18 września 2011

OPERACYJNE DZIAŁANIE JASIA MIKOŁAJCZYKA



OPERACYJNE DZIAŁANIE JASIA MIKOŁAJCZYKA

dzisiaj jest niedziela, telefon milczy, komfort pracy zapewniony i myślę sobie coś
''skrobnę piórem na tą stronkę''. 
Zanim stronka 
HUMOR LOTNICZY, NIEZWYKŁE HISTORIE 
zacznie żyć swoim życiem to z kolei ta moja 
OSOBISTA.......
zależy tylko ode mnie.
Opisana niżej sytuacja jest prawdziwa i bardzo łatwa do sprawdzenia są świadkowie tych zdarzeń ,tylko może ja ich tu z imienia i nazwiska nie będę wymieniał – może by sobie tego nie życzyli,  dlaczego wynika  to z opisu, 

Przykład: STAN WOJENNY

Świat mi się zawalił jak milinom Polaków, myśli mi się kłębiły co mam robić. Ja już rządziłem na ''PARAFI'' z Worcella z którą się liczyły pozostałe ''Parafie'' wrocławskie. Miałem swoich oddanych ''żołnierzy'' – prawdziwych ''zakapiorów''(dla przykładu podam że jednym z nich był najlepszy Polski kaskader). byliśmy zaprawieni w walkach ulicznych, ''naparzaliśmy'' się między sobą regularnie kto będzie ''rządził''we Wrocławiu. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła, to doprowadzić do Paktu między ''Parafiami'' w imię interesu nadrzędnego jakim była Polska. Zjednoczyć siły i podjąć walkę.
W pierwszych dniach przekaz był jasny była to wojna wytoczona Narodowi.

Co robić? Możliwości miałem dwie:
  1. Podjąć walkę dywersyjną, ale bez rozlewu krwi.
  2. Wyjechać na zachód jedynym dla mnie kierunkiem była Francja (skończyłem czteroletnią Szkołę Nauki Języka Francuskiego przy Uniwersytecie Wrocławskim Alliance Francaise)
Szybko doszedłem do wniosku, że działając z Francji będę skuteczniejszy, przecież oprócz swoich ''żołnierzy'', miałem ludzi w wielu środowiskach. Byli oni często na wysokich urzędach.
Jak wyjechać z Polski w stanie wojennym? Pomysł mi przyszedł , tylko nie byłem pewien, czy przejedzie. Miałem tam swojego człowieka który pełnił funkcję Naczelnika w Biurze Paszportów (był to SB-ek, tam też byli porządni ludzie). Spotkaliśmy się u niego w Urzędzie w pełnej ''konspiracji'' – nie mogłem dać po sobie poznać, że się znamy, jako petent. Przedstawiłem mu swój pomysł na wyjazd, zastanowił się i mówi ,Jasiu to powinno przejść, ale ja nie podejmuję decyzji o wydaniu paszportu, ja ją tylko opiniuję.
Jak wyglądała realizacja tego pomysłu, kupiłem butelkę Żubrówki, miałem z sobą kopertę już zaadresowaną na adres mego brata Bogdana, który w tym czasie mieszkał we Frankfurcie
n/ Menem. A do środka napisałem instrukcję co ma robić: Kręciłem się pod Wrocławskim Caritasem, aż przyjedzie ciężarówka TIR z pomocą charytatywną. Dla mnie ważne było , aby kierowca posługiwał się j. francuskim. Często się tam pojawiałem, to miejsce szczególnie było obstawione przez SB-cję. W trzecim dniu stanu wojennego podjechała ciężarówka na belgijskich numerach. Już widzę ,że pojawili się nagle jacyś ''Panowie'', co mi bardzo utrudniało działania. Podszedłem od razu do kierowcy otwieram drzwi i mówię o co mi chodzi, ma Pan tu flaszkę wódki, daję tu Panu kopertę i proszę kupić znaczek i wrzucić list do skrzynki. Otworzyłem mu kopertę, gdzie w górnej części napisałem nie martw się, z mamą już wszystko dobrze. Operacja się udała. To było napisane w górnej części. Natomiast instrukcja napisana była niewidocznym atramentem, który można było odczytać zwilżając lekko mlekiem. Tekst się ukazywał na czas wyschnięcia mleka na papierze na czerwono (Boguś znał te moje sztuczki jeszcze ze Szkoły podstawowej jak się pasjonowałem chemią).
Zdążyłem tylko dać kopertę kierowcy i mówię proszę ją natychmiast schować! Chwila moment i dwóch ''smutnych'' Panów już było przy mnie. Dokumenty proszę co Pan tu robi? Mówię proszę Panów, ale o co tu chodzi? Od zadawania pytań to jesteśmy my. Nie chciałem się dłużej z nimi chandryczyć i mówię, że mam tu dyżur wyznaczony przez Ojca Dyrektora Caritasu, bo j. francuski znam i mam otoczyć opieką kierowcę na czas wyładunku i służyć mu wszelką pomocą . Hm...odpowiedzieli, a butelka? To podziękowanie od Ojca Dyrektora. Popatrzyli po sobie proszę stąd odejść, kierowca sobie sam poradzi. To była godzina ok. 20 – tej.
Koperty nie znaleźli przy ,mnie, ani przy kierowcy, ale nawet, to tekst widoczny niczym mi nie groził, natomiast jakby odczytali tekst niewidoczny to byłbym w opałach.

Instrukcja:
- Idź do znanej Kliniki Chirurgicznej spisz z szyldu dokładną nazwę z adresem
- Podejdź do drzwi ordynatora, spisz jego nazwisko i imię wraz tytułami naukowymi
- Wyślij telegram następującej treści:

Bogdan Mikołajczyk leżący w naszym szpitalu jest w stanie agonalnym.
Uległ wypadkowi na placu budowy spadając z wysokiego rusztowania, prosi o pilny przyjazd brata Jana Mikołajczyka
Podpis (nazwisko lekarza)
Nazwa Kliniki.......

Po trzech dniach otrzymałem telegram, pobiegłem do przysięgłego tłumacza, prosiłem żeby nastawiał pieczątek, jakie tylko posiada (ma większą moc w oczach urzędnika), poleciałem z tym zaraz do mego Naczelnika , zaopiniował na tłumaczeniu telegramu, że nie wnosi żadnych uwag, podał jakieś obowiązujące paragrafy, że w takich okolicznościach wyjątkowych, jest możliwość udzielenia zgody na wyjazd zagraniczny. Naczelnik mi mówi, trzeba iść za ciosem lecę z tym do szefa, oprócz tej opinii, mu powiem, że jesteś załamany itp.
Przyszedł jeszcze szybciej niż poszedł, mrugną do mnie oczko i mówi Panie Mikołajczyk proszę czekać. Siedziałem wtedy na korytarzu. Poleciał w jakieś drzwi, daje mi paszport do ręki, tu proszę pokwitować. Mówię co mogę zrobić dla Ciebie. Mówi, że jest kiepsko z zaopatrzeniem, a jeść trzeba, ja zapłacę, załatw coś! Mówię załatwione, pojechałem w teren te wszystkie punkty kontrolne przeleciałem, na każdej zostawiałem w zależności od trudności kilka butelek wódki. Pod Oławą miałem zaprzyjaźnionego hodowcę baranów. Zameldowałem się u niego i mówię, zabij dla mnie jednego barana, zapłacę Ci benzyną, mam z sobą 20 l. Dobrze, ale nie mogę Ci dać więcej niż pół tuszy. Może tak być? Okey
Ja przy całej tej operacji z baranem nie byłem. Po jakiejś godzinę, tuszę zawinął mi w prześcieradło. Podziękowałem i z powrotem pojechałem do Wrocławia. Miałem wtedy Fiata 125p. W drodze powrotnej już z kontrolami nie miałem żadnego problemu, tylko pytali się czy, jeszcze nie mam jakiejś flaszki, tym razem zapłacą. Oczywiście , że miałem , ale zawsze musiałem mieć w bagażniku zapas odpowiedziałem ,że niestety już nic nie mam- nigdy nie wiadomo co się może przydarzyć?
Przyjechałem do domu Naczelnika, położyłem tuszę, żona jego mnie wycałowała, powiedziała, że tego jest tak dużo, a oni są tylko we dwoje. Mówię proszę to rozparcelować na drobne porcje i wrzucić do zamrażarki. Pytam się, czy nie będą mieli dość, jeść ciągle baraninę? Odpowiedziała, że będzie robić na różne sposoby i z fajnymi przyprawami. Pokazała mi książkę kucharską, proszę niech Pan patrzy, ile jest przepisów na baraninę. Ja mówię że niech posłucha mnie, Pani ma towar, to jest dzisiaj warte więcej niż gotówka. Najlepiej niech się Pani wymieni na nabiał wieprzowinę, wędliny itp. Najlepszą walutą jest teraz benzyna, tak ale tym musiałby się zajmować mąż, on mimo że tam pracuje to musi się pilnować, ''podpieprzają'' się nawzajem. Chce jakoś dotrwać do emerytury. Poszliśmy jeszcze z Naczelnikiem do drugiego pokoju wypiliśmy po dwie 50-ki. Pogadaliśmy jeszcze, ale tej treści rozmów nie będę przytaczał. Wiedział po co tam jadę itd.
Zadeklarował swoją pomoc, jakby była taka potrzeba. Dodam tylko, że bardzo był pomocny w mojej robocie ''dywersyjnej'' i nigdy mnie nie zawiódł.  Ja zawszę pilnowałem, czy mi potrzeba czy nie, miałem zawsze wbitą wizę 3 miesięczną pobytową, wielokrotnego przekraczania granicy francuską i taką samą tranzytową wizę niemiecką. Przyszedł czas wyjazdu. Wsiadłem w pociąg do Paryża, bo w papierach miałem wizę pobytową francuską, bo jak bym miał bilet tylko do Frankfurtu, to miałbym na granicy niemieckiej problem, mogliby mnie nie wpuścić. Wysiadłem z pociągu, brat po mnie przyjechał. Zaczął się okres ciężki do przetrzymania. Jak Polonia z Frankfurtu dowiedziała się,że przyjechałem z Polski wszyscy chcieli wiedzieć co się w Polsce dzieje, każdy przynosił alkohol , nie mogłem się urwać, brat chciał, żebym został, załatwi mi robotę. Języka nie potrzebujesz znać, miał swoją firmę budowlaną i w przypływach zatrudniał kilkadziesiąt osób w większości Polaków. Trwało te pijaństwo i nocne rozmowy Polaków przez tydzień. Przy każdym spotkaniu pokazywałem od razu na początku ksero tego telegramu i w dwóch słowach tłumaczyłem , że właśnie dlatego dostałem zgodę na wyjazd. Inaczej wzięliby mnie za agenta służb, żeby rozwalić robotę opozycji za granicą. Brat by miał ''przesrane'', zresztą w Paryżu ja też. Ten bilet który miałem był jeszcze ważny i po tygodniu byłem już u Siebie w Paryżu. W mojej drugiej ojczyźnie.

Paryż stan wojenny i ja



Wrocław dnia 18.09.2011 r.
Tekst: Jan Mikołajczyk
....................................................................................................................................................................

JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ,  ZAPYTANIE, ... KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu