocno związany od wczesnego dzieciństwa.
Ważnym dla członków LOTECZKI było stworzenie logo Klubu, wyróżniającego ich wśród braci lotniczej. W tym celu Krzysztof Kęsoń, syn Witolda, pilota agrolotnictwa, wieloletniego członka zarządu LOTECZKI, zaprojektował odznakę, której głównym motywem jest model szybowca na błękitnym, owalnym tle i napis LOTECZKA. Zarząd po drobnych poprawkach projekt ten zatwierdził. Unikatem LOTECZKI jest medal mosiężny, wydany w roku 2002, zaprojektowany przez artystę rzeźbiarza Jerzego Nowakowskiego, profesora Akademii Sztuk Pięknych z Krakowa. Awers w kształcie okręgu zawiera logo Klubu oraz napis ZASŁUŻONY DLA KLUBU LOTNIKÓW LOTECZKA. Na rewersie umieszczono herb Wrocławia oraz nazwy państw, w których mieszkają członkowie Klubu. Na prośbę członków LOTECZKI wykonano również podobne medale, ale z napisem na awersie KLUB LOTNIKÓW LOTECZKA. Mogli je nabyć wszyscy członkowie Klubu.
LOTECZKA z uwagi na zmiany własnościowe lokali, z których korzystała, musiała wielokrotnie we Wrocławiu zmieniać swą siedzibę. Pierwszą była przeprowadzka do klubu przy Placu Engelsa, następnie do pracowni psychologicznej Głównego Ośrodku Badań Lotniczo-Lekarskich przy ulicy Wiśniowej, i kolejno do kawiarni ... więziennej BIVA przy ulicy Kleczkowskiej!
Oprócz comiesięcznych spotkań w stałych terminach członkowie Klubu organizują co roku różne imprezy dodatkowe. Dużym powodzeniem cieszą się zawsze czerwcowe spotkania w Dobroszowie Oleśnickim, na posesji Tadeusza Dobrocińskiego, pierwszego lotniarza w Polsce, który budował udane lotnie już w połowie lat sześćdziesiątych, czego byłem naocznym świadkiem. Na jego lotni Sęp udane loty z Góry Szybowcowej w Jeżowie Sudeckim wykonywali studenci specjalizacji spadochronowej Akademii Wychowania Fizycznego z Wrocławia, założonej i kierowanej przez dr Stanisława Maksymowicza. 3 czerwca 2000 roku zebranych w Dobroszowie Oleśnickim zaszczycił swą obecnością gen. bryg. pil. Stanisław Skalski, który w tym dniu przebywał wcześniej na uroczystości nadania Szkole Podstawowej nr 118 na Gądowie Małym imienia pułkownika pilota Bolesława Orlińskiego.
LOTECZKA w ramach swej działalności wspierała finansowo swych członków, startujących w zawodach szybowcowych dużej rangi. Pomagała finansowo członkom, znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej i Szkole Podstawowej im. Szybowników Polskich w Bezmiechowej. Za pieniądze zebrane prywatnie w ramach zbiórki zakupiono materiał granitowy na wykonanie nagrobka Tadeusza Skalackiego. Nagrobek nieodpłatnie wykonał i zmontował na wrocławskim Cmentarzu Grabiszyńskim mistrz kamieniarski, pilot i członek LOTECZKI Władysław Jerzyk. Wielu członków Klubu propagowało lotnictwo w szkołach i w środkach społecznego przekazu. Wyróżnił się w tym zwłaszcza Stanisław Babiarz, angażując się szczególnie we wspomnianej Szkole Podstawowej nr 118 im. płk. pil. B. Orlińskiego. Uroczystość stulecia Urodzin tego patrona szkoły uświetniła LOTECZKA obecnością wielu członków na Cmentarzu Świętej Rodziny we Wrocławiu, gdzie Jubilat jest pochowany. Udanym pomysłem M. Kozdry, członka LOTECZKI jest Wyróżnienie Honorowe imieniem Dedala, przyznawane od wielu lat najwybitniejszym instruktorom lotniczym.
Wielokrotnie członkowie Klubu spotykali się na lotniskach w Lesznie, Jeleniej Górze, Mirosławicach i w Szymanowie, gdzie największą atrakcją były loty na szybowcach, konkursy lądowania na celność oraz przyjemne chwile spędzone przy ognisku i grillu w połączeniu ze śpiewem i grą na różnych instrumentach muzycznych. W Jeżowie Sudeckim stałym punktem programu jest ponadto zwiedzanie Zakładu Szybowcowego Henryka Mynarskiego, gdzie zawsze jest coś nowego do obejrzenia. LOTECZKA zorganizowała również ciekawe wyjazdy do muzeów lotniczych w Berlinie i w Pradze oraz na pokazy lotnicze, na przykład do Ostrowa Wielkopolskiego. Wielu jej członków uczestniczy co miesiąc w posiedzeniach Dolnośląskiej Akademii Lotniczej oraz co roku we wrześniu w spotkaniach miłośników Żaru. Warto również wspomnieć o przedsięwzięciach realizowanych wspólnie z Wrocławskim Klubem Seniorów Lotnictwa (WKSL), któremu przewodzi płk pil. Antoni Chojcan. Tu LOTECZKA wspomaga Adama Sznajderskiego w opracowywaniu książek poświęconych lotnictwu dolnośląskiemu. Uczestniczyła również w wykonaniu granitowego pomnika, który stanął na terenie dawnego lotniska Gądów Mały. Główny wkład finansowy wniósł tu Adam Bisek, wspomagając działalność organizacyjną członka WKSL Tadeusza Szamreja.
Zupełnie nowe możliwości działania Klubu otworzyły się z chwilą zaproszenia LOTECZKI przez biznesmena i pilota Adama Biska do jego lokalu przy ul. Strachowickiej 42a, noszącego dźwięczną, miłą dla lotników nazwę Orle Gniazdo. Adam Bisek uratował przed ruiną budynek starej cegielni, z którego zrobił perełkę architektoniczną. Parter przeznaczył na restaurację, pierwsze piętro natomiast na biura i pracownie. Jest tam duża sala, służąca do spotkań większych grup oraz mniejsze pomieszczenia na zebrania skromniejszych liczbowo zespołów, na przykład zarządu. Spory hall przyciąga wzrok ciekawymi eksponatami muzealnymi. Z tego piętra można wejść po schodach wbudowanych we wnętrze komina do pomieszczenia, z którego roztacza się piękna panorama Wrocławia.
LOTECZKA uzyskując siedzibę w Orlim Gnieździe dostała szansę wyposażenia jego pomieszczeń w pamiątki o profilu lotniczym, jak modele szybowców i samolotów, obrazy, fotografie, rzeźby, nagrody, dyplomy i inne akcesoria. Klub wywiązał się z tego zadania znakomicie, co odwiedzających cieszy po dzień dzisiejszy.
W wakacyjny wtorek 11 lipca 2000 roku, dwa miesiące przed oficjalnym otwarciem lokalu, w nowej siedzibie zebrało się przy piwie, kawie i herbacie oraz suto zastawionych stołach 24 członków LOTECZKI. Płk Zbigniew Materna podarował wówczas do Orlego Gniazda łopatę śmigła samolotu AN-2. Spotkanie uświetniła Danuta Witek wspaniałym ciastem. Nowa siedziba wszystkim przypadła bardzo do gustu. Trudno znaleźć w świecie podobnie przyjemny lokal lotniczy. Niepodobna też spotkać gdziekolwiek właściciela lokalu tak przychylnego klubowi o profilu lotniczym. Adam Bisek stworzył LOTECZCE idealne warunku do działania, nie żądając od niej jakiegokolwiek wkładu finansowego.
LOTECZKA zbiera się w Orlim Gnieździe w drugie wtorki każdego miesiąca o godzinie 17.00. W programie oprócz spraw bieżących jest z reguły prelekcja na jakiś ciekawy temat lotniczy, okraszona zdjęciami lub filmem video. Prelekcje wygłaszają nie tylko członkowie Klubu, ale i znakomici lotnicy, zapraszani z różnych ośrodków z kraju i z zagranicy. W okresie bożonarodzeniowym spotykamy się na opłatku. Raz w roku organizowana jest impreza galowa, na której wyróżnia się ludzi najbardziej zasłużonych dla lotnictwa. Jest ona w całości finansowana przez Adama Biska. Najwyższym wyróżnieniem Klubu jest ZŁOTA LOTKA, którą przyznaje Kapituła w uznaniu wybitnych osiągnięć sportowych lub za całokształt działalności na rzecz lotnictwa. W skład Kapituły wchodzą członkowie LOTECZKI obdarzeni najwyższym autorytetem. Obecnie są nimi: Krzysztof Kaczanowski – przewodniczący oraz członkowie: Zbigniew Bukowski, Wiesław Dziedzio, Herbert Majnusz, Józef Młocek i Jerzy Popiel. Dotychczas, poczynając od roku 1997, wyróżnienie to przyznano 74 osobom. Pierwszymi laureatami zostali: Stanisław Szomański, pierwszy Kierownik Oddziału Lotnictwa Cywilnego Ministerstwa Komunikacji we Wrocławiu, organizator lotnictwa cywilnego na Dolnym Śląsku od roku 1945, Zbigniew Chrząszcz, wicemistrz I Igrzysk Lotniczych w Turcji w lotach rajdowo-nawigacyjnych w roku 1997 oraz Waldemar Miszkurka, który w roku 1997 obleciał świat 19-letnim samolotem AN-2.
Obecnie W. Miszkurka chciałby tym samym samolotem wykonać ponownie lot dookoła świata na zmienionej trasie, z okazji 75-lecia ostatniego lotu Amelii Earhart. W związku z tym poszukuje on sponsorów, którzy w zamian za reklamę wesprą finansowo to przedsięwzięcie.
Waldemar całą swoją młodość spędził w pobliżu lotniska Gądów Mały, przy którym mieszkał wraz z rodziną. Od przedszkola podglądał tam szybowce i samoloty, potem kleił modele w harcerskim szczepie lotniczym „Błyskawica” i w roku 1969 wyszkolił się na tymże lotnisku na szybowcu Czapla, rozpoczynając tak swą niezwykłą karierę lotniczą. Kiedy szczęśliwie wrócił z rajdu dookoła świata, namalował obraz Matki Bożej Loretańskiej, patronki lotników, z zamiarem ofiarowania go gądowskiej parafii pod wezwaniem Św. Maksymiliana Kolbego. Wraz ze Zbigniewem Gajewskim 4 grudnia 1999 roku miałem przyjemność przekazania tego dużego, prawie trzymetrowej wysokości obrazu proboszczowi parafii, księdzu Czesławowi Majdzie. Ksiądz proboszcz przystał również na naszą propozycję, aby kaplicę, w której zaplanowano umieścić obraz, powierzyć opiece Matki Bożej Loretańskiej i nazwać ją Jej imieniem. Spełniło się to 15 stycznia 2000 roku podczas uroczystej mszy świętej. Obecnie w kaplicy są różne wota lotników, w tym oryginalne duże śmigło drewniane, podarowane przez gen. Mirosława Hermaszewskiego i Modlitwa Pilota, wyryta w dużej, ponad półtorametrowej wysokości płycie marmurowej.
Kolejnymi laureatami Złotej Lotki zostali: Janusz Łykowski, Edward Malak, Stanisław Januszewski, Maksymiliana Czmiel-Paszyc, Wacław Kozielski, Stanisław Błasiak, Zbigniew Gajewski, Francis Gabreski, Stanisław Skalski, Janusz Żurakowski, Tadeusz Góra, Janusz Centka, Jerzy Makula, Edward Margański, Stanislaw Sójka, Wacław Wieczorek, O. Dominik Orczykowski, Jerzy Popiel, Sebastian Kawa, Janusz Darocha, Ryszard Witkowski, Józef Młocek, Edward Ligocki, Krzysztof Wieczorek, Bogumił Bereś, Krzysztof Kubryński, John Serafin, Adam Bisek, Antoni Chojcan, Mirosław Hermaszewski, Bronisław Żurakowski, Jadwiga Piłsudska-Jaraczewska, Władysław Ostrowski, Michael Dobrzelecki, Kazimierz Rasiej, Tadeusz Maj, Marian Fijał, Marceli Ostrowski, Tadeusz Andersz, Tadeusz Krzystek, Tadeusz Sawicz, Kazimierz Szrajer, Andrzej Cichoński, Andrzej Glass, Tomasz Kawa, Herbert Majnusz, Janusz Marek, Stanisław Wielgus, Edward Jaworski, Krzysztof Kaczanowski, Wacław Kornaszewski, Tadeusz Rejniak, Marian Pedro Wiśniewski, Zbigniew Bukowski, Jacek Dankowski, Zbigniew Nieradka i Henryk Kudliński.
Krajowa Rada Lotnictwa (KRL) i miesięcznik Skrzydlata Polska w uznaniu zasług za dotychczasowe działanie przyznały LOTECZCE swoje najwyższe Wyróżnienie Honorowe, Błękitne Skrzydła. 10 września 2000 roku wyróżnienie to odebrał podczas „Air Show 2000” w Radomiu Stanisław Szomański w towarzystwie Mirosława Królikowskiego i w mojej obecności. LOTECZKA stała się Klubem znanym w polskim świecie lotniczym. Uznano, że powinna ona uzyskać osobowość prawną poprzez zarejestrowanie jej w sądzie jako stowarzyszenie. Oficjalnie taką propozycję zgłosił jeszcze w kawiarni więziennej Tadeusz Jany w roku 1999. On to wraz ze Zbigniewem Materną poświęcił sporo czasu na opracowanie projektu statutu i wniosku o rejestrację do sądu okręgowego.
30 listopada 2000 roku akt rejestracji LOTECZKI w sądzie jako Stowarzyszenia został dokonany. 9 stycznia 2001 roku Walne Zebranie LOTECZKI wybrało nowy zarząd, na czele którego stanął Zbigniew Gajewski, sprawujący dotąd tę funkcję od początku istnienia Klubu, to jest od roku 1987.
Od maja 1999 roku z inspiracji Wojciecha Sankowskiego wydawany jest Biuletyn Loteczki, obrazujący życie Klubu. Dotychczas ukazało się ponad 70 jego numerów. Szczególnym cenna dla Klubu jest Kronika Loteczki, dzieło autorskie śp. Stanisława Sójki o masie ponad 20 kg, oprawione w skórę. Jest ono kopalnią wiedzy nie tylko o LOTECZCE, ale i o lotnictwie ogólnym, głównie polskim. Kronika ta została wydana w postaci płyt CD i DVD. Obecnie jest opracowywany drugi tom Kroniki Loteczki o wymiarach (62 x 52) cm.
Szczególnie cennym dla LOTECZKI jest wyróżnienie jej przez Międzynarodową Federację Lotniczą FAI Dyplomem Honorowym, z okazji stulecia lotnictwa. Dyplom ten miałem przyjemność odebrać w siedzibie FAI w Paryżu w roku 2005. W tym samym roku KRL przyznała sześć wyróżnień specjalnych: Błękitnych Skrzydeł Stulecia Lotnictwa. Czterech laureatów, generałowie: Tadeusz Góra, Mirosław Hermaszewski i Stanisław Skalski oraz Jerzy Makula to członkowie LOTECZKI.
LOTECZKA stara się również o wyróżnienie Błękitnymi Skrzydłami osób najbardziej na to zasługujących. Dzięki temu na wniosek Klubu odznaczenie to przyznano m. in. Jadwidze Piłsudskiej-Jaraczewskiej, Januszowi i Bronisławowi Żurakowskim, Kazimierzowi Szrajerowi, Tadeuszowi Sawiczowi i wielu innym osobom z Kraju i z zagranicy. Ponadto na wniosek LOTECZKI Górska Szkoła Szybowcowa ŻAR przyjęła za patrona Adama Dziurzyńskiego.
Podsumowaniem działalności Klubu w minionym ćwierćwieczu była impreza galowa w niedzielę 22 kwietnia br. Rozpoczęła ją msza święta w intencji LOTECZKI w pięknym kościele na Gądowie Małym którą odprawił O. Dominik Orczykowski w celebrze pięciu księży z proboszczem gądowskiej parafii, księdzem prałatem Czesławem Majdą na czele. Dalsza część jubileuszowej uroczystości odbyła się w Orlim Gnieździe, gdzie zgromadziło się dziesiątki członków Klubu i wielu jego przyjaciół z całej Polski. Wśród gości byli m. in.: siostrzenica płk pil. Bolesława Orlińskiego, Zofia Kudrewicz-Hubicka, dowódca Sił Powietrznych, gen. broni Lech Majewski i gen. bryg. Gromosław Czempiński, liczni seniorzy lotnictwa z Warszawy, Krakowa, Poznania, Leszna, Bielska-Białej, Jeleniej Góry, Torunia i Wrocławia oraz przedstawiciele zaprzyjaźnionych aeroklubów regionalnych. Wręczono Złote Lotki, których laureatami zostali: szybowcowy mistrz świata w roku 1958 Adam Witek, gen. broni Lech Majewski, gen. dyw. Leszek Cwojdziński, Michał Wieczorek, Karol Staryszak, Stanisław Maksymowicz, Ludwik Misiek, Tadeusz Kaczmarek, Mieczysław Kozdra, Henryk Mynarski, Aleksander Pawlikiewicz, Wiesław Dziedzio i kpt. PLL LOT Tadeusz Wrona. Zofia Kudrewicz-Hubicka i każdy z obecnych laureatów po otrzymaniu wyróżnienia posadził następnie pamiątkowego dęba w Alei Dębów. Reprezentujący wiele instytucji goście obdarowali zarząd LOTECZKI licznymi pamiątkami. Medale im. B. Orlińskiego wręczał ponadto wielu zasłużonym lotnikom płk pil. Antoni Chojcan w imieniu WKSL.
Po części oficjalnej rozpoczęła się część konsumpcyjna, przygotowana przez pracowników restauracji Adama Biska. Wielką atrakcją była również możliwość zwiedzania ostatniej inwestycji Adama Biska, przyległego do Orlego Gniazda hotelu Dom Kosmonauty, który niedawno otworzył swoje podwoje. W jego pokojach są liczne pamiątki kosmonautów i astronautów a wśród nich obrazy namalowane przez Aleksieja Leonowa.. Była tam również czynna ciekawa wystawa obrazów o tematyce lotniczej autorstwa Marcina Regulskiego, absolwenta krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych i świetnego pilota akrobaty samolotowego.
Wchodząc w drugie ćwierćwiecze z wielkim smutkiem wspominamy 47 członków LOTECZKI, którzy odlecieli od nas na zawsze. Są to: Stanisław Babiarz, Jerzy Blitz, Józef Leon Bujak, Grzegorz Dąbrowa, Kazimierz Drzewiński, Ludmiła Flądro-Pawlina, col. Francis Gabreski, Zbigniew Gajewski, Zbigniew Girulski, gen. bryg. Tadeusz Góra, Aleksy Ilukiewicz, Tadeusz Jaworski, Zenon Jewstrat, Eugenia Krakowska, Jerzy Kubaczewski, Eugeniusz Kossowski, ppłk Wacław Kozielski, Eugeniusz Kuźbik, płk Tadeusz Majewski, Zdzisław Majewski, Maciej Michałowski, Franciszek Nazarewski, Stanisław Łuszpiński, Krzysztof Pasieka, Paweł Piłat, Zbigniew Radomski, Kazimierz Rossa, Achil Rudnik, Stefan Różycki, Józef Sawoszczyk,
gen. bryg. Stanisław Skalski, Tadeusz Skałacki, doc. dr Andrzej Sokolski, Adam Sokulski, Jan Sójka, Stanisław Sójka, Jarosław Staroszczuk, Stanisław Szomański, Ryszard Szpieć, Stefan Szykasiuk, Urszula Śliwak, Stefan Urbański, Tadeusz Wiślicki, Stanisław Witek, Mieczysław Wolak, Bronisław Żurakowski i Janusz Żurakowski. Pamięć o Nich będzie nam towarzyszyć zawsze.

......................................................................................................................................................................
JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ, ZAPYTANIE, ... KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz :
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Komentarz jako : (kliknij strzałka w dół, otworzy się okienko) wybierz - Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu

3 marca 2012

PROPOZYCJE INICJATYW WROCŁAWSKIEGO KLUBU SENIORÓW LOTNICTWA W 2012 R.




PROPOZYCJE INICJATYW WKSL W 2012 R.

  1. Uroczyste nadanie imion rondom; Gen. Stanisława Skalskiego i Stanisława Szomańskiego
  2. Uroczyste spotkanie w 80 -tą rocznicę zwycięstwa Żwirki i Wigury (SP nr 118)
  3. Popularyzowanie niezwykłych ludzi lotnictwa w formie krótkich prelekcji; spotkania z pilotami
  4. Wydanie wyróżnionych prac w konkursie ''Kariery Lotnicze Polaków''
  5. Wspieranie Dolnośląskiej Akademii Lotniczej
  6. Wydanie medalu pamiątkowego z okazji otwarcia nowego Portu Lotniczego we Wrocławiu – Strachowice
  7. Wyróżnienie lotników medalami gen. pil. Stanisława Skalskiego
  8. Współpraca ze Szkołą Podstawową nr 118 im. płk. pil. Bolesława Orlińskiego
  9. Współpraca z Klubem Lotników ''Loteczka''
  10. Wspieranie opracowań lotniczych dra Andrzeja Paściaka
  11. Inspirowanie i wspieranie opracowań racjonalnego zagospodarowania ujętych w rejestrze zabytków, hangarów, na lotnisku Strachowice i budynku Portu Lotniczego przy ul. Lotniczej we Wrocławiu
  12. Wnioskowanie o odznaczenia osób zasłużonych dla lotnictwa
  13. Wspieranie opracowania monografii płk. pil. Bolesława Orlińskiego

    ZA ZARZĄD

    Płk pil. Antoni Chojcan
         Wrocław styczeń 2012

28 stycznia 2012

U PILOTÓW DOŚWIADCZALNYCH



Wizerunek odznak: stalowej, srebrnej i złotej 
Wizerunek odznaki klubowej
U LOTNIKÓW DOŚWIADCZALNYCH

     25 stycznia 1990 roku z udziałem 20  pilotów doświadczalnych  odbyło się w warszawskim Domu Technika NOT  zebranie, którego celem było zintegrowanie tego środowiska poprzez utworzenie jednej ogólnopolskiej organizacji. W efekcie tego zebrania założycielskiego powstał przy Warszawskim Oddziale Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Polskich, przy znacznym udziale Tadeusza Kurcyka, Klub Pilotów Doświadczalnych (KPD). Cztery miesiące później, w maju tego roku, odbyło się w Warszawie pierwsze spotkanie członków Klubu.  Wkrótce też, nie zmieniając nazwy Klubu, rozszerzono formułę członkostwa o skoczków spadochronowych doświadczalnych, inżynierów prób w locie i wojskowych pilotów doświadczalnych.
    Już na zebraniu założycielskim funkcję przewodniczącego Tymczasowego Zarządu Klubu powierzono Ryszardowi Witkowskiemu, który następnie przewodził KPD przez 19 lat. W odczuciu autora niniejszego artykułu Ryszard Witkowski zasługuje  na miano Pierwszego Lotnika powojennej Rzeczpospolitej. Jego dorobek w lotnictwie jest gigantyczny. Począwszy od pierwszego pięciosekundowego „lotu” szybowcem SG-38 w Rzadkowie, wykonanego 10 sierpnia 1945 roku, latał czynnie na  szybowcach, samolotach i śmigłowcach przez 41 lat. Jako instruktor wyszkolił na samolotach i na śmigłowcach wielu pilotów krajowych i zagranicznych. Szkolił ich na  czterech kontynentach, będąc m. in. członkiem ekip, wykonujących eksperymentalne operacje na polskich śmigłowcach. Przez 30 lat był pilotem doświadczalnym. Jako pierwszy Polak ustanowił 5 września 1957 roku śmigłowcowy rekord świata. Jest posiadaczem  Złotej Odznaki Szybowcowej z Trzema Diamentami. Udokumentował tysiącami zdjęć wysokiej jakości wiele ważnych wydarzeń lotniczych poczynając od swych lat młodości, poprzez czas wojny aż po dziś dzień. Opublikował ponad 500 artykułów z dziedziny lotnictwa: naukowych, historycznych i polemicznych. Jest autorem 11 książek, wśród nich fundamentalnego w skali światowej dzieła „Dzieje Śmigłowca” i książki autobiograficznej „Sześć Stopni Swobody” oraz współautorem bądź tłumaczem dalszych 14 książek. Jest wybitnym znawcą problematyki ratownictwa na wysokich budynkach, sędzią międzynarodowym w różnych specjalnościach lotniczych, z modelarstwem włącznie, znanym i cenionym w najwyższych gremiach światowych, działaczem lotniczym różnych organizacji krajowych i zagranicznych, w których pełnił wiele najbardziej odpowiedzialnych funkcji. Przez 35 lat był pracownikiem naukowym Instytutu Lotnictwa.  Wyróżniony wieloma krajowymi i zagranicznymi odznaczeniami, w tym Krzyżem Komandorskim Polonia Restituta oraz tytułem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.
    26 września 2009 roku Ryszard Witkowski na spotkaniu KPD w Kamieniu Śląskim zgłosił rezygnację z funkcji prezesa, ze względu na stan zdrowia. Jego godnym następcą został Antoni Milkiewicz, wybrany jednogłośnie, przy wielkim aplauzie zebranych. Na jego wniosek Ryszardowi Witkowskiemu przyznano przez aklamację tytuł Honorowego Prezesa Klubu. 
    A. Milkiewicz, nowy i aktualny prezes zarządu KPD, ma w lotnictwie wspaniały dorobek. Jest absolwentem Wydziału Lotniczego WAT i Wydziału Mechanicznego, Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej. Na WAT uzyskał stopień doktora nauk technicznych. Pracując przez wiele lat  w służbie bezpieczeństwa lotów Wojsk Lotniczych, sprawował  również funkcję jej szefa. Przebadał ponad 350 ciężkich wypadków lotniczych w lotnictwie cywilnym i wojskowym. Przez 14 lat był głównym inżynierem Wojsk Lotniczych. Podczas zawodowej służby wojskowej latał jako pilot na samolotach tłokowych i odrzutowych. Wylatał łącznie 3171 godzin, w tym 350 jako pilot doświadczalny, 400 na szybowcach, 1788 na samolotach tłokowych i 983 na samolotach odrzutowych. Po objęciu funkcji prezesa zarządu KPD zorganizował dwa udane spotkania KPD: w Kiekrzu koło Poznania w dniach od 8 do 10 września 2010 roku, z zakwaterowaniem uczestników w Ośrodku Szkolenia Sił Powietrznych i w Gdyni, w dniach od 8 do 10 września ubiegłego roku, z  zakwaterowaniem w hotelu „Neptun”. Oba spotkania, podobnie jak wszystkie poprzednie, miały na celu podsumowanie działalności KPD w minionym okresie i przyjęcie planów na przyszłość. Były również okazją do utrwalenia więzów towarzyskich i  zapoznania się z aktualną  problematyką różnych rodzajów lotnictwa.
    Uczestnikami spotkania w Kiekrzu było 29 osób: członków KPD, zaproszonych gości i osób towarzyszących. Pierwszego dnia w kościele Świętego Michała Archanioła w Kiekrzu została odprawiona  msza święta w intencji „za spokój dusz wszystkich zmarłych pilotów i skoczków doświadczalnych oraz inżynierów prób w locie, aby dobry Bóg zechciał przyjąć ich do swego królestwa”. Dnia następnego  zorganizowano wyjazd z Kiekrza  do 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach, gdzie oficerowie tej jednostki poinformowali przybyłych o zasadach wprowadzenia do użytkowania samolotów F-16 Falcon, ich eksploatacji i szkolenia załóg oraz o podstawowych danych taktyczno-technicznych tych samolotów i ich uzbrojeniu. Tradycyjnym, ważnym punktem każdego spotkania członków KPD jest uroczysta kolacja. Przebiega ona zawsze w miłym nastroju i przyjemnej atmosferze. Myśli zebranych kierują się wtedy najczęściej do przeszłości, do wspominania chwil spędzonych wspólnie na różnych lotniskach podczas wypełniania obowiązków pilota doświadczalnego, skoczka doświadczalnego lub inżyniera prób w locie. W Kiekrzu na tej kolacji obecni byli również: Zastępca Dowódcy 2 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego, płk dypl. pil. Rościsław Stepaniuk i Dowódca 3 Eskadry, ppłk dypl. pil. Arkadiusz Kurkiewicz.  A. Milkiewicz, dziękując im za doskonałą organizację i wyczerpujące wyjaśnienia w trakcie zwiedzania Bazy, przekazał na ręce płk. Stepaniuka książkę R. Witkowskiego „Dzieje Śmigłowca”. Płk Stepaniuk z kolei przekazał prezesowi zarządu KPD pismo z wyrazami uznania dla członków Klubu. Po śniadaniu w trzecim dniu spotkania uczestnicy  zwiedzali Poznań z wynajętym przewodnikiem. Po obiedzie udali się w drogę powrotną do swych miejsc zamieszkania.
    Ubiegłoroczne spotkanie w Gdyni było dla członków KPD jubileuszowym, dwudziestym. Już pierwszego dnia wieczorem omówiono sprawy członkowskie, stan finansów Klubu (skarbnik Andrzej Pussak) i zmiany w regulaminie (sekretarz Zygmunt Mazan), który zatwierdzono przez aklamację.  Stefan Weker przedstawił propozycje ujętych w rozporządzeniu nowych regulacji Komisji Europejskiej, dotyczących licencjonowania personelu latającego. Następnie zebrani  wyrazili zgodę na prośbę Zygmunta Mazana o rezygnację z  funkcji sekretarza zarządu KPD z uwagi na jego sytuację  rodzinną i zdrowotną. Nowym sekretarzem wybrano Sławomira Hetmana.
    Następnego dnia  po śniadaniu uczestnicy spotkania wyjechali autobusem do portu morskiego w Gdyni, gdzie pod kierownictwem oficerów 3 Flotylli Okrętów (3 FO) zwiedzili okręt podwodny ORP „Orzeł” i okręt ORP „Pułaski”, wysłuchując wyjaśnień, dotyczących zasad ich użycia. Dla ludzi nie związanych bezpośrednio ze sprawami morza i jednostek pływających było to ciekawe doświadczenie. Następnym punktem spotkania był wyjazd do kompleksu lotniskowego w Babich Dołach. Po bardzo smacznym i sutym obiedzie w miejscowym kasynie uczestnicy wysłuchali wystąpienia dowódcy Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej (BLMW) kmdr. dypl. pil. Stanisława Ciołka i ciekawej prezentacji zadań, przeznaczenia i wyposażenia jednostek Bazy.
Duże wrażenie wśród zwiedzających wywarła nowoczesna Wieża Portu Lotniczego, zapewniająca kompleksowe możliwości kierowania ruchem lotniczym na lotnisku i w jego strefie. Piękna cumulusowa pogoda towarzyszyła uczestnikom podczas pokazu statycznego sprzętu lotniczego, użytkowanego przez BLMW. Gospodarze chętnie udzielali wyjaśnień na temat tego sprzętu i możliwości jego wykorzystania. Wieczorem odbyła się w restauracji hotelu „Neptun” tradycyjna, uroczysta kolacja, w której wzięli udział również zaproszeni goście: Dowódca BLMW kmdr dypl. pil. Stanisław Ciołek, Zastępca Dowódcy kmdr dypl. pil. Andrzej Szczotka i Szef Logistyki kmdr por. Andrzej Kwiatkowski. Po powitaniu zebranych prezes zarządu KPD A. Milkiewicz, dziękując przedstawicielom BLMW za wzorową organizację i pokazy okrętów 3 FO, statków powietrznych i wyposażenia BLMW, wręczył im wraz z Marianem  Wiśniewskim książki „Badania w Locie w Instytucie Lotnictwa”, autorstwa M. Wiśniewskiego i R. Witkowskiego. Następnie udekorowano Odznaką Organizacyjną KPD wymienionych wyżej gości, generała Ryszarda Dębskiego, Józefę Pietrzak, Jerzego Madlera, Tadeusza Kurcyka i niżej podpisanego. Postanowiono, że nieobecnemu na spotkaniu ze względu na stan zdrowia Prezesowi Honorowemu KPD R. Witkowskiemu zostanie wręczona w Warszawie pamiątkowa książka z podpisami uczestników spotkania. Byli nimi członkowie KPD, osoby im towarzyszące i zaproszeni goście: Julian Bojanowski, Stanisław Błasiak, Krzysztof Galus, Jan Gawęcki, Jerzy Grzędzielski, Sławomir Hetman, Jerzy Jędrzejewski, Jerzy Kędzierski, Zbigniew Kostecki, Tadeusz Kurcyk, Maria i Roman Lewandowscy, Jerzy Madler, Zygmunt Mazan, Wiesław Mercik,  Stanisław Mikrut, Antoni Milkiewicz, Jerzy i Józefa Pietrzakowie, Kazimierz Pogorzelski, Andrzej Pussak, Arkadiusz Wantoła, Ewa i Stefan Wekerowie, Marian Wiśniewski oraz Jerzy i Grzegorz Zięborakowie.
Jak zawsze, spożywanie kolacji uprzyjemnił grą na swym instrumencie klawiszowym najstarszy uczestnik spotkania, 89letni Julian Bojanowski.
Ostatniego dnia spotkania uczestnicy wzięli udział we mszy świętej, którą w intencji wszystkich zmarłych członków KPD, zwłaszcza tych, którzy na zawsze odeszli z niego w ostatnich dwóch latach: Andrzeja Pamuły, Zbigniewa Nowakowskiego i Stanisława Gajewskiego, odprawił w Kościele Garnizonowym w Gdyni Dziekan Marynarki Wojennej ksiądz prałat kmdr mgr Bogusław Wrona. Następnie gościł on na plebanii wszystkich uczestników mszy świętej. Tam A. Milkiewicz udekorował księdza prałata Odznaką Organizacyjną KPD i obdarował go wraz z Marianem Wiśniewskim monografią „Badania w Locie w Instytucie Lotnictwa”.
Po powrocie do hotelu „Neptun” zakończono  oficjalnie 20 Ogólne Spotkanie KPD i jego uczestnicy wyjechali do swych miejsc zamieszkania, wyznaczając Leszno na miejsce tegorocznego spotkania.
    Od kilku lat nie zmienia się liczba członków KPD, która wynosi obecnie 53. Są to: piloci – 48, skoczkowie spadochronowi – 3 i inżynierowie prób w locie – 2. Jest nadzieja, że w nieodległej przyszłości  zostanie opublikowana obszerna książka, zawierająca ponad 200 biografii polskich lotników doświadczalnych, poczynając od zarania lotnictwa polskiego, aż po czasy współczesne. Dzieła tego, którego opracowanie jest w fazie  stadium końcowego, podjął się Jerzy Jędrzejewski, pilot doświadczalny,  sekretarz Zarządu KPD od chwili jego powstania sprawował przez kolejne 19 lat. Od 55 lat pracuje on zawodowo w lotnictwie. Warto tu dodać, że wśród członków KPD jest wielu takich, którzy zawodowo pracowali lub jeszcze pracują w lotnictwie ponad pół wieku, jak np. Jerzy Zięborak
    Przynależność do KPD uwiarygodnia legitymacja członkowska. Zewnętrznym symbolem tej przynależności jest Odznaka Organizacyjna. Przedstawia ona logo KPD. Ma rysunek i kształt taki sam, jak odznaka „Pilot Doświadczalny”. Różni się od niej brakiem napisu „Pilot Doświadczalny”.
Otrzymują ją wszyscy członkowie Klubu oraz osoby nie będące członkami KPD na podstawie oddzielnej uchwały Zarządu Klubu.
 Znakiem honorowym, wyróżniającym tych członków Klubu, którzy uzyskali w pracy zawodowej szczególne osiągnięcia, jest odznaka „Pilot Doświadczalny”. Nadawana jest tylko żyjącym członkom Klubu. Ma ona trzy stopnie, zwane odpowiednio: „Odznaką Stalową”, „Odznaką Srebrną” i „Odznaką Złotą”. Jest  kształtu kołowego o średnicy 22 mm. Na obwodzie awersu zawiera napis PILOT DOŚWIADCZALNY, zaś w centralnej części  stylizowaną głowę pilota w hełmie ochronnym. W dolnej części zawiera plastyczny wizerunek ptasiego skrzydła, koloru odpowiednio stalowego, srebrnego lub złotego. Gładki rewers odznaki ma wybity numer. Odznaka jest nadawana decyzją Kapituły, którą tworzy Zarząd Klubu. Obecnie w jego skład wchodzą: Antoni Milkiewicz – przewodniczący, Sławomir Hetman – sekretarz, Andrzej Pussak – skarbnik i członkowie: Jerzy Kędzierski, Jerzy Śmielkiewicz, Marian Wiśniewski i Ryszard Witkowski.
    Obecnie czynnych pilotów doświadczalnych jest w polskim lotnictwie znacznie mniej, niż kilkadziesiąt lat temu. Tym bardziej warto potomnym przypominać dokonania tych, którzy ten zawód wykonywali i wykonują nadal po to, aby innym latało się bezpieczniej. Chwała im za to!
.............................................................................................................................................................................................................................

JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ, ZAPYTANIE, ... KROK PO KROKU:
1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz :
2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
3. Komentarz jako : (kliknij strzałka w dół, otworzy się okienko) wybierz - Anonimowy
4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
5. Kliknij Zamieść komentarz
6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu 



20 stycznia 2012

ZLOT MIŁOŚNIKÓW ŻARU



(TEKST W WERSJI CZYTELNEJ)
   
     Co roku od kilkunastu lat spotykają się we wrześniu  w internacie żarowskiej Górskiej Szkoły Szybowcowej jej miłośnicy. Większość z nich to piloci, związani z Żarem od dziesiątków lat, gdy latało się jeszcze  na  szybowcach  drewnianych,  produkowanych  w  latach  czterdziestych
i pięćdziesiątych ubiegłego wieku, startując najczęściej ze szczytu z lin gumowych, bądź z dolnego lądowiska za samolotem, rzadziej z wyciągarki. Z rozrzewnieniem wspominam dzień 6 sierpnia 1960 roku, gdy zostałem tu przyjęty przez szefa wyszkolenia instruktora Jana Husakowskiego na szkolenie szybowcowe w ramach Lotniczego Przysposobienia Wojskowego, dwa dni po uzyskaniu kategorii B na lotnisku w Aleksandrowicach, w grupie wspaniałego instruktora Jana Winczo. Po szkoleniu tam za wyciągarką na Czapli i Sroce zaczynam latać z żarowskiego szczytu z lin gumowych, by po  siedmiu lotach z instruktorami na Bocianie polecieć samodzielnie na Musze-100 A. Cóż to była za radość podczas tych ośmiu minut, spędzonych samotnie w locie ze szczytu na dolne lądowisko! Wracam myślami do tych chwil po ponad 51 latach, gdy w niedzielę 18  września melduję się na Żarze wraz z licznymi jego miłośnikami. Wita nas piękna pogoda, żagiel i termika umożliwiają wykonywanie dłuższych lotów nad żarowskim szczytem i jego okolicą. Oprócz szybowców jednomiejscowych mamy do dyspozycji Perkoza i trzy Puchacze, z których korzysta większość chętnych, nie posiadających już licencji. Lotami kieruje prezes jednoosobowego zarządu żarowskiej szkoły, instruktor Bogdan Drenda, wspomagany m. in. przez szefa wyszkolenia Leszka Żabickiego jako holownika oraz instruktorów: Różę Sokołowską i Andrzeja Micińskiego. Warszawiak Eugeniusz Karwatka poleciał  na Perkozie z samym arcymistrzem, najlepszym szybownikiem świata -  Sebastianem Kawą, którego po lądowaniu serdecznie wyściskał w zachwycie po wspaniałych wrażeniach doznanych podczas lotu. Witold Marek w roku 1959 szkolił się na Żarze w grupie instruktora Stanisława Michalczuka. Teraz przybył na spotkanie specjalnie aż z Los Angeles, by po ponad 50 latach przerwy w lotach na szybowcach ponownie polecieć nad Żar. Jako czynny jeszcze instruktor wykonuję kilka lotów z żarowskimi miłośnikami na Puchaczu. Miło odbieram mych bielskich kolegów: Longina Bladego i Janka Buławę, mających jeszcze  dłuższy niż ja staż  szybownictwie, którzy również latają teraz na Żarze.
Wieczorem uczestniczymy we mszy świętej, odprawionej w internacie przez O. Dominika Orczykowskiego w intencji śp. Bolesława Zonia,  legendarnego pilota i instruktora Żaru, związanego z nim  od lat pięćdziesiątych. Po kolacji jest jeszcze sporo czasu na przyjacielskie pogawędki i wspomnienia, ciągnące się do późnej nocy.
Poniedziałek 19 września był głównym dniem spotkania. Mgła i chmury, sięgające niemal do ziemi, spowiły góry Beskidu Małego, stwarzając tym samym świetną okazję do spokojnego uczestnictwa w przedpołudniowej prelekcji Sebastiana i Tomasza Kawów, bogato ilustrowanej zdjęciami i filmami. Sebastian zapoznał zebranych ze swymi lotami na mistrzostwach świata i Europy oraz podczas wyprawy do Argentyny. Przed piętnastu laty, gdy jako członek polskiej ekipy na szybowcowych mistrzostwach świata w Nowej Zelandii obserwowałem zmagania zawodników w górskiej scenerii szybowiska Omarama doszedłem do wniosku, że w takich warunkach, dzięki zjawisku fali, są możliwe bezpieczne przeloty na szybowcach dwumiejscowych, trwające kilka dni, długości nawet 5000 km. Teraz prelegenci  poinformowali zebranych, że widzą w perspektywie szansę wykonania takiego przelotu przez Sebastiana. Zamiar taki miał Sebastian już podczas ubiegłorocznego pobytu w Patagonii. Realnie przymierzał się do pokonania bariery 5000 km. Niestety, gospodarze nie wyrazili zgody na nocny lot szybowcem. Dodać tu należy, że obecnie nie jest możliwe, aby taki przelot był uznany za rekord, gdyż zgodnie z przepisami rekordy muszą się zamknąć między świtem i zmierzchem jednego dnia. Czas pokaże, czy sztucznie można ograniczyć te ludzkie marzenia.
Warto tu zauważyć, że szybownictwo, które zrodziło się w górach, po przejściu na dziesięciolecia  na tereny nizinne, wraca ponownie w góry na  wyczynowe ścieżki. Tylko w takich warunkach jest bowiem możliwe wykonywanie ekstremalnie długich przelotów, przekraczających już obecnie 3000 km.
Zatoczenie tego kręgu w historii szybownictwa rodzi wspomnienia sięgające tych odległych lat, gdy powstawały nasze górskie szkoły szybowcowe.
 Żar jako szybowisko  zrodził się w pierwszej połowie lat trzydziestych dzięki inicjatywie inż. Franciszka Dońskiego, członka zarządu Koła Szybowcowego przy Obwodzie LOPP w Białej Krakowskiej. On to wypatrzył w roku 1934 teren położony w paśmie szczytów Żar – Kiczera, mając nadzieję, że będzie się nadawał do latania szybowcowego. Wiosną  następnego roku instruktor Antoni Pawliczek, ówczesny inspektor szybowcowy do współpracy z kołami szybowcowymi w Okręgowym Komitecie Szybowcowym w Katowicach, oblatał wraz z instruktorem Ludwikiem Zygmundem w lotach na Czajce górę Żar. Zakwalifikował ją do użytkowania jako szybowisko przydatne szczególnie do zdobywania kategorii C i D, czyli do lotów szkolnych, żaglowych i wyczynowych. F. Doński,  namówił instruktora Piotra Mynarskiego do kolejnych lotów na Żarze, chcąc potwierdzić tę opinię. W dniu 9 listopada 1935 roku Mynarski latał nad Żarem na żaglu przy północnym wietrze na szkolnej Wronie-bis przez 4 godziny i 7 minut, lądując już o zmroku w Porąbce. Tego nikt się nie spodziewał. Góra wraz z sąsiednimi szczytami Beskidu Małego nadawała się do wykonywania lotów przy wszystkich kierunkach wiatru. Droga do uruchomienia szybowiska została otwarta. W roku 1936, uznanym za początek uruchomienia szybowiska Żar, wykonywano tu sporadycznie loty. W sierpniu w Porąbce odbył się zjazd pilotów szybowcowych. Przygotowano lądowisko na szczycie góry, wzdłuż zbocza zamontowano tor kolejki wąskotorowej i wyciąg linowy o długości 400 metrów, wykonano instalację telefoniczną. Pod szczytem postawiono dwa hangary do przechowywania szybowców. 6 lipca 1937 roku Kazimierz Antoniak wzniósł się nad Żar na rekordową wówczas wysokość 2550 metrów. Instruktorzy, piloci i uczniowie byli zakwaterowani w drewnianym schronisku turystycznym, usytuowanym tuż pod wierzchołkiem Żaru po jego północno-zachodniej stronie oraz u miejscowych gospodarzy, którzy mieszkali niemal na szczycie, na jego południowym zboczu. Schronisko, z którego korzystali szybownicy również w okresie powojennym, prowadziła przez dziesiątki lat, aż do jego likwidacji, związanej z budową na szczycie zbiornika wodnego, Franciszka Lotek, legenda wielu pokoleń żarowskich szybowników.
Pełny rozkwit szkoły, prowadzonej przez Okręg Wojewódki LOPP w Krakowie za pośrednictwem Koła Szybowcowego LOPP przy Obwodzie Powiatowym w Białej Krakowskiej, nastąpił w roku 1938. Wiosną zakończono budowę małego hangaru na zboczu północnym Żaru, tuż pod jego szczytem.  Na Salamandrach, Komarach, WOS-37, Delfinie, SG-3 i na dwumiejscowej Mewie wylatano w tym roku łącznie 416 godzin, m. in. wykonując 22 loty pięciogodzinne i 3 ośmiogodzinne, 21 lotów na wysokość 1000 metrów i 3 na wysokość 2250 metrów. Do III klasy wyszkolono 10 osób.
Świetnie zapowiadał się kolejny sezon, w którym przewidywano latanie od 15 kwietnia do 30 października. Szkoła dysponowała już 11 szybowcami. 27 kwietnia instruktor Józef Pietrow z pasażerem Władysławem Dziergasem ustanowił rekord Polski w długotrwałości lotu i w przewyższeniu na szybowcu dwumiejscowym Mewa, uzyskując odpowiednio 11 godzin i 2 minuty oraz 1200 metrów. 18 maja ten sam pilot na tym samym szybowcu wykonał z pasażerem Józefem Jakubcem przelot otwarty z Żaru do Borek koło Mińska Mazowieckiego długości 309 km. W roku 1939 wylatano na Żarze do 29 sierpnia 593 godziny, przekraczając w 31 lotach czas 5 godzin i 36 razy wysokość 1000 metrów.
Podczas wojny Niemcy wykorzystywali do latania tylko podnóże góry, prowadząc na swych szybowcach SG-38 i Grunau Baby-IIB jedynie szkolenie do kategorii A i B młodzieży zrzeszonej w NSFK (Nationalsocjalistisches Fliegekorps – Narodowo Socjalistyczny Korpus Lotniczy).
Przedwojenny hangar  na szczycie nie dotrwał do końca wojny. Jeszcze przed jej zakończeniem, tuż po wyparciu Niemców z Białej Krakowskiej i Bielska, harcerze pod wodzą Tadeusza Puchajdy zaczęli tworzyć tam tzw. „harcerskie skrzydła”.  Postanowiono w tej akcji  wykorzystać żarowskie szybowisko. Od 17 do 30 czerwca 1945 roku zorganizowano na Żarze kurs unifikacyjny, który ukończyli instruktorzy: Władysław Dziergas, Mieczysław Krywult, Jan Płonka, Władysława Świtalska i Jan Wisełka.  W okresie od 1 lipca do 15 sierpnia były tu 3 kursy szkoleniowe.
Na pierwszym kursie, który trwał do 20 lipca 1945 roku wykonano 1036 lotów szkolnych i 18 treningowych. Uzyskano 51 kategorii B i 1 - A. Na drugim kursie wykonano 628 lotów. 26 osób uzyskało kategorię B i 2 – A. Podczas trzeciego kursu, rozpoczętego 3 sierpnia 19 uczestników wykonało 532 loty szkolne i 7 treningowych. T. Puchajda był kierownikiem wszystkich tych kursów.
Kiedy dziś, po ponad 66 latach wspominamy te czasy, rodzi się pytanie: jak to się stało, że wkrótce potem, poczynając od roku 1946, w ciągu zaledwie  dwóch i pół roku, nasz zniszczony wojną kraj był w stanie wzbogacić Żar o wspaniałą zabudowę: budynek „meteo”, wyciąg elektryczny  linowo-szynowy do transportu szybowców z dolnego lądowiska na szczyt, okazały kamienny hangar na szczycie wraz z zapleczem warsztatowym, przestronny drewniany barak do zakwaterowania pilotów, wybudowany wraz z kuchnią i jadalnią na południowym zboczu, liczne dróżki łączące te obiekty, drogę ze wsi na szczyt, oświetlenie, sieć telefoniczną, stanowiska startowe, umożliwiające starty szybowców  w różnych kierunkach, zależnie od wiatru, studnię usytuowana w pobliżu hangaru, w której nigdy nie brakowało źródlanej wody, czy linkowy wyciąg elektryczny wraz z budynkiem tzw. „ambasady”, służący na dolnym lądowisku do transportu szybowców z miejsca ich lądowania do dolnego stanowiska kolejki linowo-szynowej, gdzie szybowce umieszczano na wózku, którym następnie jechały na szczyt!
Wszystko to Żar zawdzięcza głównie jednemu człowiekowi, którym był inż. Rudolf Weigl.  Jego biografia jest niezwykle frapująca. Bardzo zacna rodzina wywodzi się po mieczu z Moraw (Austro-Węgry), gdzie protoplasta posiadał fabrykę powozów konnych, w której wykonywano je dla cesarza Franciszka Józefa. W żyłach Rudolfa płynęła również krew polska, francuska i belgijska. Z rodziny najbardziej znany jest stryj, również Rudolf Weigl, światowej sławy profesor Uniwersytetu Lwowskiego, odkrywca szczepionki przeciw durowi plamistemu.  Jego brat Fryderyk, prawnik z wykształcenia, ożenił się w Jaśle z Olgą Macher, której ojciec przybył w te strony z Belgii i zawiązał spółkę wiertniczą, poszukującą ropę naftową. Z tego małżeństwa zrodziło się troje dzieci: Olga, urodzona w Pruchniku oraz  Fryderyk i „nasz” Rudolf, który przyszedł na świat 22 lipca 1914 roku jako najmłodszy z  rodzeństwa. Ich ojciec pracował kolejno jako sędzia w Pruchniku, Jaśle, Jarosławiu, Gnieźnie, Poznaniu i we Lwowie. Był znaczącym prominentem w hierarchii urzędniczo-administracyjnej, zwłaszcza w Gnieźnie, Poznaniu i we Lwowie. Rudolf szkołę podstawową kończył w Gnieźnie, gdzie później uczył się również w gimnazjum. Tu bardzo interesował się kolarstwem i samolotami. W trzeciej klasie gimnazjum, mając 12 lat, założył klub TOKOLIMOT (Towarzystwo Kolarzy i Motorzystów), zrzeszające kolegów, posiadaczy rowerów i motocykli. Potem zapalił się do harcerstwa, by po przeniesieniu się do Poznania poświęcić się całkowicie motoryzacji i lotnictwu.  W wieku 15 lat otrzymał prawo jazdy na samochody i motocykle. Wszystkie wolne chwile spędzał na lotnisku, na Ławicy. Niestety, nie dostał się na szkolenie lotnicze, gdyż lekarz orzekł wadę jego kolana. Mimo to latał z kolegami jako obserwator na kilku typach samolotów RWD. Chodził również na wszystkie pokazy lotnicze.  Rudolf po zdaniu w Poznaniu matury rozpoczął studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki Lwowskiej. Studiami nie przejmował się  zbytnio, angażując się mocno w szybownictwo. Zdobył kolejno kategorie: A, B, C i D. W roku 1933 przenieśli się z Poznania do Lwowa również jego rodzice. Rudolf namówił swego brata Fryderyka, studiującego we Lwowie chemię, na szkolenie szybowcowe. Co niedzielę jeździli  swymi rasowymi motocyklami do szkoły szybowcowej w Czerwonym Kamieniu koło Żółkwi, latając tam na szybowcach po kilka godzin. Wkrótce Rudolf przeszedł pomyślnie badania w Centrum Badań Lotniczo-Lekarskich w Warszawie, dostał się na kurs „motorowy” w Łucku, po którym nastawił się całkowicie na latanie samolotowe w Aeroklubie Lwowskim. Do 1939 roku brał udział w licznych poważnych mityngach szybowcowych oraz w rajdach samolotowych krajowych i zagranicznych, zajmując w nich często czołowe miejsca z pierwszymi włącznie. W roku 1938 Rudolf obronił dyplom na politechnice i zaręczył się z piękną maturzystką Hanną Adamską. Wciąż jednak marzył o karierze pilota wojskowego. Droga do niego wiodła przez podchorążówkę piechoty, w której służba w Radomiu-Sadkowie mu się przedłużyła ze względu na groźbę wybuchu wojny. W wojsku na początku wojny przeżył ciężki nalot  samolotów niemieckich, wyskoczył z piętra do rowu przeciwlotniczego, gdzie został zasypany ziemią podczas wybuchu bomby. Próbował przedostać się do Rumunii, lecz ciężko chory znalazł się w szpitalu w Złoczowie, nadzorowanym przez Rosjan, o czym dowiedziała się rodzina. Z jej pomocą uzyskał przepustkę od felczera na wyjście do miasta. Do szpitala już nie wrócił, udając się do rodziny we Lwowie. Po kolejnej nieudanej próbie dotarcia do Rumunii wrócił przez granicę do Lwowa, skąd  rodzinie udało się dotrzeć do Tarnowa, znajdującego się w strefie niemieckiej. Dalsze  losy Rudolfa były ogromnie dramatyczne. Oskarżony w grudniu 1942 roku o udział w tajnej polskiej organizacji podziemnej został przewieziony do Więzienia Montelupich w Krakowie i  w styczniu 1943 roku został tu skazany  na śmierć. Był już w aucie skierowanym ze skazanymi na egzekucję. Tylko na skutek niedomknięcia się klapy auta pozostał na dziedzińcu więziennym i  zawrócony do celi śmierci. Ostatecznie wywieziono go do obozu w Gross Rosen, gdzie w styczniową ciężką zimę roku 1945 wraz z więźniami obozu  był gnany w tzw. marszu śmierci do obozu w Mauthausen Gusen, leżącym w Austrii, niedaleko Linzu. Był to  obóz o zaostrzonym rygorze. Mimo to udało się mu wykonać tu  pamiątki, z których kilka  zachowało się w rodzinie do dziś. Są to m. in.: krzyż zrobiony z chleba, zdobiony ornamentami ze słomy siennikowej, papierośnica, dedykowana jego mamie oraz metalowe pudełko z pięknie wyrzeźbionym ręcznie metalowym samolocikiem.
      Rodzina poczynając od  wyruszenia „marszu śmierci” aż do maja 1945 roku nie miała o Rudolfie żadnych wiadomości. Gdy obóz w Mauthausen Gusen w końcu kwietnia 1945 roku wyzwolili Amerykanie, Rudolf próbował wrócić do kraju. Był jednak skrajnie wyczerpany, ważył zaledwie 48 kg. Dowlókł się jedynie kilkanaście kilometrów do Linzu, gdzie w mieszkaniu nieobecnej ciotki Zofii, która była w szpitalu po urazie mózgowym, próbował się zregenerować. Mimo straszliwego wygłodzenia odżywiał się tylko drobnymi porcjami, co uratowało mu życie.
Po nabraniu sił wrócił  do rodziny, która zamieszkała w Krościenku. Stamtąd udał się do Katowic na posadę w przemyśle węglowym. Wciąż jednak marzył o lotnictwie.
W dniach od 18 do 23 listopada 1945 roku w ówczesnym Grunowie (obecnie Jeżów Sudecki) odbyła się Pierwsza Ogólnopolska Konferencja Szybowcowa, która wytyczyła kierunki rozwoju polskiego szybownictwa. Wzięło w niej udział stu uczestników, reprezentujących władze państwowe, wojsko oraz organizacje lotnicze i młodzieżowe. Wśród nich Rudolf Weigl był jednym z najbardziej aktywnych uczestników. Zaproponował utworzenie jednostki  naukowej, poświęconej szybownictwu.  W wyniku tego postulatu postanowiono na Konferencji powołać do życia Instytut Szybownictwa. Powstał on na mocy zarządzenia Ministra Komunikacji z dnia 25 stycznia 1946 roku, zaś R. Weigl został jego organizatorem. Instytut miał swą siedzibę  w Bielsku przy ulicy 3 Maja 3.
 W jego skład  wchodziły:
Ośrodek Szkolny Szybownictwa Goleszów,
Szkoła Szybowcowa Żar,
Lotnisko Doświadczalne Aleksandrowice,
Warsztaty Szybowcowe Biała Krakowska.
Departament Lotnictwa Cywilnego mianował inż. Rudolfa Weigla z dniem 1 maja 1946 roku kierownikiem Instytutu Szybownictwa. Zadecydował o tym przedstawiony przez niego program i plan prac, śmiałość w zamierzeniach oraz jego dotychczasowe osobiste zaangażowanie. Jego zasługą jest opracowanie planu szkolenia szybowcowego w Polsce i zaproponowanie budowy adekwatnych do tego planu szybowców.
    Działając dla dobra wymienionych wyżej jednostek R. Weigl znalazł  również środki  finansowe, materiałowe oraz siłę roboczą do wykonania przedstawionych wyżej obiektów  żarowskiej szkoły. Dzięki temu już w pierwszej połowie roku 1946 rozpoczęto budowę budynku „meteo”, co  nadzorował inż. Franciszek Doński. W jesieni tego roku złożono dwa duże poniemieckie baraki, sprowadzone nieodpłatnie z Goczałkowic. W styczniu następnego roku ukończono budowę kamiennego hangaru, przykrytego drewnianym dachem, pokrytym blachą. Przy hangarze postawiono przybudówkę, mieszczącą przedsionek i warsztat remontowo-naprawczy dla szybowców, zaś teren przed hangarem, tworzący płytę montażową, wyłożono kamieniami. Wykonano drogę bitą do transportu szybowców długości około 2 km i różnicy wzniesień 410 metrów. Jesienią 1947 roku ukończono budowę budynku „meteo”. Na wiosnę roku 1948 uruchomiono wstępnie wyciąg elektryczny linowo-szynowy, którym pierwszy szybowiec – Salamandrę wywieziono na szczyt 9 czerwca 1948 roku.
Za tę  działalność  Rudolfowi Weiglowi należy się  wieczna pamięć i uznanie.
Po wielu latach zsyłki do Kazachstanu wróciła z rodziną do Polski narzeczona Rudolfa, Hanna Adamska. Wkrótce zostali małżeństwem i szczęśliwymi rodzicami trojga dzieci.
W roku 1948 Instytut Szybownictwa przemianowano na Szybowcowy Zakład Doświadczalny. Jego kierownikiem został mgr inż. Władysław Nowakowski. Rudolf Weigl, przeniesiony do Warszawy, objął stanowisko naczelnika Wydziału Technicznego Departamentu Lotnictwa Cywilnego a później Ligi Lotniczej. Był wieloletnim Przewodniczącym Komisji Sportowej ARP.
Wspaniałe pasmo jego osiągnięć przerwała tragiczna katastrofa,  w nocnym locie służbowym z Warszawy do Poznania,  w której zginął wraz z kapitanem pilotem Teodorem Kijkiem 3 stycznia 1952 roku, w wieku 37 lat, w wyniku zderzenia ich samolotu Storch z nieoświetlonym kominem cukrowni podczas śnieżycy w rejonie Szamotuł.
Dzieło  życia Rudolfa Weigla nie może ulec zapomnieniu. Był nie tylko wzorem inżyniera  i pilota sportowego, ale i organizatora lotnictwa sportowego,  wychowawcy  i opiekuna młodzieży lotniczej. Miał niespożytą energię i zdolność twórczego realizowania ambitnych, niemal niewykonalnych planów. Cechowała go odwaga w działaniu, prawość i szlachetność. Był zawsze pogodny, zaś  łagodne usposobienie  rodziło uśmiech na jego twarzy, promieniującej  naturalną koleżeńskością. To zjednało mu dziesiątki przyjaciół.
Wśród miłośników Żaru powstał projekt uczczenia postaci Rudolfa Weigla. Dzięki inż. Adamowi Skarbińskiemu i Pani Danucie Nowakowskiej udało się znaleźć kontakt z Panią Hanną Weigl, wdową po Rudolfie i z ich dziećmi. Przekazane przez rodzinę fotografie pozwoliły na wykonanie   przez prof. Zdzisława Januszewskiego z Żywca gipsowej pozytywowej formy twarzy bohatera. Formę  negatywową i oryginał plakiety o średnicy 44 cm wykonał osobiście Henryk Mynarski w swym Zakładzie Szybowcowym w Jeżowie Sudeckim.
W poniedziałkowy wieczór 19 września w internacie żarowskiej szkoły szybowcowej nastąpiła uroczystość odsłonięcia plakiety z postacią Rudolfa Weigla. Zgromadziła ona ponad 80 osób. W podniosły, lotniczy nastrój wprowadził zebranych najstarszy z miłośników Żaru, Julian Bojanowski, który odegrał Marsza Lotników, skomponowanego przez Stanisława Latwisa. Z Żarem jest on związany od roku 1946, corocznie  aktywnie uczestniczy we wrześniowych spotkaniach.  Na uroczystości była obecna cała rodzina Weiglów: Pani Hanna z trójką dzieci: z synami Zbigniewem i Andrzejem oraz z córką Barbarą i ich współmałżonkami, odpowiednio Zofią, Martyną i Andrzejem Topińskim. Zebrani nie kryli wzruszenia, gdy Pani Hanna z synem Andrzejem dokonali aktu odsłonięcia plakiety zawieszonej  na ścianie w hallu internatu, w sąsiedztwie podobnej plakiety z postacią patrona szkoły, Adama Dziurzyńskiego, odsłoniętej kilka lat wcześniej. Następnie w imieniu rodziny głos zabrała córka Barbara, również nie kryjąc wzruszenia.  Bogdan Drenda i prof. Robert Rowiński wręczyli kwiaty Pani H. Weiglowej, na prośbę której zatknięto je  za śmigło, przyległe do plakiety. Radość z tej uroczystości wyraził  przewodniczący Rady Szkoły Szybowcowej Żar  Tomasz Kawa, który również ciepło podziękował rodzinie Weiglów za wsparcie inicjatywy, znaczący wkład finansowy w wykonanie plakiety i przybycie na tę uroczystość.
Następnie zebrani udali się na kolację, przed spożyciem której piętnastu zasłużonym dla Żaru lotnikom wręczono upominki, zaprojektowane i wykonane przez prof. Zdzisława Januszewskiego. Były to stylizowane w locie ptaki, wykonane z blachy z blachy miedzianej, na drewnianej podstawce. Zostały one zamówione i ufundowane przez Panią Mirosławę Dziurzyńską, żonę śp. „wujka” Adama, związaną z Żarem od 65 lat. Choć zdrowie nie pozwoliło Jej na udział w spotkaniu, to jednak ciągle  żyje Ona tym, co się w szkole dzieje, jakie są jej bieżące osiągnięcia i problemy, czy pogoda w tym pomaga, czy przeszkadza. Słowem Pani Mirosława stale ma do Żaru  wielki sentyment. Po toaście lampką wina przyszedł czas na spożycie smacznego i urozmaiconego posiłku, przypominającego menu serwowane przed dziesiątkami lat w kuchni drewnianego internatu, usytuowanego wówczas nieco w dół od hangaru po jego południowo-wschodniej stronie. W trakcie kolacji i długo po jej zakończeniu wspominano  żarowskie loty,  przyjaciół, instruktorów i pracowników szkoły, z którymi wspólnie przeżywano niezapomniane chwile, zarówno na starcie jak i po lotach.
Na spotkaniu, oprócz osób  wymienionych wyżej, było obecnych wielu powszechnie znanych sportowców, mistrzów oraz rekordzistów kraju i świata, konstruktorów i działaczy lotniczych, jak: Stanisława Antoszewska, Adela Dankowska,  Barbara Grześkowiak-Bocian,  Barbara i Mieczysław Kozdrowie, Alicja i Ireneusz Kucharscy, Henryk Kucharski, Wiesława Łanecka-Makaruk, Wiesław Mercik, Stanisław Michalczuk, Edmund Mikołajczyk, Józef Młocek, Henryk Mynarski,  Lidia i Andrzej Paziowie, Hanna Rowińska, Henryk Sienkiewicz, Jerzy Śmielkiewicz, Ludwik Stieber,  Tadeusz Wala (ze Słowacji) i Adam Witek. Z różnych stron kraju i z zagranicy przybyli: Elżbieta i Andrzej Bańscy, Barbara i Roman Bieliccy, Leszek Bizoń, Stanisław i Tadeusz Błasiakowie, Jerzy Bojanowski, Wiesława i Janusz Bugielowie, Tadeusz Chwałczyk, Gerard Ciepły,  Eugeniusz Doroszewicz, Mieczysław Dziadowicz, Halina i Stefan Glądysowie, Grzegorza Hynek, Zdzisław Januszewski, Stanisław Karcz, Kazimierz Kawecki, Wojciech Kilarski, Józef Korsarski,  Ryszard Kossowski, Władysław Korzonkiewicz, Barbara i Szczepan Kurpiszowie, Tadeusz Lewicki, Zbigniew Lęparski, Stanisław Maksymowicz, Witold Marek (z USA),  Jan Marugi, Ireneusz Mikołajczyk, Jacek Nowakowski, Jerzy Oślak, Stefan Pągowski (z Kanady), Zygmunt Proszowski, Ryszard Rutkowski, Krzysztof Segit, Jarogniew Sierpiński, Zbigniew Starosz, Paweł Tyrała,  Józef Wójtowicz oraz Anna i Barbara Zielezińskie. Wielu z tych uczestników odwiedziło miejscowy cmentarz Międzybrodzia Żywieckiego, gdzie znaleźli miejsce wiecznego spoczynku: Adam Dziurzyński, którego 20 rocznica śmierci minęła 25 kwietnia br., Bolesław Zoń, Franciszka Lotek i wielu pracowników żarowskiej szkoły szybowcowej.
Obok rodziny Weiglów gośćmi specjalnymi  spotkania byli Państwo Anna i Roman Dońscy, mieszkający w Bielsku-Białej. Roman z czworga dzieci przedwojennego odkrywcy Żaru Franciszka Dońskiego jest jedynym żyjącym. Franciszek Doński, jest w świecie lotniczym jeszcze mniej znany, niż Rudolf  Weigl. W związku z tym podjęto decyzję, aby za rok uczcić go podobnie, jak teraz Rudolfa Weigla. Już na spotkaniu rozpoczęto zbieranie funduszy na ten cel. Datki można wpłacać również na konto:
Górska Szkoła Szybowcowa Żar
Bank Spółdzielczy w Kętach
49 8120 0003 2001 0053 2426 0001
z dopiskiem:
Datek na sfinansowanie popiersia inż. Franciszka Dońskiego.
W  planie jest propozycja podobnego uczczenia w przyszłości kolejnych zasłużonych dla Żaru lotników, w pierwszej kolejności Tadeusza Góry a następnie Ireny Zabiełło, Adama Zientka,  Stanisława Wielgusa, Stanisława Fedyszyna, Sebastiana Kawy i wielu innych.
Tradycyjnym punktem żarowskich spotkań jest zwiedzenie obiektów Elektrowni Szczytowo-Pompowej Porąbka-Żar, zlokalizowanej w zachodnim zboczu Żaru. W ostatnim dniu spotkania, we wtorek 20 września, skorzystało  z tej okazji kilkadziesiąt osób. Było to możliwe dzięki tradycyjnej, utrzymywanej od początku istnienia elektrowni, życzliwej współpracy jej władz ze szkołą szybowcową. Tym razem dyrektor elektrowni Franciszek Lisowski zapewnił dodatkowo do transportu autobus.
    Wszystkim żarowcom, którzy wkrótce wracali do swych domów, przyświecała nadzieja na kolejne spotkanie we wrześniu  przyszłego roku. Będzie ono obejmować dzień  oficjalnych uroczystości  80 rocznicy katastrofy Żwirki i Wigury w Cierlicku, przypadających na 11 września przyszłego roku, na których miłośnicy Żaru chcą  być obecni.
    Dziękując żarowskiej kadrze zawodowej i społecznej z Bogdanem Drendą i Tomaszem Kawą na czele za sympatyczne przygotowanie  Szkoły na to przemiłe spotkanie,  mam zaszczyt zaprosić chętnych do uczestnictwa  w imprezie przyszłorocznej.

Zatem - do zobaczenia!
                                                                                                              Stanisław Błasiak
Autor składa podziękowanie Pani Hannie Weigl i Jej synowi Andrzejowi za zgodę na wykorzystanie dokumentów rodzinnych, fotografii i innych pamiątek w niniejszej publikacji.
Dziękuje on również Panom: Adamowi Skarbińskiemu, Romanowi Dońskiemu i Longinowi Blademu za umożliwienie wykorzystania ich opracowań, zdjęć i przekazów słownych w tym artykule.


..........................................................................................................................................................................................................................
JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ, ZAPYTANIE, ... KROK PO KROKU:
1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz :
2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
3. Komentarz jako : (kliknij strzałka w dół, otworzy się okienko) wybierz - Anonimowy
4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
5. Kliknij Zamieść komentarz
6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu