18 maja 2020

Teofil lenartowicz cz. 14 Moje życie i samolot - "Potęga internetu"

Teofil, mój lotniczy przyjacielu, serdecznie Ci                 

dziękuję za wyrażenie zgody na udostępnianie
cyklicznie Twoich jakże wspaniałych tekstów 
publikowanych na Twoim blogu -
Moje życie i samolot na moim portalu. 
Tak nawiązana współpraca z pewnością 
pozwoli  na szersze i skuteczne dotarcie do 
naszych odbiorców. Łączę lotnicze 
pozdrowienia
Jasiu M.

Moje zdjęcie


piątek, 23 października 2015


Potęga Internetu


O potędze Internetu i okupacyjnej przeszłości

            Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy jakiego ogromnego przewrotu w dziedzinie komunikacji dokonał Internet. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu w wielu wioskach oddalonych od większych skupisk ludzkich nie było ani jednego telefonu. W miastach tylko nieliczni mieli telefony, a pozostali na poczcie godzinami czekali na połączenie często bezskutecznie. Dzisiaj w dobie Internetu mogę rozmawiać z każdym i każdym zakątku świata, nawet widząc rozmówcę. Mogę też kilku kliknięciami w komputerze wysłać teks, który natychmiast obleci cały świat i będzie dostępny wszystkim. Wielu przeważnie starszych osób nie docenia potęgi Internetu, a ja doceniłem ją w pełni dopiero wówczas, kiedy na swoim blogu wszedłem w statystykę. Ogarnęło mnie zdumienie, bo tylko w październiku dokonano 1670 wejść w wielu krajach, nawet na krańcu świata, a miesiąc październik jeszcze się nie skończył i owe liczby zapewne wzrosną.
Polska
1336
Rosja
82
Stany Zjednoczone
81
Niemcy
61
Francja
36
Wielka Brytania
25
Portugalia
18
Czechy
13
Jersey
10
Włochy
8
 

Zostałem kiedyś zapytany, czy można żyć bez komputera i Internetu, potwierdziłem że można. Życie człowieka nie zależy bowiem od narzędzi jakimi się posługuje, lecz od innych wartości. Narzędzia jednak w tak ogromnym stopniu przyczyniają się  do rozwoju cywilizacji, że człowiek bez nich nie byłby tym czym jest. Tak jest z komputerem i Internetem. W dzisiejszym świecie wielu młodych ludzi nie potrafiłoby funkcjonować bez takich narzędzi jakimi są komputer i Internet.

            Jeszcze nie tak dawno, nie można było się przebić z publikacją do prasy, aby jakiś temat ważny społecznie opublikować w prasie. Nie jest moim celem rozważanie co decydowało, czy działała swoista cenzura, humor wydawcy, czy coś zupełnie innego. Pragnę jedynie dowieść, jak wiele dzięki komputeryzacji i Internetowi zmieniło się w zakresie dotarcia do najdalszych rzesz odbiorców.

            Z okazji dobroczynnego dzieła Internetu, pragnę dzisiaj przedstawić temat, który nie dostał się na łamy prasy w mieleckim środowisku. Dotyczy on żołnierza wyklętego Aleksandra Rusina ps. „Olek”. Osądźmy sami, czy był to warty publikacji temat. Cytuję poniżej skrócony nieco temat.

            Jeśli poruszamy sprawę bohaterów, to chciałbym abyśmy się zastanowili, co takiego dzieje się w naszym społeczeństwie, że nie potrafimy ich obronić przed szkalowaniem. Potrafimy wręczać medale, odznaczenia, ale nie potrafimy stanąć w ich obronie, jeśli obrażany jest ich honor. Może nie wszyscy wiedzą, że Rusin ps. „Olek” swą 17-letnią walką w konspiracji przysporzył sobie wielu wrogów. Są nimi ci którzy donosili na niego do Niemców, a później przez wiele lat do UB, ci którzy na goły tyłek dostali od niego za współpracę z UB, nawet ci którym uratował życie nie wydając w ręce wydających na nich wyrok. Ludzie ci po prostu nie mogą mu wybaczyć, że on  przeżył i stał się żywym świadectwem ich niechlubnych działań. To właśnie tacy ludzie i ich rodziny w własnym środowisku rozpowszechniają oskarżycielskie plotki, że „Olek” prowadził bandycką działalność. Chcą w ten sposób zatuszować niecne czyny swoich przodków. Sprawa jest o tyle poważniejsza, że nie były to tylko plotki, ale wręcz protestacyjna działalność w momencie, kiedy honorowano „Olka” za zasługi. Z protestem przyszli ludzie za wychwalanie w przemówieniu zasług „Olka”. Wytworzono w środowisku atmosferę wrogą „Olkowi”, aby nie dopuścić do jego pośmiertnego uhonorowania na obelisku w Przecławiu. Władze urzędu gminy dla świętego spokoju, aby uniknąć protestów, wolały umieścić na obelisku nic nie mówiący anonimowy tekst, niż uhonorować „Olka”.

            Zastanawiam się, czy działalność tych ludzi nie doprowadza do tego, że ówcześni historycy, lub pseudo historycy marginalizują działalność „Olka” do tego stopnia, że w nowo wydanych publikacjach odnajduję jedynie śladowe wzmianki o „Olku”, a co najbardziej oburza, to fakt robienia w tych publikacjach bohaterów właśnie z osób, którzy na to nie zasługują. Czy mnie człowiekowi pamiętającemu tamte czasy nie może się otwierać scyzoryk w kieszeni? Kiedy zaapelowałem do „Olka” organizacji kombatanckiej, do Zarządu Głównego ŚZŻAK, Kapituły Orderu Virtuti Militari i do posła, o wystąpienie na łamach prasy, w jego obronie, wszyscy nabrali wody w usta. Prezes organizacji kombatanckiej ograniczył się do listu do mnie, pozostali nie zajęli odpowiedniego stanowiska, aby zobligować podległe im organizacje do zajęcia się sprawą. Usłyszałem jedynie pochwały pod swoim adresem.  Milczeniem skwitowali sprawę historycy, władze samorządowe  i pozostałe mieleckie organizacje. Pod swoim adresem usłyszałem pogróżki, w prasie ukazał się list wnuka donosiciela na ”Olka”, zarzucający mu bandytyzm, o mnie rozpowszechniono opinię, że szkaluję Przecław, a z ust przedstawiciela prasy usłyszałem niekorzystny dla siebie zarzut. „Olek” tak się niesprawiedliwością przejął, że wkrótce po tym zmarł. Jeszcze przed samą śmiercią rozmawiałem z nim. Był kompletnie załamany. Zadaję pytanie, czy tak powinno zachować się społeczeństwo w stosunku do człowieka będącego bohaterem tej Ziemi? Czy w obronie jego godności i honoru ma dbać jedynie jego rodzina? Koniec cytatu.

            Żyję na tym świecie już 88 lat i pamiętam działalność „Olka”. Przypominam sobie jaka ogarniała ludzi apatia na wiadomości o zwycięstwach Niemców i widoków startujących rakiet V z Blizny. Świadczyły one o potędze Niemiec, co osłabiało nadzieję na wyzwolenie. Ale przypominam sobie także, jak wracała w serca nadzieja, gdy dowiadywaliśmy się o partyzanckich czynach oddziału „Olka”. Nie były to początkowo duże sukcesy, jednak mówiły że są ludzie którzy walczą mimo wszystko z Niemcami. Kiedy żołnierze „Olka” rozbroili niemieckiego żołnierza i zabrali mu motocykl, cieszyliśmy się. Kiedy w mleczarni zniszczyli urządzenia mleczarskie, to mogłem przez kilka dni napić się mleka, którego nie mieliśmy, bo musieliśmy oddać na kontyngent Niemcom. Cieszyliśmy się, chociaż tych uciech pod butem okupanta było tak niewiele. Trudy okupacyjnego życia potwierdza zamieszczony dokument o karze jaką otrzymał mój ojciec za niedostarczanie Niemcom mleka, którego nie mieliśmy, bo nasza krówka się nie doiła. Musieliśmy kupować mleko u sąsiadów i oddawać.



            Nie mam zamiaru prowadzić polemiki, na temat wyważania zasług „Olka”, bo każdy może mieć na sprawę bohaterstwa inny pogląd. Bohaterstwa nie da się zmierzyć, ani zważyć, ono po prostu w człowieku jest. Moim zdaniem na Ziemi Mieleckiej „Olek” Aleksander Rusin, obok innych bohaterów powinien być należycie upamiętniony. Uważam tak dlatego, że znam jego zasługi nie tylko z historii, ale pamiętam je z czasów i miejsca, kiedy się odbywały. Mogę do tego dodać, wiele spędzonego z nim czasu na rozmowach, o wielu tematach. Nie będę tu wyjaśniał jego zasług, chociaż nie wszystkim są znane, a do tego zeszło by sporo czasu, aby je opisać. Jedną z cech określającą jego wielkość, jest to, że był prostym, uczciwym człowiekiem, działającym niemal instynktownie w warunkach zagrożenia.        

            Pomimo ubiegającego czasu, sprawa stosunku do „Olka” niewiele się zmieniła. W prawdzie z okazji wydobycia dużej części rakiety V-2 w rejonie Blizny i dzięki jego informacji przekazanej rodzinie znowu o nim usłyszeliśmy, ale na tym się skończyło. Moim zdaniem tacy zasłużeni Żołnierze Wyklęci jak on i jego żona Maria powinni mieć priorytet w upamiętnianiu ich zasług. Jeśli nie zdobyliśmy się na odwagę walczyć o ich cześć przez 26 lat wolnej po transformacji ustrojowej Polski, to przynajmniej obecnie zrekompensujmy owe zaniedbanie. W dzisiejszej dobie, kiedy rozbudowujemy Polskę i powstają nowe obwodnice miast, nowe ronda, ulice i wiele innych obiektów, nadajemy im nazwy tych bohaterów.

            Apeluję do samorządów, aby z tej okazji pamiętali o zasługach bohaterów Ziemi Mieleckiej.  Nadając ich imieniem nazwy rond, ulic i obwodnic upamiętnimy ich czyny. Tacy ludzie jak „Olek”, jego żona Maria, Władysław Jasiński ps. „Jędruś”, czy Wojciech Lis zasługują na to. Zasługują na pamięć zamordowani za zdobywanie tajemnic rakiet V także Józef Bułaś, Józef Świder i Józef Wałek.

            Postarajmy się także zdobyć na to, aby dawać właściwy odpór tendencjom godzącym w cześć bohaterom ziemi, z której się wywodzą. Jednym z takich działań będzie upamiętnienie ich nazwisk na rynku w Przecławiu. Na obronę ich czci argumentów nam nie brakuje, więc zróbmy to. Nie zwlekajmy. Jesteśmy im to winni tym bardziej, że za ich życia nie otrzymali należytego uznania.
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 23 październik 2015