5 marca 2011

Amerykańskie lotnictwo zatankuje z Boeinga

Amerykańskie lotnictwo zatankuje z Boeinga

Andrzej Lubowski
2011-03-02, ostatnia aktualizacja 2011-03-01 20:37

Po latach dramatycznych zmagań producent Airbusa pokonany. Amerykańskie lotnictwo wojskowe będzie tankować z boeingów

To z takich powietrznych tankowców mają w przyszłości pobierać paliwo amerykańskie samoloty wojskowe
Fot. HO Reuters
To z takich powietrznych tankowców mają w przyszłości pobierać paliwo...

KC-135, samolot, którego lotnictwo wojskowe USA używa dziś do tankowania w powietrzu, to kuzyn Boeinga 707 zbudowany jeszcze za prezydentury Dwighta Eisenhowera, czyli przeszło pół wieku temu. Od dawna się mówi, że pilnie trzeba ten sprzęt zmodernizować.

Ponieważ Amerykanie mają na wyposażeniu ponad 500 takich maszyn, początkowo Boeing zaproponował nie sprzedaż, ale leasing, bo to wyglądało na tańsze rozwiązanie. Jednak w 2003 r. kontrakt na sumę 23,5 mld dolarów unieważniono, gdy komisja Kongresu USA pod przewodnictwem senatora Johna McCaina wykryła zmowę między zamawiającym a Boeingiem. Dwóch pracowników Boeinga wylądowało w więzieniu. Skandal doprowadził do dymisji kilku wysokich rangą oficerów lotnictwa i odejścia prezesa Boeinga. John McCain chwalił się w kampanii prezydenckiej, że zaoszczędził podatnikowi 6 mld dolarów.
Potem do rywalizacji z Boeingiem stanęło konsorcjum europejsko-amerykańskie EADS, czyli faktycznie Airbus, i Northrop Grumman. Rozpoczęły się lata politycznych zabiegów, rywale wydali miliony dolarów na reklamę i lobbing, oskarżali się nawzajem o nieuczciwe metody. Boeing twierdził, że jego samolot potrzebuje krótszego pasa startowego i zużywa mniej paliwa. Airbus wszystko to kwestionował. Northrop zyskał wsparcie dowódców wojskowych odpowiedzialnych za kampanie powietrzne w Iraku w 1991 r., w Bośni w 1995 r. i Kosowie w 1999 r. Ich zdaniem większy tankowiec to plus, a nie minus.

W przededniu drugiej rundy, w 2008 r., londyński "Financial Times" napisał: "Tym razem to wojna". Stawka była ogromna: chodziło o drugie co do wielkości zamówienie wojskowe wszech czasów. Kontrakt opiewał wprawdzie na 35 mld dolarów, ale dotyczyło to tylko pierwszej transzy - 179 maszyn (największy był kontrakt z 2001 r., kiedy Lockheed Martin wygrał z Boeingiem batalię o produkcję myśliwca).

Wyglądało na to, że szanse Europejczyków, którzy oferowali wersję tankowca opartą na Airbusie 330, były mizerne. A jednak wygrali. Podniósł się raban w Kongresie. Porażka Boeinga oznaczałaby bowiem stratę miejsc pracy w Ameryce. Boeing nie dał za wygraną, złożył odwołanie do Government Accountability Office, głównego audytora rządu, i skończyło się unieważnieniem przetargu. Dopatrzono się bowiem nieprawidłowości w procesie zamówień na niekorzyść Boeinga.

Northrop Grumman wycofał się z przetargu, twierdząc, że nowe reguły gry nie dają tandemowi Northrop - EADS żadnych szans. Komisarz Unii Europejskiej do spraw handlu Karel De Gucht uznał za "godne pożałowania, że poważny potencjalny dostawca nie czuje się w stanie uczestniczyć w kontrakcie tego typu", dodając że "Komisja byłaby bardzo zaniepokojona, gdyby się okazało, że warunki przetargu zniechęcały do otwartej konkurencji". Niemiecki minister gospodarki Rainer Bruederle przypomniał, że w obecnych trudnych czasach nawet podejrzenie o protekcjonizm szkodzi. EADS został na placu boju sam.

EADS z góry oświadczył, że samolot będzie budowany?produkowany w Ameryce, konkretnie w Alabamie, zyska więc wsparcie tamtejszych polityków. Druga strona wysunęła argumenty techniczne i polityczne. Zaczęto mówić o tym, że wojskowa wersja Airbusa 330 jest łatwiejsza do zaatakowania w powietrzu, zabiera więcej miejsca w hangarach i spala więcej paliwa. Zdaniem senator Pat Murray ze stanu Waszyngton, gdzie buduje się boeingi, „amerykański podatnik nie powinien nagradzać firmy, która przez dziesięciolecia odbierała pracę amerykańskim robotnikom, i nie powinniśmy oddać kontraktu wojskowego o krytycznym znaczeniu firmie nieuczciwie subsydiowanej przez obce rządy”.

W czerwcu 2010 r. Światowa Organizacja Handlu oskarżyła rządy europejskie o nielegalne subsydiowanie Airbusa w celu odebrania Boeingowi pozycji największego producenta samolotów na świecie. Tymczasem Unia Europejska złożyła zażalenie, że to Boeing korzysta z miliardowych subsydiów i ulg podatkowych w swych kontraktach wojskowych.

Jeszcze niespełna tydzień przed ogłoszeniem werdyktu większe szanse dawano Airbusowi. I już ruszyła fala krytyki. Frank Gaffney jr, prezydent Center for Security Policy, wysoki urzędnik Pentagonu z czasów Ronalda Reagana i George'a W. Busha, grzmiał: "Wygląda na to, że ekipa Obamy zamierza oddać to w obce ręce. I to w jakie?". Przypomniał, co 11 lat temu na temat EADS napisał w "Wall Street Journal" były szef CIA James Woolsey: "Wasze produkty są droższe i mniej zaawansowane technologicznie niż amerykańskie. W konsekwencji często posługujecie się przekupstwem". Straszono, że oddanie kontraktu Europejczykom to nie tylko utrata miejsc pracy, cios w technologiczny rozwój ważnego sektora, ale także wyłączenie strategicznego towaru spod amerykańskiej kontroli eksportu, i tylko kwestią czasu jest, kiedy Europejczycy sprzedadzą te technologie reżimom w Iranie czy Wenezueli.

Zastępca sekretarza obrony USA William J. Lynn III, ogłaszając w zeszłym tygodniu werdykt, powiedział, że Boeing wygrał zdecydowanie. Obiecał więcej miejsc pracy i to chyba w końcowym rozrachunku przeważyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz