12 września 2011

STRONA OSOBISTA JASIA MIKOŁAJCZYKA STRONA NR 2





Z życia wzięte...
Będą to prawdziwe historie, także z biznesu, które będą mam nadzieje potwierdzane przez świadków tych wydarzeń w komentarzach, będę je osobiście redagował w miarę wolnego czasu, a jest tego sporo. moje kredo życiowe
"Pan Jan rzeczy niemożliwe załatwia od ręki,
a na cuda trzeba trochę poczekać"
PS . Przekaz ten dedykuje, jakże zdolnej naszej młodzieży, żeby nie szukali podłego życia na emigracji, zaczynając pracę od posady "na zmywaku" tylko realizowali się, w naszym pięknym kraju. stronę tę będę redagował osobiście w miarę wolnego czasu, a na dzisiaj niestety go nie mam, niech ona sobie "wisi" i poczeka na lepsze czasy.
Pozdrawiam
Jasiu Mikołajczyk
..............................................................................................................................................................................................................................


„ Święto lotnictwa” 

Kanałami lotniczymi dowiedziałem, że Siły Powietrzne RP, wystawiły niepełnosprawny samolot An-2 wersja salonki do demobilu. Dotarłem natychmiast do Pana Gen. dyw. Kazimierza Dzioka, on już wcześniej mnie znał z mego ''chuligaństwa powietrznego”, jako Dyrektora Aeroklubu Dolnośląskiego”. Obawiałem się, że lista chętnych na ten samolot będzie długa. Podobno zarezerwował go sobie, nawet nasz kosmonauta Gen. Mirosław Hermaszewski .Dowiedziałem się o tym z poufnych źródeł. Czy to prawda ? To tylko może potwierdzić sam zainteresowany. Kolejka po nim była długa z biznesu lotniczego. Nie będę wdawał się w szczegóły, ale tu muszę dodać, że bez wsparcia Gen. dyw. Janusza Ornatowskiego ,moje szanse byłyby niewielkie. Doszło do naszego szybkiego  spotkania o które usilnie zabiegałem i muszę powiedzieć, ze Pan Gen. dyw. Kazimierz Dziok wydał szybką decyzję o przekazania samolotu dla mojego Aeroklubu.
Dałem swoje słowo honoru – zobowiązane, że do Święta Lotnictwa tj.za półtora miesiąca, samolot postawię na nogi i przylecę nim do Warszawy z kwiatami złożyć Panu Generałowi życzenia od Lotników Cywilnych. Wzbudziło to  wątpiwość Generała , czy w tak krótkim czasie jest to możliwe. Remont przebiegał na zasadzie „działań operacyjnych” - co to znaczy to wiedzą tylko Ci, którzy ze mną robili biznesy. Złamane śmigło było do wymiany pożyczyłem je, od Dyr. PZL Oddział Mielec Pana Roguza (przepraszam imię mi umknęło z pamięci), konieczne do przebazowania samolotu z Warszawy do Mirosławic. Z chwilą gdy miałem samolot u Siebie ,to nie było jakiejkolwiek trudności , żebym nie przeskoczył. Remont szedł sprawnie. O jego szczegółach nie będę się rozpisywał, każde pokonywanie przeszkód, żeby samolot był w pełni zdatny do lotu to osobna historia.
Danego słowa honoru dotrzymałem, samolot był odpicowany na „zicher”i na czas. Wziąłem do samolotu red. Henryka Pachę z kamerą i Jacka Dziedzio, polecieliśmy tym samolotem do Warszawy do Generała. Po drodze snułem przypuszczenia, że na pewno do Generała ,się nie dostanę, przecież to jest dzień jego Święta. Byłem pewien, że będzie full ludzi z życzeniami, choć spotkanie było umówione Jaki było moje zdziwienie że wszystkie służby do obsługi Dowódcy Sił Powietrznych RP nie miały nic do roboty. Nikt nie oczekiwał na wejście do Generała. Byłem ja sam i  red. Heniu Pacha. Po zameldowaniu się, u oficera w sekretariacie zostaliśmy wpuszczeni do pięknego gabinetu Generała z mnóstwem akcentów lotniczych dookoła. Generał przyjął mnie bardzo serdecznie .
 Trzymając w ręku duży bukiet kwiatów mówię, Panie Generale , jestem tu po to żeby zameldować wykonanie zadania, przyleciałem tym samolotem który mi Pan podarował, jest teraz w idealnym stanie, proszę go zobaczyć na kamerze red. tv Henryka  Pachy.
Po drugie pozwolę sobie w imieniu lotników w cywilu wręcz ten bukiet kwiatów na Pana ręce dla lotników wojskowych.. Generał, nie nmógł ukryć wzruszenia i mówi Jasiu, nikt nie przyszedł, jesteś jedynym gościem który pamiętał o Naszym Święcie.
Siadajcie proszę, w tym miejscu muszę dodać , że zachował sie pięknie mówiąc. Panie Generale, ja wolałbym zająć się kamerą, byłby świetny reportaż całej tej historii z samolotem. Jednak stanęło na tym, że będzie lepiej, jak tylko zostanie zarejstrowane wręczenie kwiatów. Jacek na to spotkanie nie chciał przyjść i słusznie. Wiesz Jasiu, bez koniaczka ,się nie obejdzie, po co kusić diabła. Zostanę w samolocie jeden z nas musi być, na czuwaniu, mamy jeszcze lot z powrotem do Mirosławic. Generał otworzył barek i mówi ,Jasiu masz do wyboru co chcesz, mówię Panie Generale najchętniej bym wypił z Panem dużą wódkę z dobrą zakąską, bo tematów byłoby dużo do pogadania. Ale ponieważ Pan jest w robocie, a ja jeszcze będę leciał do Mirosławic, pozostańmy przy kawie i paluszkach koniaczku. Generał wiesz Jasiu, dzisiaj chętnie bym się upił, ale muszę być na posterunku bo cholera wie, kto tu jeszcze zawita. Generał wyjął z barku najlepszy koniak siedliśmy w fotelach przy ławie. Heniu, mimo zaproszeń Generała , żeby nam towarzyszył, grzecznie odmówił, powiedział, że zadowoli się tylko kawą i siadł osobno w gabinecie przy dużym stole. Generał, zamówił kawę dla Henia. Pobyt w gabinecie trwał ok . 30 min. Ustaliliśmy Panie z Generałem , że jak pojawi się jakiś niezapowiedziany VIP to ja wypadam. Świetnie Jasiu że rozumiesz moją sytuację.

"Pozyskać serce Generała to tak jak pozyskać wszystkich ludzi w lotniczych mundurach"


Mnie interesowała inna kwestia, która mnie bardzo nurtowała w tym czasie były negocjacje ofsetowe z Amerykanami dotyczącego zakupu samolotów F-16 dla polskiej armii. Wydarzenia te śledziłem z największą uwagą. Po wypiciu następnych koniaczków prześliśmy w końcu na ten temat. I o dziwo nasze poglądy były dokładnie takie same. Jasiu ,opcji które my mundurowi forsowaliśmy o niebo na warunkach korzystniejszych było wiele. Nie mamy przełożenia na polityków. Efekty "spieprzonych" negocjacji polityków  z Amerykanami wychodzą dzisiaj już  na wierzch , wystarczy zapoznać się  z opiniami prawdziwych ekspertów od lotnictwa. Państwo poniosło ogromne straty wskutek niekompetencji polityjów z tamtego okresu.

Oni nie myślą kategoriami dobra kraju, zajęci są swoimi „wojenkami”. 

W sprawach obronności kraju dogadują się na poziomie politycznym. Nasze sugestie mundurowych nie są w w końcu brane brane pod uwagę. Jesteśmy na służbie, łatwo nie wygodnych odwołać.
Jak chcemy mimo tej niemocy coś przeforsować z korzyścią dla kraju, zaraz narażamy się politykom. Jednym podpisem możemy być odwoływani ze służby.
Tu poniżej jest mój dopisek :

Jak może być dobrze w wojsku, jak Ministrem Obrony Narodowej jest lekarz psychiatra !!!


Wymieniliśmy poglądy na wiele spraw związanych z lotnictwem. Nie chciałem dłużej nadużywać gościnności Pana Generała i zaproponowałem, że już na mnie czas i pozwoli Pan Generał, że się odmelduję.

Z lotniczym pozdrowieniem i z wyrazami głębokiego szacunku dla Pana Generała
Jasi Mikołajczyk


Ps. Pan Generał, dzisiaj jest w stanie spoczynku, na statusie obywatela tak jak każdy z nas, ma prawo wyrażać swobodnie swoje poglądy Oczywiste jest, że gdyby Pan Generał był na służbie to na taki publiczny tekst bym sobie nie pozwolił.
Może jeszcze będzie okazja Panie Generale się spotkać,? Tym razem ja postawię koniaczek.

Tekst: Jan Mikołajczyk
Wrocław dnia 12.09.2011 r.


...............................................................................................................................................................................................................................




Latania w Aeroklubie Dolnośląskim na Mirosławicach w ogólnym zarysie

Byłem jednym ze współzałożycieli Aeroklubu Dolnośląskiego nie będę tu się rozpisywał o części ''administracyjnej ''Aeroklubu w postaci członków „Zarządu”, która była dla mnie, tak naprawdę kulą u nogi w moim codziennym działaniu. W tym czasie pełniłem funkcję V-ce Prezesa i Dyrektora Aeroklubu. Początki były trudne bo część kolegów z Aeroklubu Wrocławskiego patrzyło na te moje działania nieprzychylnym okiem. Komentarze były takie ze rozbijam środowisko lotnicze itp. Moje argumenty do nich nie trafiały, że jak jest jakaś grupa ludzi która chce coś robić dla lotnictwa, to niech nawet będzie i dziesięć Aeroklubów na Dolnym Śląsku. Podawałem takie przykłady we Francji.
Całe swoje biznesowe życie pracowałem na własny rachunek, zawsze podejmowałem decyzje jednoosobowo. Nigdy nie byłem w swoich decyzjach skrępowany żadnymi uwarunkowaniami. Na uruchomienia Aeroklubu poświęciłem szeroko rozumiany potencjał środków jakimi dysponowałem i co najważniejsze bez reszty poświęciłem swój bezcenny czas. Zaangażowany byłem w to przedsięwzięcie całym sercem. Intuicyjnie czułem ,że wcześniej czy później dojdzie do konfliktu między mną, a Zarządem. Muszę tu dodać, że w pierwszym etapie wszystko się nawet dobrze układało, otrzymywałem od kolegów niezbędne wspomaganie.
Chciałem zorganizować latanie i to szybko, żeby to zrobić oprócz sprzętu trzeba mieć kadrę.
Zawsze miałem dobra rękę do ludzi zarażając ich swoją energią do działania.
Zalążek kadry był wspaniały pojawił się Grzesiu Glegoła, ze swoimi ''sierotami'' po Aeroklubie Wałbrzyskim, szybko nawiązaliśmy wspaniałą współpracę Grzesiu objął funkcję Szefa Wyszkolenia ,dogadałem się też ze Zbyszkiem Wodnickim objął funkcję Szefa Technicznego wraz ze Zbyszkiem Szydłowiczem - mechanikiem. Dołączyli do mnie: instr. pil. Herbert Majnusz, dochodząco instr. pil. Jurek Kopeć, instr. pil. Jacek Dziedzio, instr. pil. Janusz Janiszewski i wielu , wielu innych . Trzon kadry już miałem , a teraz ze sprzętem, zaczęliśmy go zdobywać gdzie się dało, na początku szybko dogadałem się z ''Marchelem'' Śp. Dyr. Aerokluby Ziemi Lubuskiej, było to jeden z niewielu Dyrektorów Aeroklubowych z którym mi się robiło najlepsze lotnicze biznesy. Pożyczył mi dwa szybowce i holówkę. Grzesiu, gdzieś w Łodzi namierzył wyciągarkę, która wyremontował i uruchomił. Potem pozyskaliśmy jeszcze wiele innego sprzętu w tym Bociana, Cobrę, dwa Puchatki, Juniora dwa AN-2, Wilgę, Zlina-142, Zlina 526-F, Gawrona. Dla mnie ważne było żeby mieć sprzęt, czy pożyczony , czy własny to nie było istotne Do grona członków dołączyli bardzo zaangażowani ludzi jak np. inż Jan Kalinowski i wielu innych. Z tą ekipą zapaleńców już można było działać. Latanie było przy każdej możliwej sposobności. Młodzież garnęła się do mnie na szkolenie. Zaczęliśmy je więc za wyciągarką, potem ta sama grupa odbyła szkolenie w systemie skoszarowanym na holu. Były to kursy płatne, cenę ustaliliśmy na możliwie najniższym poziomie. Z młodzieżą się dogadałem w ten sposób, że jak chcą latać za darmo to muszą pracować w sobotę i niedzielę na lotnisku od rana do wieczora. Żal mi było patrzeć jak całe dnie przebywają na lotnisku i nie maja kasy na latanie. Zawarliśmy układ, W weekendy zarabiamy kasę, obsługujemy loty pasażerskie do dyspozycji stawiam start za wyciągarką, za holem samoloty Z-142, Gawrona i An -2. Zostały powołane służby do sprawnej obsługi klienta, W weekendy już zaczęły do nas zaglądać rzesze sympatyków. Uruchomiliśmy też małą gastronomię i zaczęło się kręcić. Cennik wisiał co i ile i za co kosztuje. Czasami tak bywało, że za nim ktoś z lotników dojechał żeby mnie wspomóc w obsłudze, to ja wszystkie samoloty obsługiwałem sam jako pilot, przeskakując z z jednego w drugi. z obsługą dwóch wyżej wymienionych mechaników. Loty na akrobację były najdroższe czasami dziennie robiłem 5 do 7 stref. ''Kasiorka'', więc zaczęła przypływać. Było jeszcze wiele innych działań na pozyskanie kasy w tym z reklamami na lotnisku i na sprzęcie latającym. Następnym źródłem było cały ciąg pikników lotniczych oferowanych dla firm i wiele innych źródeł przychodu. Żeby sprawniej zarządzać tym całym biznesem lotniczym siedzibę Aeroklubu Dolnośląskiego przeniosłem do swojej firmy. I na tym skończył się ten w miarę dobry okres współpracy z kolegami z Zarządu. Moje ''menadżerski'' sposób zarządzania przestał się podobać. Przejęłem przecież ''pełnię władzy”. Zapomnieli o jednym; to co tworzyłem to nie dla siebie! Zbliżały się wybory władz do nowego Zarządu, po cichutku i powoli w czasie poprzyjmowali na członków Aeroklubu znajomych i członków swych rodzin.
Ich plan zadziałał, oczywiście nie zostałem wybrany do Zarządu. Zrezygnowałem więc z funkcji Dyrektora Pozbywając się mnie na pewno mieli już jakąś swoją inną koncepcję, rozwoju Aeroklubu. Już ją widać, szybowce znikły, zostały samoloty ludzi biznesu ,dobre miejsce do uprawiania ''prywaty'' przez ''Zarząd'' Pozostawiłem po sobie kupę sprzętu, gdzie on teraz jest? Przecież to był ogromny majątek! Warto, się temu przyjrzeć! Gdzie jest młodzież na lotnisku, pod takim sztandarem ten Aeroklub tworzyliśmy? Czemu nie ma latania szybowcowego? Pytań nasuwa się masa........???

Ostrzegam ludzi biznesu lotniczego , żeby nie dali się ''osaczyć'' przez obecny '' Zarząd''tego Aeroklubu 


 
Podczas mojej czteroletniej kadencji w Aeroklubie latało się bardzo intensywnie o czym chciałbym żeby się wypowiedzieli koledzy piloci z tamtego okresu w okienku komentarze.
Nawet grupa sceptyków kolegów z Aeroklubu Wrocławskiego przyglądając, się moim poczynaniom z dystansem, po pewnym czasie się do mnie przekonała coraz częściej przyjeżdżając na Mirosławice .
Pozdrawiam wszystkich z tego okresu


Jasi Mikołajczyk
Wrocław dnia 14.09.2011
Tekst: Jan Mikołajczyk
warto przeczytać:
IV RAJD DOLNOŚLĄSKI RAJD DZIENNIKARZY I PILOTÓW 1997 R - OCZYMA INSTR. PIL. WALDEMARA MISZKURKI
.....................................................................................................................................................................
JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ, ZAPYTANIE, ... KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka w dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu
..........................................................................................................................................................................................................................













7 września 2011

WSPOMNIENIE - GALERIA FOTOGRAFII ŚP. INSTR. PIL. JÓZEFA LEONA BUJAKA




WSPOMNIENIE - GALERIA FOTOGRAFII
ŚP. INSTR. PIL. JÓZEFA LEONA BUJAKA
....................................................................................................................................

JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ, ZAPYTANIE, ...KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka w dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu
.............................................................................................................................................................................................................................




6 września 2011

"HUMOR LOTNICZY, NIEZWYKŁE HISTORIE" STRONA 2




KOLEŻANKI I KOLEDZY,

pragnę zainicjować  przedsięwzięcie 
  
pt. "HUMOR LOTNICZY,  NIEZWYKŁE HISTORIE"

Każdy z nas zna takie zdarzenia z życia wzięte, zasłyszał lub sam był autorem różnego rodzaju dowcipów, kawałów, opowieści lotników prawdziwych, lub zmyślonych które przyprawiały nas w stan lepszego"samopoczucia".W związku z tym zapraszam szeroko rozumiane środowisko
lotnicze do wzięcia udziału w tym pomyśle, aby uwiecznić to w formie pisanej na niniejszym portalu tego rodzaju teksty. Zamierzeniem moim jest zebranie dużego zbioru, który potem po ich selekcji, będzie można wydać w pierwszej kolejności jako e-książka, następnie w formie papierowej z opracowaniem graficznym i z załączonymi rysunkami satyrycznymi odnoszącymi się do tekstu. Dlatego też, proszę pod wpisem podać swoje imię i nazwisko lub nick /ksywę/ celem umieszczenia później na liście autorów publikacji. Proponuję więc zamieszczanie tekstów pod spodem w komentarzach wybierając wyróżnik anonimowy /ułatwiający publikację na stronie/lub przesłanie tekstu mailem, który następnie umieszczę na stronie.

Najbardziej mi zależy na humorze i niezwykłych wydarzeniach z życia wziętych
 
Ps. Zastrzegam sobie eliminacje pewnych tekstów jeżeli będą kogoś oczerniały z  imienia i nazwiska.

Z poważaniem
instr. pil. Jan Mikołajczyk

Ps. Stronę tą dedykuje powszechnie znanej barwnej postaci 


Śp. instr. pil. szyb. i sam.
Józefowi Leonowi Bujakowi

nauczyciel lotnik lekarz medycyny zaczął latać w lipcu 1946 r ostatni lot wykonał w sierpniu 1997 r, instruktor pilotażu samolotowego i szybowcowego pierwszej klasy



Wspomnienie - Galeria Fotografii
 Śp. instr. pil. Józefa Leona Bujaka
 OGLĄDAJ

Małgosiu,

serdeczne dzięki w imieniu miłośników lotnictwa za udostępnienie materiałów Twojego męża, niech Józiu patrzy na nas z góry i przyczyni się na wesoło, do integracji Naszego lotniczego środowiska.
Jasiu


Drodzy Internauci,
odwiedzający tą stronę, wyrażam zgodę na dowolną publikację zawartej w tym miejscu wszelkich materiałów gdziekolwiek w niezmienionej formie pod warunkiem powołania się na; 
Żródło: HUMOR LOTNICZY , NIEZWYKŁE HISTORIE www.bloggerlotniczy.blogspot.com




Pozdrawiam z uśmiechem

 Jasiu Mikołajczyk


KOLEŻANKI I KOLEDZY,
PROSZĘ TEŻ W KOMENTARZACH NA DOLE STRONKI WPISYWAĆ OPINIE SUGESTIE , CO MYŚLICIE O TYM PRZEDSIĘWZIĘCIU, JAK RÓWNIEŻ PROSZĘ O ZŁOŻENIE PODPISU Z IMIENIA I NAZWISKA LUB KSYWĄ NA ZASADZIE <PRZEKAŻ DALEJ> POINFORMUJCIE ŚRODOWISKO O TYM PRZEDSIĘWZIĘCIU
.
UWAGA: HUMOR LOTNICZY, NIEZWYKŁE HISTORIE STRONA NR 1
Z UWAGI NA TAK WIELKĄ ILOŚĆ WPISÓW PRZESTAŁA BYĆ FUNKCJONALNA, WSZELKIE HISTORYJKI, ZDARZENIA PROSZĘ WPISYWAĆ W  OKIENKO NA DOLE STRONY W KOMENTARZACH TAK JAK DOTYCHCZAS, Z TĄ RÓŻNICĄ ŻE NA ETAPIE MODERACJI WPISY DOTYCZĄCE TEMATU STRONKI, BĘDĄ PUBLIKOWANE NA GÓRZE , A KOMENTARZE, OPINIE PROPOZYCJE ITP. BĘDĄ PUBLIKOWANE NA DOLE STRONKI.  OCZEKUJĘ RÓWNIEŻ NA MAILE 


JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ,  ZAPYTANIE, .. KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka w dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu
 .........................................................................................................................................................................................................................
KOLEŻANKI I KOLEDZY,

zwracam się do Was w tym miejscu nie bez przyczyny, zapoznając się z tą inicjatywą czuję się zobowiązany do wsparcia tego świetnego pomysłu.  Jasiu jest naszym członkiem Klubu Seniorów Lotnictwa, czynię ten wpis nijako z obowiązku. Jasia znam od dziecka, gdy był chłopcem i już wieku 13 lat przebywał na lotnisku całymi dniami, pierwszy przychodził i ostatni wychodził. Tajemnicą do dziś, jest jak on to godził z obowiązkami szkolnymi. Znając go i na to znalazł sposób w każdym bądź razie przechodził z klasy do klasy. Raz nawet byłem wezwany przez Dyrektora Technikum Chemicznego do którego uczęszczał, nauczycielki skarżyły się na niego, że zawsze siedzi przy oknie i obserwuje chmury. Często przychodzi nie przygotowany, tylko z chemii i z przedmiotów pokrewnych miał bardzo dobre oceny. 
Był sprawcą wielu "awarii" w szkole, które eliminowały uczęszczanie do szkoły nawet przez okres trzech dni . Infekował powietrze w szkole bardzo mocnym i uciążliwym gazem tzw. siarkowodorem o zapachu zgniłych jaj. Szkołę trzeba był zamknąć i  wietrzyć. Jasiu w ten sposób wygospodarowany czas poświęcał na latanie. W szkole podstawowej jego pasją była chemia, jak poszedł do Technikum Chemicznego, to wcale jej już nie musiał się uczyć. Czas przeznaczony na naukę był wtedy kiedy uczniowie ustawiali się w kolejce przed wejściem do klasy i w czasie sprawdzania listy obecności.
Jednym z wielu momentów które warto przytoczyć było przepchanie Jasia przez badania lotniczo -lekarskie. Otóż przyszedł upragniony czas 15 lat kiedy mogliśmy zapisać go na szkolenie szybowcowe, dostał  skierowanie z Aeroklubu na badania,  pamiętam,jego tragedię jaką Jasiu przeżywał, orzeczenie Komisji Lotniczo - Lekarskiej nie dopuściło go do szkolenia - powód Jasiu w tym czasie miał tylko 153 cm wzrostu, a wymagane było 157 cm. Ze łzami w oczach szukał ratunku wśród starszych pilotów. Mimo interwencji mojej jako Prezesa Aeroklubu Wrocławskiego, wielu  kolegów, w tym Tadzia Skałackiego, Stasia Maksymowicza. Zdzicha Majewskiego, Stefana Różyckiego i innych  - GOBL nie zmienił stanowiska.
Sprawę załatwił w końcu Józiu Bujak  z wykształcenia lekarz. Józiu, jak tylko się o tym  dowiedział, wziął Jasia z lotniska za rękę i mówi jedziemy do GOBL, "ja im k***a zrobię cyrk, tym kut***m w białych kitlach". Na portierni w szatni założył biały fartuch i latał po gabinetach, krzycząc jest pilna sprawa, czekam na kolegów u okulisty. Lekarze GOBL, jak porażeni prądem wszyscy bez zwłoki zameldowali się na Józia konsylium lekarskie. Jasiu nasłuchiwał pod drzwiami, słychać było tylko monolog Józia - kto poznał Józia osobiście, może sobie wyobrazić jaką wodę z mózgu im zrobił, kolegom po fachu. Stanęło na tym, że wyjął świstek papieru i napisał krótko:
Ja niżej podpisany, instr. pil. I klasy, lekarz medycyny, oświadczam, że Jasiu Mikołajczyk wkrótce urośnie do wymaganego wzrostu 157 cm.  Przybił pieczątkę lekarską i się podpisał.
A teraz Panowie, czekam na orzeczenie dopuszczające Jasia do szkolenia. Nie trwało  dłużej jak 10 min. i wręczono mu orzeczenie dopuszczające Jasia do lotów. Części zdarzeń opisanych byłem Świadkiem, pozostałe znam z relacji kolegów.
Jeszcze pozwolę sobie przytoczyć jedno zdarzenie, związane z Jasiem które utkwiło mi głęboko w pamięci. Zgłosił się do mnie Jasiu i mówi, że ma osobista prośbę, to jest jego być, albo nie być lotniczego latania. Pokazał mi wezwanie na Komisję Wojskową gdzie spodziewał się otrzymania biletu do jednostki wojskowej celem odbycia służby. Błagał o pomoc. Z mojej strony nie było problemu, żeby odmówić Jasiowi pomocy. Nie namyślając się i nie szukając żadnych przełożeń, postanowiłem pojechać na tą Komisję. Ubrałem białą koszulę, galowy lotniczy mundur i stanąłem przed drzwiami. Od oczekujących dowiedziałem się, że Jasiu jest już w środku. Nie namyślając się zapukałem i mówię przepraszam szanowną Komisję, ale ja w sprawie tego młodego człowieka, chciałem z Państwem porozmawiać, ale bez jego udziału. Chcę dodać, że Jasiu przed Komisją stał nago, takie wtedy były w wojsku zwyczaje. Moimi argumentami, było to,  że Jasiu jest świetnie zapowiadającym się pilotem, członkiem szybowcowej kadry narodowej i w tym czasie powołanie go do wojska  złamie mu całkowicie karierę lotniczą. Panowie przychodzę do Was jak wojskowy  do wojskowego, zamiast szukać kontaktów "po linii" przychodzę osobiście.
Dajcie temu młodemu człowiekowi choćby odroczenie. Po krótkiej konsultacji zapadła decyzja pozytywna dla Jasia -odroczenie na rok. Z tego co wiem, Jasiu w wojsku nigdy nie był. Pod drzwiami czekał na mnie trzymając kciuki za powodzenie  mojej interwencji.
Wziął mnie na stronę i łamiącym się głosem powiedział, Panie Pułkowniku jestem  wiecznym Pana dłużnikiem, zawsze w każdej sytuacji może Pan na mnie liczyć.
I tak oto zaskarbiłem Sobie u Jasia dozgonną wdzięczność.
Nie ukrywam, że z osobą Jasia wiążemy pewne nadzieje związane z realizacją zadań statutowych klubu.
Koleżanki i koledzy,
zwracam się do Was z apelem, abyście w swoich środowiskach dotarli do kolegów Seniorów, dzisiaj są to często osoby,  schorowane, nie umiejące poruszyć się w internecie, oni mogą bardzo jakże

piękną inicjatywę
pt. HUMOR LOTNICZY, NIEZWYKŁE HISTORIE 
bardzo wzbogacić
Za Zarząd Klubu Seniorów Lotnictwa - Wrocław
Prezes
Płk. instr. pil. Antoni Chojcan
Wrocław dnia 07.08.2011r.
.........................................................................................................................................................................................................................
Jasiu,

wpadłem na tą stronkę poinformowany przez kolegów, o Twojej nowej inicjatywie, znając Cię z wczesnych lat młodości kiedy razem szkoliliśmy się w Aeroklubie Wrocławskim ,ciekawy byłem ,cóż to nowego wymyśliłeś wierzyłem, że na pewno coś interesującego i się nie zawiodłem. Przeglądnąłem Twojego bloga w całości i zajęło mi to prawie całą noc wiem, że na bieżąco będziesz go dopieszczał, żeby był graficznie i funkcjonalnie dopracowany. W rozmowie telefonicznej powiedziałeś mi , że na razie traktujesz go jako notatnik. Jasiu, znamy już prawie pół wieku, ja byłem świadkiem na Twoim ślubie, przyjaźnimy się do dzisiaj. Pozwolę Sobie na pewne wynurzenia, co do skuteczności realizacji niezliczonych Twoich pomysłów. Ty zawsze znajdziesz sposób na przeskoczenie każdego problemu ,jaki Ci stanie na drodze. Twoje hasło zawsze pamiętam 
"Pan Jan rzeczy nie możliwe załatwia od ręki, na cuda trochę trzeba poczekać", dla mnie w Twoim wydaniu to nie slogan. Ci co Cię znają mogą to potwierdzić. Opiszę tylko jedno Twoje sztandarowe przedsięwzięcie, choć znam, wiele innych także ciekawych. A była to impreza na niespotykaną dotąd skalę która się odbyła na lotnisku w Mirosławicach Aeroklubu Dolnośląskiego w dniach 30.04 - 03.05.1998 r. pod nazwą: 

"PAN JAN AIR SHOW"

 
którego częścią składową był: 

IV DOLNOŚLĄSKI RAJD DZIENNIKARZY I PILOTÓW

impreza została zrobiona z niebywałym rozmachem, byłem zaproszony przez Ciebie jako gość -  będąc atrakcją  imprezy. Przyleciałem tym samym Antkiem którym obleciałem dookoła świata. Dolatując do lotniska patrząc z góry, własnym oczom nie  dowierzałem, a było to w przeddzień rozpoczęcia imprezy. Organizacja perfekcyjna, w rządku na stojankach było ok. 50 samolotów, wielka scena estradowa, kilkanaście namiotów z  gastronomią, część wystawiennicza wrocławskiego biznesu, zainstalowanych ponad 25 wielkich bilbordów z reklamami, stanowiska dla TV z wozem transmisyjnym do relacji na żywo, wielki parking dla samochodów,  kilkanaście kontenerów na śmieci  i tyleż samo przenośnych toalet, nagłośnienie, ponad 25 wielkich bilbordów . Wydałeś też piękny folder gdzie swoje reklamy umieściła w nim ponad setka firm wrocławskiego biznesu,  mogę tak pisać, dalej detali organizacyjnych była masa.  Krótko mówiąc Jasiu dopracował imprezę perfekcyjnie. Zakwaterował wszystkich zaproszonych gości, a było ich łącznie ponad 200 osób w Zajeździe przy lotnisku i w hotelu w Sobótce. Trener Kadry Narodowej Rajdowo Nawigacyjnej Andrzej Osowski, był odpowiedzialny na tej imprezie za organizację 

IV RAJDU DZIENNIKARZY I PILOTÓW

 
w którym brała udział cała kadra narodowa, dodam tylko, że już od kilkunastu lat są to najlepsi piloci na świecie. Zawody były otwarte dla wszystkich chętnych którzy chcieli wziąć udział w imprezie, łącznie w rajdzie wystartowało 50 załóg. Rajd miał nie tylko wymiar sportowy, ale wielki wymiar propagandowy, załogę stanowili pilot i dziennikarz z wszystkich rodzai mediów, radio, prasa, TV  Bardzo znani dziennikarze z całej Polski. W imprezie na zaproszenia Jasia przyleciała na Extrach 300 kadrach akrobatów do udziału w pokazach lotniczych .Udział w pokazach także wzięli spadochroniarze, motolotniarze szybownicy, baloniarze, modelarze itd. Kilka Antków w tym mój woziło non stop pasażerów, świetna organizacja ich obsługi. Miałem okazje przyjrzeć się z bliska przez trzy dni temu świętu lotniczemu. Będąc przy Jasiu przez cały czas stałem się obserwatorem jego zmagań. Pokazy lotnicze na taką skalę są na ogół organizowane wspólnym wysiłkiem wojska, aeroklubów, stowarzyszeń. Nie znam żadnej imprezy na świecie zrobionej z takim rozmachem za prywatne pieniądze,  Jasiu na to wyłożył własną kasę.  Impreza trwała przez te trzy dni 24H/24H, ciekawostką było, że Jasiu uzyskał nawet zgodę na serwowanie alkoholu w trakcie trwania imprezy.
Z szacunków z powietrza wynika , że imprezę w czasie tych trzech dni odwiedziło ponad 150 tys. osób. Nawet pogoda Jasiowi dopisała wyśmienicie. Miejsca na parkingu było wypełnione po brzegi. Drogi dojazdowe z kierunku z Wrocławia do Mirosławic i z kierunku  z Wałbrzycha były kompletnie zapchane samochodami. Świetnym pomysłem który zdał egzamin w praktyce była  przemienna aktywność pokazów lotniczych i występów estradowych. Widz poddawany był mnóstwu atrakcji. Znakomitym spikerem imprezy był już Śp. red. lotniczy Henryk Pacha, nagłośnienie było na całym terenie przeznaczonym dla publiczności. Na estradzie  produkowali się znani artyści. W nocy była dyskoteka do rana, znakomicie w tym czasie funkcjonowała gastronomia. Jasiu  nawet przewidział wydzielony ogródek dla VIP-ów przez niego zaproszonych z parkingiem. Wielką sprawą dla Jasia było objęcie patronatem jego prywatnej imprezy przez ówczesnego dowódcę

 ŚLĄSKIEGO OKRĘGU WOJSKOWEGO
Generała dywizji Janusza Ornatowskiego,

 
niebywałe, jak wielkie zaufanie miał do Jasia Pan Generał , przecież w razie klapy całego przedsięwzięcia wystawia  Swój i wojska cały autorytet na szwank, mało tego Generał jeszcze włączył w to znakomite osobistości które były w Radzie Programowej Rajdu. Patronat medialny objęły media wrocławskie gazeta, radio TV. Znam wszystkie szczegóły i problemy z jakimi zmagał się Jasiu, byłem w tym czasie przy nim przez cztery dni. Postaram się opisać w jakich okolicznościach przyszło mu działać.
Otóż Jasiu, był jednym z twórców Aeroklubu Dolnośląskiego , pełnił przez okres czterech lat funkcję V-ce Prezesa i Dyrektora, jak można się domyśleć, był motorem wszelkich działań.  Jak się wtedy latało za kadencji Jasia na Mirosławicach niech, się wypowiedzą inni koledzy. Ale wracając do rzeczy, Jasiu był organizatorem trzech poprzednich Rajdów wraz z kolegami z Zarządu firmowanymi przez Aeroklub.  Gdy przyszło do organizacji IV Rajdu, Jasiu pomny złych doświadczeń we współpracy przy pracach nad poprzednimi Rajdami firmowanymi przez Aeroklub, odmówił swojego udziału w pracach nad IV Rajdem. Powodem jego  decyzji była, źle układająca się współpraca z kolegami z Zarządu. Forsując swoje rozwiązania, musiał prowadzić ciągłe dyskusje z każdym  z osobna i z wszystkimi naraz. Krótko mówiąc cała energia Jasia była marnotrawiona. Gdy przyszedł czas rozpoczęcia prac nad organizacja IV Rajdu Jasiu przekazał kolegom, że on może podjąć się organizacji IV Rajdu, ale w innej formule i na jego warunkach. Oczywistym było, że sprawa organizacji bez Jasia jest niewykonalna, albo będą marne efekty. Dowodem na to jest, że gdy Jasiu już zrezygnował z członkostwa w Aeroklubie Dolnośląskim organizację Rajdów zaprzestano. Oczekiwanie na następną edycję wśród pilotów było duże. Zakończając III Rajd, padły piękne słowa plany o rozpowszechnianiu idei itp Padło wspólne ustalenie , że spotykamy się za rok na IV Rajdzie. Cóż, Zarząd stanął pod ścianą , bo nie był w stanie podołać takiemu wyzwaniu bez udziału Jasia. 

Ultimatum  postawione przez Jasia było proste:

 
1. IV Rajd Jaś zorganizuje sam, za własne pieniądze i na własne ryzyko
2. IV Rajd zrobi pod własnym szyldem
3. Rajd odbędzie się bez udziału Aeroklubu Dolnośląskiego w jakiejkolwiek formie. 
Jasiu powiedział , albo tu i teraz się dogadamy co do IV Rajdu, albo ja wychodzę i bawcie się sami.
Wiecie jak było stanowisko Zarządu - dobrze zgadzamy się na te warunki, ale musisz nam zapłacić !!!
Pytanie za co? 
Nie  dość że robi Rajd, ponosi wszelkie koszty i jeszcze ma płacić,  Aeroklubowi który zakładał, był motorem jego bieżącego funkcjonowania i teraz "Zarząd" wystawia mu rachunek!!!
Nie jestem pewny, ale z częstych rozmów z Jasiem wypytywałem go o różne szczegóły, padła chyba kwota 50.000 zł, jak dobrze pamiętam którą Zarząd chciał od Jasia  
Po krótkich negocjacjach, Jasiu jak zawsze decyzje podejmuje szybko, stanęło na 20.000 zł
Przy którymś naszym spotkaniu, zapytałem go, po co w ogóle zapłaciłeś, no bo i za co?
Jasiu mi odpowiedział, wiesz Waldek zgodziłem się, zapłacić żeby się "odpierdolili" i dali mi spokojnie działać.
I tu się Jasiu, przeliczył, wręcz przeciwnie za te pieniądze spokoju sobie nie kupił,o czym napiszę dalej. Często go podpytywałem telefonicznie jak idzie robota, czy aby nie za dużo wziął na swoje barki, odpowiedzi były krótkie, wiesz Waldek, sprawy z organizacja idą bez problemów dobrałem świetną ekipę, ale tylko Ci powiem tyle i wszystko zrozumiesz.
Waldek,
 
"karawana musi zapier****ć dalej, a psy niech sobie szczekają, jak się tylko karawana zatrzyma, to jest po mnie"
Ustalenia te zostały szybko spisane w formie umowy, no i oczywiście Zarząd, nie omieszkał dodać punktu, że on nie ponosi żadnej odpowiedzialności z tytułu poczynań Jasia .
Do tego zastrzeżenia akurat Jasiu nie miał żadnych obiekcji , bo oczywistym dla niego było, że ponosi odpowiedzialność za to co robi.  Ustalenia te zostały spisane w formie umowy. Jedynym wkładem Aeroklubu Dolnośląskiego w to przedsięwzięcie, było udostępnienie lotniska na Mirosławicach, które jest własnością gminy.
Ale wracając do kulisów i problemów które musiał pokonywać na co dzień Jasiu. W początkowej fazie miejscem pracy była salka na Mirosławicach, ale atmosfera i upierdliwość Zarządu była tak wielka, a to z powodu, że Zarząd odcięty był od wszelkich informacji. Sprawy z organizacją samego
IV Rajdu  dla Jasia było czystą przyjemnością roboty szły sprawnie jak po sznurku. Każdy odpowiadał tam za swoją działkę, a Jasiu to koordynował. Natomiast na Mirosławicach nie dało się już pracować, był ciągle nagabywany przez Zarząd pytaniami w sprawach IV Rajdu.   Jasiu mocno się wkurwił i przeniósł sztab organizacyjny do swojego Domu Handlowego "Odra", we Wrocławiu, gdzie zapewnił spokój i komfortowe warunki do pracy. Do Jasia dochodziły informacje od lotników  że, tak nie może być, że on cały prestiż Aeroklubu wystawia na szwank..itd Zapomnieli już na jakich warunkach zgodzili się, aby ten IV Rajd miał się odbyć!  No i stało się, Zarząd międzyczasie nie próżnował, poleciał do Generała na skargę, że oni nic nie wiedzą co się dzieje, że grozi to totalną klapą itp. Jasiu, otrzymał telefon od Generała, w formie rozmowy służbowej co źle wróżyło, wzywający Jasia do Dowództwa Okręgu na spotkanie z Zarządem. Jasiu wiedział, że losy tego spotkania będą decydujące, jeśli Generał wycofa Patronat, to może spodziewać się następnego ruchu ze strony Zarządu który zerwie z nim umowę. To już nie były żarty!!! 

Grupa kolesi, którzy nigdy nie zarobili złotówki pracując na własny rachunek wystawia Jasia na totalne bankructwo.

 
Jasiu już był powiązany umowami, pieniądze i to duże poszły w ruch. Mało tego oprócz padaczki finansowej poszła by wieść, ze Jasiu zawalił całą imprezę, a o tym lotem błyskawicy dowiedziała by się cała Lotnicza Polska. Jasiu byłby niewiarygodny w biznesie lotniczym.
Czy Ci ludzie z "Zarządu" 

zdawali sobie sprawę, co czynili, mam nadzieję, że nie robili tego z premedytacji , tylko ze zwykłej głupoty, ale może się mylę?

 
Spotkanie u Generała to było być, albo nie być  Jasia w sensie finansowym i lotniczym
Sztab Jasia pracował całą noc, żeby być gotowy na rano na spotkanie u Generała ,zabrali ze sobą kilka segregatorów dokumentacji, umów, potwierdzeń wpłat itd. Jasiu ustalił strategię tego spotkania.
Za sprawy lotnicze odpowiadał instr. pil.Jacek Dziedzio (Jacka wszyscy w Polsce znają świetny pilot i człowiek), za prowadzenie i obsługę administracyjną , dokumentacyjną odpowiadał Dyrektor Biura Rajdu Pan Haber (imię zapomniałem znany ze swojej skrupulatności, wieloletni Dyrektor dużej firmy budowlanej we Wrocławiu), za kontakt z mediami odpowiadał red, Henryk Pacha (autor dziennikarstwa lotniczego w TV), za część artystyczną, red. Monika Klubińska (organizatorka festiwalów Vratislavia Cantans, na co dzień red. w Polskim Radiu) , za reklamę i opracowania graficzne Pani Czujowska (imię zapomniałem). Z relacji nie tylko Jasia, znam szczegóły  tego spotkania.
A  wyglądało mniej więcej tak :
Pan Generał zaprosił wszystkich do sali zebrań, usiadł na końcu stołu, po jednej stronie stołu siedział Zarząd w liczbie czterech osób, po drugiej stronie ekipa Jasia w składzie wyżej wymienionym, ekipa Jasia na stole położyła kilka segregatorów dokumentacji, natomiast po stronie Zarządu stół był pusty.
Generał zaczął służbowo,
Panowie z Zarządu ( tj. dwóch wojskowych, jeden policjant, jeden cywil, no Jasiu ,też był w tym czasie w zarządzie pełnił funkcję V-ce Prezesa i Dyrektora Aeroklubu, tym razem siedział po przeciwnej stronie) prosiliście mnie o zorganizowanie tego spotkania słucham Was.
 Zaczął Prezes Aeroklubu Dolnośląskiego ,
podnosząc wcześniej przytoczone zarzuty i tak po kolei, każdy z członków Zarzadu same dyrdymały nic merytorycznego.
Pan Generał, Jasiu co ty na to?
Jasiu odpowiedział, że nie ma się do czego odnieść,
Jasiu,  ale pozwoli Pan Generał, że przedstawię skład mego sztabu organizacyjnego i kto za co odpowiada. na to Generał świetnie, po tej krótkiej prezentacji, Jasiu  zaproponował Panu Generałowi  konwencje rozmowy na swoich warunkach wg. wcześniej opracowanej strategii 
i mówi ,Panie Generale oczekuję pytań dotyczących wątpliwości które kolegom się nasuwają w związku z organizacją IV Rajdu, jestem do ich dyspozycji
Generał po to właśnie, się tu spotkaliśmy Panowie z Zarzadu proszę o wszelkie pytania dotyczące Rajdu ,
(strategia spotkania na warunkach Jasia zaczęła funkcjonować. Jednym z punktów strategi było, żeby Jasiu jak najmniej mówił i rozdawał piłki zachowując się jak "Generał w cywilu" udzielając głosu członkom swojej ekipy).
Zaczął Prezes Zarządu Aeroklubu Dolnośląskiego z pytaniem jak wyglądają prace?
Jasiu, na to Pan Generał pozwoli, że w tej sprawie, wypowie się Pan Haber który, zacznie najpierw od przybliżenia mojej koncepcji realizacji IV Rajdu. Haber zabrał głos w końcu wieloletni Dyrektor dużej firmy, często zabierał głos na różnych spotkaniach, spokojnie i rzeczowo przedstawił całą koncepcję Jasia, którą już opisałem wcześniej widząc Mirosławice z powietrza. 
Skala  przedsięwzięcia zrobiła na wszystkich wrażenie. Następną wątpliwość jaką podjął  Zarząd, była następująca , skoro impreza jest tak wielka i robiona z takim rozmachem to dlaczego na  10 dni przed rozpoczęciem IV  Rajdu nic się na lotnisku się nie dzieje?
Jasiu na to Pan Generał pozwoli, że na to pytanie odpowiedzą po kolei członkowie mego sztabu, zacznie najpierw Pan Haber zabrał znów głos, spokojnie i rzeczowo mówi. Panie Generale z dziesiątkami kontrahentów jesteśmy związani umowami są wpłacone zaliczki i teraz prace będą się odbywały na lotnisku wg. ściśle ustalonego harmonogramu, zaczną się instalować wszelkie ekipy, mam na potwierdzenie mych słów ze Sobą stosowne dokumenty, umowy, przedpłaty itp służę są  do wglądu. Haber skończył zapadło milczenie.
Generał do Jasia, może ty masz coś do dodania  Jasiu, tak Panie Generale, pozwoli Pan, że w kolejności każdy z pozostałych członków ekipy przedstawi stan prac za które odpowiada.
Poszło dalej gładko, jak po sznurku Jasiu tylko obserwował twarz Generała zapadło milczenie i po chwili zabrał głos Generał, Panowie z Zarządu, te spotkanie odbyło się na Waszą prośbę , moje stanowisko jest jasne i krótkie po zapoznaniu się ze sprawozdaniem przygotowanym przez Jasia jestem spokojny o imprezę krótko mówiąc 

czego chcecie od Jasia dajcie mu działać! 
Generał podtrzymał Patronat nad prywatną organizacją IV Rajdu przez Jasia

Relacja tą ze spotkania znam nie tylko z ust Jasia, jest wielce prawdopodobna, o czym świadczy fakt, że jednak Pan Generał nie wycofał się z Patronatu najlepiej jakby o tym poświadczył sam
Pan Generał Jasiu na tym spotkaniu znokautował Zarząd, a miało być odwrotnie. Nie chcę już dalej ciągnąć tego  tematu, były podejmowane jeszcze inne działania poniżej pasa wzgl. Jasia podczas  trwania Rajdu. Najlepiej o tych sprawach są poinformowani członkowie sztabu organizacyjnego IV Rajdu. 
Mam jeszcze jedną kwestię która bardzo mocno mnie dotknęła,  została mi ona przekazana w bezpośredniej rozmowie pod nieobecność Jasia ,gdy byłem we Wrocławiu, a przekazana z ust jego żony: otóż telefonicznie została wezwana w trybie nagłym do przyjazdu na lotnisko, bo jest z Jasiem bardzo źle. Wszystko rzuciła zorganizowała błyskawicznie transport i po 15 min. była już na Mirosławicach, na własne oczy widziała jak Jasiu był ładowany do karetki która natychmiast na sygnale odjechała do szpitala we Wrocławiu , był w stanie totalnego fizycznego wyczerpania. Biegała po lotnisku szukając"przyjaciół", Jasia, których zawsze pełno było przy nim, a w takiej chwili nie było nikogo, chciała więcej informacji zebrać o Jasiu, bo przez ostatnie kilka dni, spał na lotnisku miała z nim kontakt tylko telefoniczny.  Znalazła w końcu całą ekipę  z "Zarządu przyjaciół" Jasia, jak pili wódę, byli w znakomitych nastrojach, gdy ja w tym czasie pogrążona byłam w smutku. Weszłam do środka i nic z tego nie rozumiałam przecież przed chwilą Jasia z lotniska zabrała karetka , a ich przy tym nie było.  Waldek ,wiem, że Jasiu był dla nich gotowy do największych poświęceń nie dał na nich marnego słowa powiedzieć, chcę Ci jeszcze dodać, że pili wódkę Jasia mieliśmy wtedy dwie duże hurtownie alkoholowe i sieć sklepów spożywczych. Jasiu dbał o to, żeby był na wszelki wypadek zawsze był zapasik na lotnisku, potrzebny do załatwiania spraw lotniczych.
Waldek, ja od płaczu nie mogę się powstrzymać już od pełnego tygodnia. W starciu z lotnictwem jestem na przegranej pozycji, chcę Ci też powiedzieć, że miałam okazję poznać to Jasia "lotnicze towarzystwo," rzadko bywałam na różnorakich imprezach, ale intuicja mi podpowiadała, że to się może skończyć źle dla Jasia. Oni wszyscy razem i każdy z osobna na nim żyrowali. już nawet bez najmniejszego skrępowania, oczywistym stało się , że był płatnikiem wszelkiego rodzaju zobowiązań Aeroklubowych, tych oficjalnych i tych nie księgowanych. Waldek, znasz Jasia , on zawsze pierwszy wkłada rękę do kieszeni i płaci rachunki. Jasiu wyciął z życiorysu cztery lata, firma w tym czasie była puszczona samopas, życie rodzinne na tym bardzo ucierpiało, nie mówiąc o finansach, ale najważniejsze zapłacił tą przygodę z "przyjaciółmi" zdrowiem. 

Sprawa wyżej opisana nurtowała mnie od lat, ale przyszedł moment i dojrzałem niech cała Lotnicza Polska się dowie prawdy o tej historii z Jasiem, miałem szereg wątpliwości, żeby publiczne zabrać głos w tej sprawie, ale męska decyzję podjąłęm,  siadłem do komputera i zacząłem pisać ten tekst. Nie będę ukrywał, że w podjęciu tej decyzji pomógł mi wpis Heberta Majnusza, on już z chwilą otworzenia tego blogu położył na szalę cały swój autorytet i wpisał się jako pierwszy. Warto to przeczytać znajduje się na stronce, "Witam miłośników lotnictwa" 

 IV RAJD SKOŃCZYŁ SIĘ WIELKIM OSOBISTYM I ORGANIZACYJNYM SUKCESEM JASIA,  BEZCZELNOŚCIĄ TRUDNĄ DO WYRAŻENIA,  KOLEGÓW Z "ZARZĄDU" AEROKLUBU DOLNOŚLĄSKIEGO,
BYŁO WYDANIE WŁASNEGO FOLDERU O IV RAJDZIE I JEGO ROZPOWSZECHNIANIE, GDZIE NIE MA NAWET WZMIANCE O JASIU. Z TREŚCI FOLDERU WYNIKA, ŻE ORGANIZATOREM BYŁ AEROKLUB DOLNOŚLĄSKI, PRZYPISUJECIE SOBIE SAME ZASZCZYTY NA JASIA DUPIE.
KOLEDZY Z "ZARZĄDU" AEROKLUBU DOLNOŚLĄSKIEGO, TO CO Z JASIEM ZROBILIŚCIE 
PO PROSTU ZABRAKŁO MI  SŁÓW ABYM, MÓGŁ TO KRÓTKO WYRAZIĆ
 I JA Z IMIENIA I NAZWISKA WALDEMAR MISZKURKA WAM TO MÓWIĘ.
WIEM, ŻE MOJE ZDANIE PODZIELAJĄ ,TAKŻE INNI KOLEDZY NAZYWAJĄ TO SŁOWAMI KTÓRE NIE BĘDĘ TU PRZYTACZAŁ ZNAJĄ RÓWNIEŻ DOBRZE TĄ SYTUACJĘ. 

Te moje powyższe wynurzenia nie bez przyczyny piszę w tym miejscu, niech koledzy lotnicy zobaczą jakim świetnym lotnikiem i biznesmenem , organizatorem jest Jasiu.  warto włączyć się w to lotnicze przedsięwzięcie jest to tylko kwestia czasu  i zebrania odpowiedniej ilości ciekawego materiału. Ja sam znam dużo ciekawych zdarzeń i ciężko mi siąść  do pióra i coś napisać. . Wydanie mojej ksiązki lotu Antkiem dookoła świata przekładam z roku na rok.
Pisząc ten tekst włożyłem w niego masę wysiłku i czasu, moje pióro jest jeszcze ociężałe.

 Koleżanki i Koledzy włączmy się w tą inicjatywę Jasia 
"HUMOR LOTNICZY, NIEZWYKŁE HISTORIE"

i zaręczam kolegów, że powstanie z tego piękna publikacja.
Ps. Lot dookoła świata miałem wykonać z Jasiem, lecz on niestety musiał pilnować interesu, zatrudniał w tym czasie ponad setkę ludzi, odpowiedział mi tylko Waldek jak z Tobą polecę to  nie będę miał do czego wracać 
Rzeszów dnia 08.09.2011r.
Waldemar Miszkurka
.............................................................................................................................................................................................................................
Historię tą usłyszałem na lotnisku.
Na lotnisku laszowało szybowce paru uczniów pilotów PLG. Laszowali SZD-30 Pirata. Wykonywali loty po kręgu. Wszystko było dobre gdyby nie to że lądowali oni twardo i z kangurkiem... Instruktor patrzył na to z cierpliwością i miał nadzieję, że w końcu któreś lądowanie uda im się wykonać prawidłowo... W pewnym momencie nie wytrzymał i zawołał ich do siebie. Uczniowie podeszli do niego i cierpliwie czekali co instruktor ma im do powiedzenia. Po chwili instruktor uśmiechną się i powiedział : " Jak kur.a nie nauczycie się porządnie lądować Piratem to wypier****ć na bociana !!! " . Uczniowie się tym przejęli. Popatrzyli na stojącego nieopodal Bociana i skrzywili się trochę . Na pierwszy ogień poszedł najstarszy z nich. Po jednym locie powiedział innym: " Chłopaki, 85 do lądowania i broń Boże nie więcej " . I takim  właśnie sposobem cała grupka uczniów nauczyła się dobrze lądować Piratem... obserwator 
          Jeśli Pan chce to można zmienić stylistykę historii, skrócić, rozciągnąć,ukwiecić ... Wszystko jedno, byle by morał został taki jaki napisałem :) . Jak jeszcze sobie coś przypomnę to napiszę, oczywiście jeśli Pan chce ... 
Pozdrawiam, Mikołaj !
.....................................................................................................................................................................
Blondynka jedzie samochodem autostradą A2. Udało jej się włączyć radio i tam słyszy: "Podajemy ważny komunikat dla kierowców jadących autostradą A2. Według wiarygodnych, przed chwilą otrzymanych informacji, autostradą ową jedzie samochód w przeciwnym kierunku". Blondyna spogląda przez okno swojego samochodu i mruczy do siebie:
- I to niejeden Mąż został wezwany do szpitala, bo jego żona miała wypadek samochodowy. Zdenerwowany czeka na lekarza, wreszcie lekarz się pojawia ze współczującą miną.
- I co?! Co z nią, panie doktorze?! - Cóż...żyje. I to jest dobra wiadomość. Ale są i złe: żona niestety, będzie musiała przejść skomplikowany zabieg, którego NFZ nie refunduje. Koszt: 25 tys. złotych.
- Oczywiście, oczywiście - na to mąż.- Potem potrzebna jej będzie rehabilitacja. NFZ nie refunduje. Koszt ok. 5 tys. miesięcznie.- Tak, tak. - kiwa głową mąż. - Konieczny będzie pobyt w sanatorium, które zajmuje się tego typu urazami, plus ta rehabilitacja cały czas. NFZ nie refunduje. Koszt sanatorium to 10 tysięcy. - Boże...przepiszemy pańskiej żonie, a to bardzo drogie leki.- Ile? - blednie mąż.- Miesięcznie 12 - 15 tys. złotych.- Ojejku...- Plus pielęgniarka całą dobę. Na pana koszt. Tu już się może pan dogadać. Myślę, że znajdzie pan kogoś za 10 zł za godzinę.Cisza. Mąż chowa twarz w dłoniach. Nagle lekarz wybucha serdecznym śmiechem i klepie męża po ramieniu:
- Żartowałem! Nie żyje!.
Wpis: Douglas.
...................................................................................................................................................................
Lotnisko w Nowym Jorku. Facet wchodzi do windy a za nim kobieta w mundurku, mini spódnica, żakiet - stewardesa jakaś. Facet zaintrygowany ta sytuacja mówi- Hello, you fly USA airways?
Kobieta nie odzywa się, tylko patrzy na niego zdziwiona. Facet pomyslal no to co, sprębuje jeszcze raz:- Flugen sie Lufthansa ja? Kobieta bardziej zdziwona patrzy na niego i nic nie mówi. No trudno pomyślał facet... spróbuję jeszcze raz:  Volare sinora Alitalia? Wtedy kobieta mówi:- A w mordę chcesz palancie?!- Aha, LOT!
Wpis: Douglas
....................................................................................................................................................................
Podczas lotu samolotem pasażer mówi do sąsiada:  Niedobrze mi, chyba będę wymiotować, co zrobić? - Na ciśnij pan ten guzik nad głową.- A po co? - Wówczas u stewardessy zapali się światełko...- To ja ku**a źle się czuję a ona nie potrafi sama sobie światła zapalić?
Wpis: FlyHigh 
....................................................................................................................................................................
Pilot zielony z przerażenia zwraca się do stewardesy:- Skarbie za jakieś 5 min wyrżniemy o ziemię i nic nie jest w stanie tego  zmienić. Postaraj się to w jakiś łagodny sposób wytłumaczyć pasażerom.
Stewardessa wzięła to sobie do serca i pofatygowała się na pokład pasażerski.- Proszę wszystkich o uwagę, czy byli byście państwo uprzejmi wyciągnąć paszporty? Dziękuje, a teraz wszyscy unosimy je wysoko nad głowę i machamy... Brawo. Teraz chwytamy je dwoma raczkami i łamiemy w ten sposób
żeby podzielić je po środku. Pięknie, miło się z Państwem współpracuje, a teraz zwijamy te paszporty w ciasny rulonik, tak, bardzo ciasny i ..... i wsadzamy sobie je głęboko w dupę żeby było Was łatwo zidentyfikować jak już się rozbijemy
Wpis: FlyHigh 
....................................................................................................................................................................
Wieża;
wasza wysokośc i pozycja
Pilot;
mam 180 cm i siedzę z przodu po lewej
Pilot;
Mamy mało paliwa i oczekuja na instrukcję!
Wieża;
Jaka jest wasza pozycja, nie mam was na radarze
Pilot
Stoimy na pasie numer 2 i od godziny czekamy na cysternę
Wieża
Pilot kołującej maszyny, czy wy jesteście A-320 czy A-340
Pilot;
Oczywiścier że jesteśmy A-340
Wieża;
W takim razie włączcie pozostałe dwa silniki przed startem
Wieża;
Macie dość paliwa czy nie?
Pilot;
Tak
Wieża;
Tak CO?
Pilot
Tak Proszę Pana
Pilot do wieży
Jestem nad środkowym Atlantykiem i wysiadły mi oba silniki
Wieża
OK skreślamy was
Wpis: Jacek
.....................................................................................................................................................................
  


1 września 2011

POMÓŻMY CHOREMU JACKOWI



JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ - PYTANIE,  KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka w dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu
............................................................................................................................................................................................................................

Okazuje się że choroba ma jeden plus - dzięki niej poznałem i poznaje wielu wspaniałych ludzi.
Mała historia mojej choroby i wielka prośba o pomoc
Parę lat temu, w 2004 roku jako kapitan sił powietrznych, dowódca klucza lotniczego i pilot samolotu myśliwskiego MiG-21 a później MiG-29 w 41 eskadrze lotnictwa taktycznego w Malborku, siedząc sobie w domu w fotelu, oglądałem program telewizyjny w którym pokazywali karatekę. Człowiek ten w sile wieku, wysportowany, silny i sprytny - zachorował na stwardnienie rozsiane. W kilka miesięcy "zwinęło" go do wózka inwalidzkiego. Pokazywali ile trzeba poświęcenia, miłości, pieniędzy, czasu i cierpliwości rodziny żeby się nim zajmować, pielęgnować i rehabilitować. Pomyślałem wtedy - ale przerąbane życie - ( no bo kto w takiej sytuacji by tak nie pomyślał ????????? ).
Mija kilka lat (około 3) i ja pilot myśliwskich samolotów naddźwiękowych zaczynam
odczuwać coś czego nie bardzo rozumiem. Zacząłem miewać okresowo spowolnione ruchy itp. Przecież co roku mnie badają w WIML - pomyślałem, więc chyba wszystko jest OK - nic mnie nie boli. Z czasem różne dziwne rzeczy zaczynają się nasilać,
przede wszystkim odrętwienia i niedowłady prawej nogi i ręki. Myślę sobie że to wina
przeciążeń, niedotlenienia, latania na myśliwcach, pewnie kręgosłup dostaje w
przysłowiową dupę i dlatego takie odczucia, itd. Mija jakiś czas i pewnego dnia moja
podświadomość zaczęła mi mówić - "zrezygnuj bo możesz zrobić krzywdę sobie lub
komuś". Trwało to jakiś czas i nadszedł taki moment że musiałem zadecydować o odejściu
z latania z przyczyny o której na tamtą chwilę nie miałem pojęcia co się dzieję.
Zdawałem sobie sprawę że coś jest nie tak ale nie wiedziałem co.
13 lipca w piątek 2007 roku nie mając pojęcia o chorobie złożyłem wypowiedzenie
do cywila. Wiele ludzi pytało wtedy dlaczego, dlaczego ....... skąd miałem wiedzieć
dlaczego ?????????? ..............Wiedziałem że muszę.

Świat zaczyna mi się wywracać do góry nogami.
Od tej chwili w moim życiu zaczynają się dziać dziwne rzeczy i sytuacje a do tego samoloty i całe lotnictwo któremu poświęciłem połowę mojego życia latają za moim oknem a ja muszę pogodzić się z końcem latania w wieku 41 lat. Łzy w oczach.
I w pewnym momencie moje samopoczucie się polepsza (potem się okaże że było to złudne). Postanawiam że zrobię papiery cywilne i pójdę do pracy do lotnictwa cywilnego. Zainwestowałem w siebie spore pieniądze, zrobiłem uprawnienia, złożyłem dokumenty w firmie lotniczej. Po pewnym czasie zaczynam zauważać że nie bardzo mogę jeździć samochodem, że wejście na IV piętro jest jak wejście na Giewont. Zmienił mi się głos, szybko zacząłem się męczyć, zawroty głowy i bardzo źle się czułem. O co chodzi pomyślałem i popędziłem do neurologa.
Rezonans magnetyczny w Elblągu, skierowanie do szpitala i finalnie szpital w Gdańsku, punkcja, ............diagnoza - stwardnienie rozsiane ----- i ------ szok !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Setki myśli w głowie przez następnych kilka dni, co dalej ??
Co z dziećmi i rodziną ?? Co z pracą i wszystkimi planami ?? Co z życiem ?? Jak to będzie ??
W szpitalu poinformowano mnie że w tej sytuacji jest bardzo mała szansa na leczenie chemią ponieważ trzeba być minimum dwa lata chorym i mieć nie więcej jak 35 lat. Wtedy dopiero jest się kandydatem na leczenie ponieważ NFZ z grona chorych losuje tych co mają być leczeni ( to nie jest tak że jesteś w kolejce do leczenia - jest się w kolejce do losowania a nie do leczenia, jak w LOTTO ), więc ja w żaden sposób nie zaliczam się do leczenia wg NFZ. Oprócz tego mam za mało punktów (w 10-cio punktowej skali EDSS mam 4.5).
Tyle lat poświęciłem swojego życia i zdrowia dla służby Polsce a teraz nie ma dla mnie pomocy ????
Jak to ??
Tyle planów i tyle marzeń przepadło ????
Po powrocie do domu nie mogłem chodzić, kręciło mi się cały czas w głowie, źle się czułem i kilka dni spędziłem przy komputerze, cały czas w internecie wysyłając maile z
telefonem przy uchu, szukając pomocy."Pomoc, skąd i gdzie" - tylko to kłębiło mi się po głowie.
Z pomocą przyszli mi obcy ludzie i z tego miejsca po raz kolejny im dziękuję :
Przyjacielowi Darkowi Cycholowi za poświęcony mi czas i pomoc;
mojemu byłemu dowódcy Panu pułkownikowi Eugeniusz Gardas - ludzi w wojsku z tak wielkim sercem jest już bardzo mało;
Panu Zbyszkowi Stradał za nieocenioną pomoc i serce;
10 Szpitalowi w Bydgoszczy, komendantowi, kierownictwu szpitala, Panu profesorowi Maciejek, za przyjęcie mnie na leczenie chemią i opiekę szpitalną;
Dzięki Ich zaangażowaniu i pomocy czuję się zdecydowanie lepiej, choroba jest na chwilę obecną przyhamowana. Lecz niestety nieprzewidywalna.
Wielkie podziękowania ludziom obsługującym portale, strony internetowe, fora internetowe a przede wszystkim użytkownikom za pomoc w umieszczeniu i rozpropagowaniu mojego apelu :