22 marca 2011

KLUB LOTNIKÓW LOTECZKA SPOTKANIE MARZEC 2011... W KILKU KADRACH ...





Klub Lotników ''LOTECZKA''
spotkanie marzec 2011
... w kilku kadrach ...
...............................................................................................................

JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ, ZAPYTANIE, ... KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu
.............................................................................................................................................................................................................................





19 marca 2011

PAN JASIU I LOTNICTWO AFRYKA I FRANCJA GALERIA ZDJĘĆ ''BEZ KOMENTARZA'' CZĘŚĆ III





PAN JASIU I LOTNICTWO
AFRYKA I FRANCJA
Galeria Zdjęć
"bez komentarza"
CZĘŚĆ III
.................................................................................................................................................................

JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ, ZAPYTANIE, ... KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka w dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu
..........................................................................................................................................................................................................................





18 marca 2011

PAN JASIU I LOTNICTWO AFRYKA I FRANCJA GALERIA ZDJĘĆ ''BEZ KOMENTARZA'' CZĘŚĆ II



PAN JASIU I LOTNICTWO
AFRYKA I FRANCJA
Galeria Zdjęć
"bez komentarza"
CZĘŚĆ II
................................................................................................................................................................

JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ - PYTANIE KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka w dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu
.....................................................................................................................................................................





17 marca 2011

PAN JASIU I LOTNICTWO AFRYKA I FRANCJA GALERIA ZDJĘĆ ''BEZ KOMENTARZA'' CZĘŚĆ I




PAN JASIU I LOTNICTWO
AFRYKA I FRANCJA
Galeria Zdjęć
"bez komentarza"
CZĘŚĆ I
.....................................................................................................................................................................
JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ,  ZAPYTANIE, ... KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka w dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu
............................................................................................................................................................................................................................

15 marca 2011

Samolot podszedł do lądowania w systemie GPS. Po raz pierwszy w Polsce

Samolot podszedł do lądowania w systemie GPS . Po raz pierwszy w Polsce

Grzegorz Kozieł, TOK FM
14.03.2011 aktualizacja: 2011-03-14 23:50
Samolot podszedł do lądowania w systemie GPS
Samolot podszedł do lądowania w systemie GPS
fot. Grzegorz Kozieł/TOK FM

Pierwszy samolot w Polsce wylądował dziś korzystając z nawigacji satelitarnej. W Międzynarodowym Porcie Lotniczym Katowice w Pyrzowicach rozpoczęły się testy systemu, który może być szansą dla regionalnych lotnisk.- W przyszłości będzie to podstawowy system nawigacyjny na mniejszych lotniskach, znaczne tańszy od ILS - przekonuje Artur Tomasik - prezes Górnośląskiego Towarzystwa Lotniczego.

Samolot podszedł do lądowania w systemie GPS
fot. Grzegorz Kozieł/TOK FM
Samolot podszedł do lądowania w systemie GPS
Samolot podszedł do lądowania w systemie GPS
fot. Grzegorz Kozieł/TOK FM
Samolot podszedł do lądowania w systemie GPS
ILS to radiowy system nawigacyjny wspomagający lądowanie samolotu w warunkach ograniczonej widzialności. System dobry, ale drogi. Nie opłaca się go stosować na małych lotniskach, ponieważ koszt aparatury jest wysoki.- W systemie satelitarnym lotnisko nie musi kupować sprzętu, tylko przewoźnik, który wyposaży w odpowiednie odbiorniki swoje samoloty - tłumaczy Krzysztof Banaszek, Prezes Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej (PAŻP).- Zresztą nowe maszyny, zwłaszcza amerykańskie, mają już takie odbiorniki wbudowane- dodaje.

Testowany system można porównać do GPS używanego w samochodach, jednak o wiele precyzyjniejszego. Łączy w sobie amerykański system nawigacji satelitarnej GNSS (Global Navigation Satellite Systems) oraz europejski EGNOS (czyli European Geostationary Navigation Overlay Service). System musi bowiem być w 100 proc. wiarygodny i musi wskazywać dokładne położenie również w pionie. - Odbiornik mówi pilotowi: leć po danej procedurze, którą masz w komputerze pokładowym i jeśli będziesz leciał po tej ścieżce, zniżał się w określony sposób, to na pewno doprowadzę cię w miejsce, z którego powinieneś widzieć próg pasa startowego - wyjaśnia prezes PAŻP. W praktyce jest to najniżej 150 m nad ziemią.

- Na mgłę jednak nie ma sposobów. Jeśli ściele się nad lotniskiem, to nawet jeśli tam doprowadzimy samolot, to i tak nie będzie nic widać. W takiej sytuacji system może tylko wspomóc kołowanie samolotu - dodaje. System potrafi też dać sygnał, że jest niewiarygodny w danym momencie. Informuje wtedy pilota, żeby go nie używał, ponieważ są zakłócenia sygnału.

System, który jest już rozpowszechniony w USA będzie- według ekspertów- co raz bardziej popularny również w Europie. Nie wykluczone, że nawigacja satelitarna kiedyś całkowicie zastąpi system naprowadzania samolotów ILS. - Na razie "samolotowy GPS" nie jest jeszcze tak dokładny jak ILS , ale to kwestia czasu. System satelitarny to potężne oszczędności- mówi prezes Banaszek.

W Pyrzowicach z wykorzystaniem sygnału GPS wylądował dziś samolot mieleckiej szkoły lotniczej Royal-Star Aero, która współpracuje z PAŻP. Testy będą jeszcze powtórzone na lotniskach w podkrakowskich Balicach i Mielcu. Do końca roku powinny być gotowe i procedury i dokumentacja, konieczne do certyfikacji systemu. Na razie procedury są projektowane dla Katowic, Krakowa, Mielca, Gdańska i Warszawy.

Do pełnego sukcesu potrzebne są jeszcze samoloty z odbiornikami. Im starszy samolot tym bardziej kosztowny sprzęt. Dlatego to przewoźnicy, którzy zechcą lub nie wyposażyć w odbiorniki swoje maszyny zdecydują, kiedy system zacznie w praktyce działać

Duży popyt na samoloty pasażerskie w Chinach

Duży popyt na samoloty pasażerskie w Chinach
8 mar, 11:05

fot. Stock Photo
Boeing Co dopiął dwie umowy z chińskimi liniami lotniczymi, a zamówienia z rozpędzonej gospodarki Państwa Środka na przestrzeni najbliższych pięciu lat mogą sięgnąć ponad 2 tys. maszyn. Główną przesłanką takiego scenariusza będzie rosnący dynamicznie popyt na przewozy lotnicze.
Chińczycy szacują, że w najbliższych pięciu latach zamówią 1,1 tys. samolotów transportowych oraz ok. 1 tys. maszyn ogólnego zastosowania. Tak przynajmniej wynika ze słów Wanga Changshuna, wiceszefa chińskiego Urzędu Lotnictwa Cywilnego, które padły podczas wtorkowej konferencji na temat azjatyckiego przemysłu lotniczego.
Ponieważ bogacący się Chińczycy chcą coraz częściej latać samolotami, chińskie linie lotnicze są nastawione na dynamiczną ekspansję swoich flot i rozbudowywanie zakresu usług w celu skutecznej rywalizacji z regionalnymi graczami, takimi jak Cathay Pacific.


 - Cały sektor utrzyma dużą dynamikę rozwoju – powiedział Wang dziennikarzom w Hong Kongu.
Air China Ltd., flagowy chiński przewoźnik, poinformował o planie zakupu pięciu Boeingów 747-8 wartych według cen katalogowych ok. 1,54 mld dolarów.
W ramach innej transakcji, HNA Group, spółka matka Hainan Airlines Co Ltd, popisała umowę z Boeingiem na zakup 38 samolotów, w tym sześciu modeli 777 oraz trzydziestu dwóch sztuk 787. Boeing jest drugim co do wielkości na świecie komercyjnym producentem samolotów, który ustępuje jedynie Airbusowi, należącemu do koncernu EADS.
Zdaniem Boeinga chińskie zakupy samolotów przyczynią się do wzrostu ogólnego popytu na usługi lotnicze w rejonie Azji i Pacyfiku, gdzie średni roczny wzrost ruchu lotniczego ma wynieść na przestrzeni najbliższych 20 lat ok. 6,8 proc., a więc powyżej średniej globalnej.
Popyt na samoloty w rejonie Azji i Pacyfiku prawdopodobnie będzie wkrótce odpowiadał za pokaźną część zapotrzebowania ze strony globalnych linii lotniczych. Według informacji opublikowanych przez Boeinga, tamtejszy rynek wchłonie ok. 30,9 tys. nowych samolotów pasażerskich do 2030 r. Ich całkowita wartość wyniesie astronomiczną kwotę 3,6 biliona dolarów.
Jednak według analityków perspektywy najbliższego roku pozostają niejasne, ponieważ cały sektor będzie się zmagał z niepewną globalną sytuacją gospodarczą, rosnącymi cenami ropy i malejącymi wydatkami na obronę.
- Ten rok będzie nieco słabszy niż zeszły. Powodem jest fakt, że większość krótkoterminowej produkcji, została już wyprzedana – powiedział na konferencji wiceprezes Boeinga Marlin Dailey.
- Tym samym spowolnienie dotknie również linii lotniczych, które obecnie podejmują decyzje o zakupie samolotów w latach 2014/2015 – dodał.
Źródło: Reuters

ICAO może zrewidować MAK

Rada ICAO sprawdzi, czy Rosjanie złamali postanowienia aneksu 13 do konwencji chicagowskiej, jeśli strona polska zwróci się z takim wnioskiem

ICAO może zrewidować MAK

undefined

Rada Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego (ICAO) może zweryfikować Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) pod kątem zamieszczenia na jego stronie internetowej dokumentacji sekcyjnej gen. Andrzeja Błasika. Takiej możliwości nie przewiduje w ogóle załącznik 13 do konwencji chicagowskiej, według którego miało przebiegać badanie przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Analiza sądowo-lekarska z autopsji ciała dowódcy Sił Powietrznych została umieszczona na stronie internetowej rosyjskiej komisji w jednym z załączników do raportu końcowego MAK. Andrzej Błasik określany jest jako "niezidentyfikowany mężczyzna" lub "trup nr 4".
- W raporcie końcowym powinno być ujęte tylko to, co dotyczy okoliczności i przyczyn wypadku - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" prof. Marek Żylicz, ekspert międzynarodowego prawa lotniczego, członek Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. - Kwestia badania zawartości alkoholu niekoniecznie stanowi okoliczność i przyczynę wypadku. W związku z tym niewłaściwe było poruszenie tej sprawy w raporcie - dodaje. Wariantu upublicznienia dokumentacji sekcyjnej nie przewiduje w ogóle załącznik 13 do konwencji chicagowskiej, według którego miało przebiegać badanie przez MAK przyczyn katastrofy smoleńskiej. Jak czytamy w rozdziale 5 aneksu pt. "Badanie", państwo prowadzące badanie wypadku organizuje badania medyczne członków załogi, pasażerów i personelu związanych ze zdarzeniem, ale medyczne lub prywatne informacje, dotyczące osób uczestniczących w wypadku, może udostępnić "tylko w tych przypadkach, kiedy odpowiednie władze danego państwa, odpowiedzialne za wymiar sprawiedliwości, ustanowią, że ich ujawnienie jest ważniejsze niż negatywne skutki, które mogą wyniknąć z takiego działania bezpośrednio dla kraju oraz w skali międzynarodowej, jak również dla danego lub przyszłych badań". Rosjanie złamali ten przepis. Publikacja dokumentacji sekcyjnej gen. Błasika na stronie internetowej rosyjskiej komisji to tylko jeden z przykładów łamania procedur aneksu 13. Konwencja chicagowska, która reguluje zasady międzynarodowego ruchu lotniczego, w załączniku 13 ustanawia zasadę, że państwo-właściciel samolotu ma prawo w przypadku różnic zdań co do treści raportu końcowego wezwać państwo badające katastrofę do uzgodnienia wspólnego stanowiska. Do tego nie doszło. Tych uchybień ze strony MAK jest więcej, jak choćby takie, że polski akredytowany i jego doradcy nie mieli dostępu do wszystkich badań i dokumentacji. Jak zaznacza prof. Żylicz, polski rząd nie może być związany ustaleniami i wnioskami dokumentu sporządzonego przez MAK z naruszeniem aneksu 13. Co zatem może zrobić strona polska? Może, a nawet powinna starać się o uregulowanie niewyjaśnionych kwestii na szczeblu rządowym. Rząd może zabiegać o to, by Rosjanie uzupełnili dokument MAK. Możliwe jest na przykład uzupełnienie raportu przez to, że rząd rosyjski nakaże to MAK. Tak samo rząd Federacji Rosyjskiej może nam dostarczyć pewne dane, ale nie poprzez MAK, co jednak działoby się poza przepisami konwencji chicagowskiej. Jeżeli uzgodnienia nie będą możliwe w drodze rozmów międzyrządowych, możemy zwrócić się do ICAO, ale jedynie w zakresie prawidłowości zastosowania przez komisję rosyjską procedur określonych w konwencji chicagowskiej. - Jeżeli zwrócimy się i zapytamy Radę ICAO, czy słusznie Rosjanie interpretują aneks 13, to rada nie będzie mogła odmówić zajęcia się tą sprawą - tłumaczy prof. Żylicz.

To zależy od rządu

Pod koniec stycznia Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010 zwróciło się z prośbą o interwencję rządu polskiego u odpowiednich władz Federacji Rosyjskiej w sprawie zamieszczonej na stronach internetowych MAK ekspertyzy sądowo-lekarskiej gen. Andrzeja Błasika. "Pragniemy zwrócić uwagę, że poza aspektami etyczno-moralnymi publikacja ta stanowi naruszenie tajemnicy lekarskiej i ochrony dóbr osobistych według prawa polskiego i Unii Europejskiej. Publikowanie dokumentów medycznych bez zgody osoby, której dotyczą, lub jej spadkobierców, tak jak w przypadku gen. Błasika, jest karygodne w prawodawstwie każdego kraju. Mimo że MAK jest instytucją rosyjską, publikacja dotyczy polskiego obywatela i jego rodziny mieszkającej na terenie Rzeczypospolitej Polskiej, której praw i dóbr państwo polskie zobowiązane jest bronić" - czytamy w liście otwartym Stowarzyszenia skierowanym do Donalda Tuska. Na odpowiedź kancelaria premiera ma sześć tygodni. - Oczekuję pozytywnej odpowiedzi rządu i spodziewam się też jego działań zakończonych pozytywnym efektem. Podanie do publicznej wiadomości protokołu sekcji medycznej jest tak karygodnym i tak bezdyskusyjnym złamaniem obowiązującego prawa, że chyba inaczej trudno do tego podejść - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Zuzanna Kurtyka, wdowa po Januszu Kurtyce, prezesie Instytutu Pamięci Narodowej. Według Bartosza Kownackiego, pełnomocnika Ewy Błasik oraz pięciu innych rodzin ofiar, informacje, "których często nie mają sił ani odwagi czytać rodziny zmarłych", nie powinny być znane nikomu poza wąską grupą specjalistów zajmujących się badaniem sprawy. - Nie było i nie ma podstaw faktycznych ani prawnych, aby ujawnić te dokumenty. Państwo polskie powinno robić wszystko, by chronić rodziny ofiar przed ich upublicznieniem - uważa adwokat. Jak zauważa, publikacja tych dokumentów to naruszenie kodeksu karnego, a konkretnie artykułu 231 traktującego o naruszeniu uprawnień przez funkcjonariusza publicznego interesu publicznego lub prywatnego. Co może w tej konkretnej sytuacji zrobić rodzina gen. Błasika? Jak tłumaczy prof. Żylicz, pełnomocnicy rodzin mogą występować do polskiego rządu ze swoimi uwagami, wskazując na konkretne naruszenie przez Rosjan załącznika 13 konwencji z 1944 roku. Nie mogą jednak w tej sprawie wystąpić bezpośrednio do ICAO. Takiej procedury odwołań ze strony rodzin ofiar nie przewiduje załącznik 13 konwencji z Chicago.

Nie uznajemy raportu

Zdaniem dr. hab. Karola Karskiego, posła PiS, specjalisty z zakresu prawa międzynarodowego, ICAO nie będzie się angażowała w działania MAK związane z katastrofą smoleńską, gdyż jest to poza jej kompetencjami. - ICAO to organizacja międzynarodowa lotnictwa cywilnego, która już stwierdziła, że katastrofa z 10 kwietnia była katastrofą państwowego statku powietrznego. Poza tym trzeba też pamiętać o tym, że stałym członkiem ICAO jest Rosja, a ona już zadba o to, by takie stanowisko tej instytucji zostało utrzymane - zauważa Karski. Jak jednak zaznacza prof. Żylicz, ICAO rzeczywiście "z zasady" nie zajmuje się sprawami samolotów państwowych. Ale niezależnie od tego, na mocy konwencji, której stroną jest i Polska, i Rosja, Rada ICAO jest zobowiązana rozpatrzyć każdą sprawę dotyczącą interpretacji konwencji i jej aneksów. Kontrolę przeprowadza grupa ekspertów z USOAP (ang. Universal Safety Oversight Audit Program), organu ICAO. Gremium to bada wszystkie aspekty dotyczące bezpieczeństwa żeglugi powietrznej, a więc: kwestie legislacji, organizacji kontroli ruchu i urządzenia lotnisk, a także organizację badania wypadków. Profesor Żylicz twierdzi, że końcowym efektem takiej kontroli jest zawsze postawienie konkretnych wniosków. Mogą one zawierać aprobatę lub też wskazania co do zastosowania korekty działań danej instytucji. Prawo to dotyczy Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, który jest instytucją uznawaną przez ICAO. Eksperci podkreślają, że jeśli chodzi o możliwość zastosowania procedur odwoławczych, to nie można byłoby ich stosować w zakresie rezultatów badania katastrofy smoleńskiej, a jedynie w zakresie prawidłowości zastosowania procedur określonych w konwencji chicagowskiej. Do ICAO można by się więc odwołać tylko w tej kwestii, czy MAK nie naruszył konkretnych przepisów załącznika 13 zastosowanych do procedowania tego wypadku. ICAO nie może jednak podważyć treści samego raportu, tylko stwierdzić, że MAK naruszył kolejne procedury tego załącznika. Nie mogłaby więc weryfikować tego dokumentu merytorycznie ani wydać raportu zastępczego. ICAO nie może też nałożyć na rosyjską komisję żadnej kary grzywny czy też zakazać jej działania. Jak zaznacza prof. Żylicz, ICAO ze względu na uwagi strony polskiej może jednak zrewidować swoją ocenę MAK, posługując się własnymi wewnętrznymi przepisami, ustalanymi przez USOAP. W ocenie eksperta, gdyby ICAO orzekła, że nastąpiło złamanie konkretnych zapisów konwencji, MAK mógłby utracić opinię instytucji bezstronnej, co miałoby ujemny wpływ na reputację i przyszłe działanie komisji rosyjskiej. To oczywiście pociągnęłoby za sobą skutki finansowe. ICAO może też dokonać oceny kwalifikacji MAK jako instytucji powoływanej do badania wypadków lotniczych. Według prof. Żylicza, ICAO nie musi uzależniać swojego stanowiska od tego, czy MAK raport przysłał, czy też nie. - Raport został upubliczniony, wnioski ogłoszone przez Anodinę doszły do światowych mediów. To nam daje podstawę do reagowania na jego tezy - tłumaczy ekspert. - Jeżeli MAK chce zastosować się do aneksu 13, to powinien przekazać raport do ICAO - tłumaczy Żylicz. Jeśli to jednak nie nastąpi, ICAO nie ma możliwości wprowadzenia żadnych sankcji wobec MAK, może to jedynie odnotować. - My nie uznajemy tego raportu. Możemy zareagować na to, co Rosjanie już zrobili, że naruszyli aneks 13, który mieli zastosować zgodnie z porozumieniem z Polską. Raport przygotowali nierzetelnie, stronniczo i podali to do publicznej wiadomości. To daje podstawy do naszej reakcji, jeśli to nie pomoże, nasz rząd może zwrócić się do ICAO. Nie obligują go tu żadne ramy czasowe - ocenia Żylicz. Jaka będzie decyzja rządu Donalda Tuska w tej sprawie? Z pytaniem zwróciliśmy się do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - czekamy na odpowiedź.

Źródło Nasz Dziennik
Anna Ambroziak

Biało-Czerwone Iskry atrakcją Mazury AirShow 2011

Biało-Czerwone Iskry atrakcją Mazury AirShow 2011

2011-03-14
Dowództwo Sił Powietrznych oficjalnie potwierdziło udział zespołu akrobacyjnego „Biało Czerwone-Iskry” w imprezie Mazury AirShow 2011, która odbędzie się w dniach 6-7 sierpnia w Giżycku nad jeziorem Niegocin.
Biało-Czerwone Iskry wystąpią na Mazurach w pełnym składzie 7 samolotów TS-11 Iskra. Samolot TS-11 „Iskra”, na którym piloci zespołu wykonują ewolucje powietrzne jest zmodernizowaną wersją szkolno-bojowej Iskry przeznaczonym do szkolenia podstawowego pilotażu, w lotach bez widoczności ziemi, w akrobacji i w lotach wysokościowych, a także w strzelaniu, bombardowaniu i nawigacji oraz rozpoznawania i fotografowania z powietrza. Wszystkie samoloty pomalowane są w barwy narodowe.

undefined





























Wśród atrakcji Mazury AirShow znajduje się również czeska grupa akrobacyjna The Flying Bulls na samolotach typu Zlin 50LX. Wykonującej podniebne ewolucje grupie akrobacyjnej przewodniczy kobieta –  Radka Machova.
Pokazy komentował będzie Tadeusz Sznuk, znany wszystkim jako prowadzący teleturniej „Jeden z Dziesięciu” oraz Jakub Kulecki.
Mazury AirShow 2011 to druga edycja jednej z największych imprez lotniczych w Polsce, znanej wcześniej pod nazwą Festyn Lotniczy Mazury. Impreza odbywa się corocznie od 1999 roku gromadząc liczną publiczność rozmiłowaną w podniebnych ewolucjach. Pierwsze dziesięć imprez odbyło się na lotnisku Wilamowo koło Kętrzyna. Podczas jedenastej edycji Stanisław Tołwiński – Prezes Aeroklubu Krainy Jezior zapragnął zainteresować lotnictwem szerszą publiczność i podjął decyzję o przeniesieniu pokazów nad Jezioro Niegocin w okolice plaży miejskiej w Giżycku.
Na mazurskiej imprezie podziwiać można zespoły pokazowe i indywidualnych akrobatów, jak również zabytkowe konstrukcje, nawet z początków XX wieku.
Pokazy odbywają się w niecodziennej malowniczej mazurskiej scenerii, gdzie brzegi jeziora stanowią naturalny amfiteatr dla publiczności zapewniając świetną widoczność. Tafla jeziora Niegocin jest doskonałym lądowiskiem dla wodnosamolotów – latających łodzi i samolotów-amfibii.
Mazury AirShow to jedyne tej wielkości pokazy lotnicze, które można oglądać całkowicie za darmo.
undefined
























undefined
















Autorem zdjęć są Siły Powietrzne, Źródło: www.sp.mil.pl
www.lotniskoketrzyn.pl
Źródło: Aeroklub Krainy Jezior
PR

Wrocławskie lotnisko szeroko otwarte dla biznesu

Wrocławskie lotnisko szeroko otwarte dla biznesu

Dobra informacja dla biznesu - wrocławskie lotnisko zdobyło kolejne, tym razem poranne połączenie do Frankfurtu nad Menem. Dzięki niemu inwestorzy będą mogli szybko i sprawnie podróżować z Wrocławia m.in. do Ameryki Północnej i Południowej oraz na Daleki Wschód. To wpływa na wzrost atrakcyjności inwestycyjnej miasta i Dolnego Śląska.


Od 4 maja będzie można codziennie rano dostać się z Wrocławia do Frankfurtu, wylatując ze Strachowic już o 8.00. Dzięki temu połączeniu podróżni zdążą dotrzeć do Frankfurtu w okresie porannego szczytu komunikacyjnego, podczas którego jeden z największych hubów europejskich oferuje loty niemal w każdy rejon świata. – Poranne połączenie było oczekiwane przez środowisko biznesowe, w tym menadżerów międzynarodowych koncernów, inwestujących we Wrocławiu oraz na Dolnym Śląsku – mówi Dariusz Kuś, prezes Portu Lotniczego Wrocław. Teraz międzykontynentalne loty do Stanów Zjednoczonych, krajów Ameryki Południowej czy Japonii będą zaczynały się na Strachowicach. - Poranny rejs do Frankfurtu to dla biznesu wzrost atrakcyjności inwestycyjnej Wrocławia i Dolnego Śląska – komentuje Tomasz Gondek, wiceprezes Agencji Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej. – Inwestorzy zyskują szybkie i sprawne połączenia lotnicze z Wrocławia do dziesiątek portów azjatyckich i amerykańskich – dodaje.


Poranne rejsy do Frankfurtu wprowadzają Polskie Linie Lotnicze LOT. Samolot z Wrocławia będzie mógł wylądować w szczycie komunikacyjnym w jednym z najważniejszych portów przesiadkowych, ponieważ otrzymał tzw. slot, czyli okienko czasowe lądowania, zaakceptowane przez służby kontroli lotów. – Na tak dużych lotniskach jak to we Frankfurcie slot w dobrym czasie, umożliwiający dogodne przesiadki, to skarb – komentuje prezes Dariusz Kuś. – Udało się nam go zdobyć, ponieważ tradycyjne linie lotnicze zauważyły potencjał lotów biznesowych z Wrocławia – dodaje.


W lutym decyzję o uruchomieniu połączenia z Wrocławia do Kopenhagi ogłosiła wiodąca w Europie Północnej skandynawska linia lotnicza SAS. Pierwszy rejs zaplanowano na 2 maja. Dla wylatujących z Wrocławia oznacza to nie tylko dogodną komunikację z Danią i Skandynawią, ale właśnie możliwość szybkich przesiadek na rejsy w najodleglejsze zakątki świata. Kastrup - główny port linii lotniczej SAS to także ważny port przesiadkowy w Europie.


Po rozbudowie siatki połączeń o nowe rejsy tradycyjnych przewoźników z Wrocławia będzie można dotrzeć rano do kilku atrakcyjnych portów przesiadkowych. Pomiędzy poszczególnymi lotami są przerwy rzędu 1-1,5 godz. W porannym szczycie podróżni dotrą z wrocławskiego lotniska kolejno do Warszawy, Monachium, Frankfurtu, Kopenhagi i Düsseldorfu.


Port Lotniczy im. Mikołaja Kopernika we Wrocławiu położony jest w południowo-zachodniej części Wrocławia, w odległości ok. 10 km od centrum miasta, w pobliżu budowanej Autostradowej Obwodnicy Wrocławia, którą będzie można się dostać na lotnisko między innymi z autostrady A4. Dynamiczny rozwój ruchu lotniczego port notuje od 2003 roku. W ciągu 5 lat liczba pasażerów wzrosła pięciokrotnie. Na jego terenie funkcjonuje baza operacyjna tanich linii lotniczych Wizz Air. Oferuje regularne połączenia lotnicze, m.in. z Paryżem, Mediolanem, Brukselą i Oslo. W roku 2011 Port Lotniczy Wrocław powiększy się o nowy terminal. Przepustowość wyniesie wtedy ponad 3,5 mln pasażerów rocznie, docelowo będzie można obsłużyć 7 mln osób.

Źródło: Rynek Turystyczny

14 marca 2011

PAN JASIU I LOTNICTWO GALERIA ZDJĘĆ ''BEZ KOMENTARZA'' CZĘŚĆ II




PAN JASIU I LOTNICTWO
Galeria Zdjęć
"bez komentarza"
CZĘŚĆ II 
.....................................................................................................................................................................

JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ,  ZAPYTANIE, ... KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka w dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu
.............................................................................................................................................................................................................................






13 marca 2011

PAN JASIU I LOTNICTWO GALERIA ZDJĘĆ ''BEZ KOMENTARZA'' CZĘŚĆ I




PAN JASIU I LOTNICTWO
Galeria Zdjęć
"bez komentarza"
CZĘŚĆ I
....................................................................................................................................................................

JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ, ZAPYTANIE, ..  KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka w dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu
................................................................................................................................................................................................................





10 marca 2011

PAN JASIU I JEGO FIRMA GALERIA ZDJĘĆ ''BEZ KOMENTARZA'' CZĘŚĆ VI




PAN JASIU I JEGO FIRMA
Galeria Zdjęć
"bez komentarza"
CZĘŚĆ VI
......................................................................................................................................................................
JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ - PYTANIE,  KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka w dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu
..............................................................................................................................................................................................................................





9 marca 2011

PAN JASIU I JEGO FIRMA GALERIA ZDJĘĆ ''BEZ KOMENTARZA'' CZĘŚĆ V




PAN JASIU I JEGO FIRMA
Galeria Zdjęć
"bez komentarza"
CZĘŚĆ V
.....................................................................................................................................................................

JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ,  ZAPYTANIE, ...  KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka w dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu
..............................................................................................................................................................................................................................







6 marca 2011

PAN JASIU I JEGO FIRMA GALERIA ZDJĘĆ ''BEZ KOMENTARZA'' CZĘŚĆ IV



PAN JASIU I JEGO FIRMA
Galeria Zdjęć
"bez komentarza"
CZĘŚĆ IV
...................................................................................................................................................................

JAK ZAMIEŚCIĆ KOMENTARZ,  ZAPYTANIE, ...  KROK PO KROKU:
  1. W okienku na samym dole strony Prześlij komentarz jako:
  2. Dokonaj stosownego wpisu dotyczącego tekstu na stronie
  3. Wybierz wyróżnik (strzałka w dół, otworzy się okienko) Anonimowy
  4. Kliknij na Podgląd tekstu (możesz dokonać poprawek)
  5. Kliknij Zamieść komentarz
  6. Uwaga: proszę podpisać się z imienia nazwiska, bądź tzw. ksywą
Ps. Dziękuję za dokonanie wpisu
.....................................................................................................................................................................




5 marca 2011

Roboty na tropie airbusa


Roboty na tropie airbusa

Piotr Cieśliński
2011-03-05, ostatnia aktualizacja 2011-03-04 18:19

Za dwa tygodnie rozpoczną się poszukiwania czarnych skrzynek samolotu Air France, który dwa lata temu w niewyjaśnionych okolicznościach spadł do oceanu podczas lotu z Rio de Janeiro do Paryża. Być może zdecydują o przyszłości lotnictwa

ZOBACZ TAKŻE
Nikt nie ma pojęcia, jak doszło do katastrofy, w której zginęło 228 osób. Nastąpiła ona w najbezpieczniejszej fazie lotu - na pełnej wysokości przelotowej (ok. 10 km), kiedy zdarza się tylko 9 proc. wypadków. Kontakt z samolotem urwał się nad środkowym Atlantykiem po przejściu przez strefę silnych burz. Trzy inne samoloty znalazły się w rejonie tych samych burz godzinę później i z powodu silnych turbulencji zmieniły kurs. Jednak turbulencje nie mogły być zaskoczeniem dla pilotów, bo stale występują w tym miejscu.

Piloci nie informowali o awariach, nie nadali sygnału SOS. Chwilę wcześniej została tylko nadana czterominutowa seria komunikatów świadczących m.in. o zbyt małej prędkości maszyny.
Dwa dni później w Atlantyku wypatrzono pierwsze szczątki airbusa - fotel, kamizelkę ratunkową, kawałki metalu i plamy oleju. Wkrótce potem udało się odnaleźć ciała 50 ofiar i kolejne drobne fragmenty maszyny. Największym z nich była poważnie uszkodzona część statecznika pionowego. Łącznie odzyskano szczątki stanowiące 3 proc. całkowitej wagi samolotu.

Katastrofa została uznana za jedną z najbardziej tajemniczych w dziejach lotnictwa. Według francuskiego biura bezpieczeństwa lotów pasażerskich BEA w airbusie mogły zamarznąć czujniki prędkościomierzy, co spowodowało niewłaściwą ocenę prędkości przez załogę i systemy automatyczne. Media francuskie oskarżały linie Air France, że zmuszały załogi w rejsach dalekodystansowych do latania z najniższą możliwą prędkością dla oszczędzenia paliwa. Nawet w wyniku małej pomyłki w prędkości mogło dojść do przekroczenia krytycznych kątów natarcia, utraty siły nośnej i w konsekwencji gwałtownego i niekontrolowanego upadku maszyny. Rzecznik Airbusa - Justin Dubon - powiedział, że to z pewnością nie mogło być jedyną przyczyną. Nie można wykluczyć zamachu.

Kluczem do rozwikłania tajemnicy są dwie czarne skrzynki wielkości pudełek do butów, które jednak zaprzestały już emitowania sygnału radiowego. Trzeba je wypatrzyć, a jest to niezwykle trudne, bo dno Atlantyku jest w tym miejscu bardzo pofałdowane. Dotychczasowe poszukiwania nie przyniosły rezultatu.

Niemniej jednak za dwa tygodnie zostanie podjęta rozstrzygająca próba. Roboty podmorskie będą poszukiwać dwóch rejestratorów lotu na obszarze 10 tys. km kw. To obszar podmorskich gór i wyniesień oraz grzbietów oceanicznych środkowego Atlantyku. Wulkany i ich kominy zaczynają się już 600 m pod powierzchnią morza, a doliny oceaniczne sięgają głębokości 4 tys. m.

Operacją dowodzi zespół specjalistów badań podmorskich z Woods Hole Oceanographic Institution (WHOI) w Massachusetts w USA. Według ekspertów katastrof lotniczych samolot musiał dosłownie rozsypać się przy uderzeniu o powierzchnię oceanu. Celem ekipy jest więc odnalezienie dziobowej części kadłuba, gdzie znajdowały się czarne skrzynki.

Po raz pierwszy zostaną użyte aż trzy podwodne pojazdy Remus 6000.

Remus 6000 to mały autonomiczny pojazd podwodny o kształcie torpedy. Ma średnicę 71 cm, długość 3,84 metra i waży 862 kg. Może zanurzać się do głębokości 6000 metrów. Jego baterie litowo-jonowe zapewniają mu 22 godziny autonomicznego pływania z prędkością maksymalną 4,5 węzła. Do przekazywania danych lub ewentualnego kierowania pojazdem używane są urządzenia sieci bezprzewodowej. Pojazd posiada też system komputerowy i transponder GPS. Zabiera sprzęt do poszukiwań podmorskich - kamery, sonar i zestaw czujników optoelektronicznych - o wadze do 27 kg.

Na wynik poszukiwań z zapartym tchem oczekuje przemysł lotniczy. Coraz głośniej zaczyna się bowiem mówić o jeszcze jednej możliwej przyczynie katastrofy: wadzie materiałowej i konstrukcyjnej. I to poważnej wadzie, którą mają być obciążone niemal wszystkie nowoczesne maszyny lotnicze. Od dwóch dekad w samolotach coraz więcej części metalowych jest zastępowanych przez tworzywa sztuczne zbrojone włóknami węglowymi. W tym roku regularne loty ma zacząć pierwszy samolot - Boeing 787 Dreamliner - w którym niemal cały kadłub będzie wykonany z plastiku. To znacznie zmniejsza ciężar i zużycie paliwa.

Ale czy rzeczywiście współczesne konstrukcje z materiałów kompozytowych, które zastępują tradycyjne aluminium i tytan, są równie wytrzymałe i bezpieczne? To pytanie warte miliardy.
Źródło: Gazeta Wyborcza

Tragedia i wzlot Hermaszewskich

Tragedia i wzlot Hermaszewskich

dodano: 5 marca 2011, 7:15 Autor: Stanisław S. Nicieja
Mirosław Hermaszewski z synem Mirkiem. Mirosław Hermaszewski z synem Mirkiem.
Wołyń – ziemia pogranicza – przez wieki narażony był na różne inwazje, które pustoszyły miasta, wsie i osady. Nic tam nie było pewnego. Wszystkiego trzeba było bronić. Ta żyzna ziemia o malowniczych krajobrazach doświadczała przez wieki wielu nieszczęść i wojennych okrucieństw.
Ale to, co zdarzyło się w latach 1943-1944, przekroczyło wszelkie wyobrażenie okrucieństwa. Osiągnęło rozmiar apokalipsy, totalnej zagłady.
Czerwone maki Wołynia
Wołyń dosłownie spłynął krwią. Zginęły dziesiątki tysięcy niewinnych ludzi: od niemowląt w kołyskach, po zniedołężniałych starców, nawet tych nieprzytomnych, leżących już na marach, których dobijano w łóżku. Mariusz Olbromski, poeta rodem z Lubaczowa, w jednym z przejmujących wierszy napisał:
Na Monte Cassino tyle maków
Lecz na Wołyniu maków więcej (...)
Wracają co roku jak polskie Tajemnice Bolesne
A jest ich – gdy spojrzeć z dali –
Wielka całunu falująca przestrzeń.

Tak, te maki wołyńskie, podobnie jak na Monte Cassino "zrosły z polskiej krwi”. Tylko w nieporównywalnie większej ilości. Są tam symbolem polskiego holocaustu. Rozmiar zbrodni dokonanych przez banderowców na Wołyniu jest tak niewyobrażalny, że współcześnie czytając wspomnienia świadków tamtych wydarzeń, rodzą się wątpliwości – czy naprawdę był to czas aż tak upiorny? Czy rzeczywiście tak monstrualnymi mordercami mogli być sąsiedzi? Koledzy z tej samej szkoły? Mnogość relacji, idących w tysiące, zdaje się potwierdzać to w pełni. Oto tragedia Hermaszewskich. Historia tej rodziny obrazuje, czym były w swej istocie czystki etniczne na Wołyniu, których dopuścili się ludzie zatruci straszliwą ideologią Dmytro Doncewa i Stepana Bandery.

Saga rodzinna
Hermaszewscy to wyjątkowo liczna rodzina, mająca swe korzenie gdzieś na Mazowszu. Protoplastą wołyńskiej linii tego rodu był Wincenty Hermaszewski (1808-1880), który za udział w powstaniu listopadowym został wywieziony na Sybir i po powrocie osiadł w Małyńsku, a później Zurnem w połowie drogi między Równem i Sarnami, na wschodnim Wołyniu. Tam ożenił się z Wilhelminą Lisiecką – artystką tkającą kilimy, z którą miał dziewięcioro dzieci. To liczne rodzeństwo, zawierając związki małżeńskie, znalazło swe siedziby w wołyńskich wsiach i miasteczkach, wokół Kostopola, Berezna i Małyńska.

Jeden z synów Wincentego, Sylwester Hermaszewski (1853-1943), urodzony w Zurnem, zaprzyjaźnił się z właścicielem Małyńska, hrabią Emanuelem Małyńskim, fantastą, birbantem, i zwiedził z nim kawał świata. Był niemal stałym gościem w pięknym pałacu Małyńskich, którzy należeli do elity wołyńskiej. Świadczy o tym choćby fakt, że Emanuel Małyński miał samochody najnowszych marek, co było wówczas rzadkością na Wołyniu, i własny samolot marki Farman. Latał nim ze specjalnie wynajętym francuskim instruktorem pilotażu nisko nad polami, budząc podziw i popłoch sąsiadów.

W wieku 26 lat Sylwester Hermaszewski ożenił się z 16-letnią Marią Hutnicką, z którą miał szesnaścioro dzieci, ale tylko jedenaścioro osiągnęło dojrzałość. Inni Hermaszewscy na Wołyniu byli nie mniej płodni.
Skoncentruję się jednak tylko na niektórych potomkach Sylwestra. Był on ojcem 7 synów, z których wybitną indywidualnością był Antoni Hermaszewski (1898-1980). Gdy Wołyń włączono w granice II Rzeczypospolitej, stanął na czele Związku Młodzieży Wiejskiej i okazał się zadziwiająco rzutkim organizatorem różnych form edukacji młodzieży wołyńskiej. Tworzył teatrzyki wiejskie, zespoły śpiewacze, orkiestry ludowe, organizował zawody sportowe, propagował używanie radia, upowszechniał twórczość Żeromskiego i Rodziewiczówny. Słowem – był niezwykle twórczym animatorem kultury i edukacji. Błyskotliwy, przystojny, bardzo kontaktowy - był znany i lubiany na całym Wołyniu, zwłaszcza gdy osiedlił się w Równem i zaczął tam redagować ważne dla kultury polskiej pisma "Przegląd Wołyński” (1924-1932) i tygodnik "Wołyń” (1933-1939).

Był też założycielem i redaktorem naczelnym dwujęzycznego pisma "Młoda Wieś – Mołode Seło” (1929-1936). Krzewił tam idee jagiellońskie - Rzeczypospolitej szanującej odmienność wszystkich mieszkańców Wołynia jako równoprawnych obywateli Polski. Gazeta była ośrodkiem wymiany poglądów i doświadczeń młodzieży polskiej i ukraińskiej. Jej ideałem było budowanie pomostów między Polakami i Ukraińcami. Hermaszewski współdziałał blisko z wojewodą wołyńskim Henrykiem Józewskim, który wkładał również wiele energii, aby gasić i niwelować żarzący się konflikt polsko-ukraiński. Było więc wielkim paradoksem, że gdy weszli do Równego Sowieci, jego również aresztowali i osadzili w Łubiance, skąd wyszedł wycieńczony i opuścił Rosję razem z armią Andersa, przemierzając z nią szlak przez Iran, Irak, Egipt, Włochy, docierając w końcu do Anglii.

Po wojnie nie wrócił do Polski. W Londynie stał się jednym z wybitnych działaczy Polskiego Stronnictwa Ludowego, współtwórcą i redaktorem "Biesiady Krzemienieckiej”, gdzie krzewił idee Rzeczypospolitej mnogoludnej. Na łamach londyńskiego "Tygodnia Polskiego” śledził wydarzenia na Ukrainie, recenzował ważne książki, szukał możliwości zbliżenia polsko-ukraińskiego, uważając, że nie ma innej drogi do spokoju w tej części Europy. Zmarł w Londynie 16 marca 1980 r., tęskniąc do swego Wołynia.
Mimo wszystko Antoni Hermaszewski miał szczęście, że wojnę przeżył, bo jego rodzeństwo zostało dosłownie zdziesiątkowane. Jego ojca Sylwestra zabili Ukraińcy w Lipnikach. Siostra, Julia Hermaszewska-Płocka, zginęła razem z mężem z rąk banderowców w 1943 r. w Pustomytach na Wołyniu. Jego brat, Teofil, działacz polskiej "Macierzy Szkolnej” i były burmistrz Mokwina, oficer Armii Krajowej, został rozstrzelany przez Niemców w 1942 r. w kostopolskim lesie. Brat Tadeusz – bosman na okrętach ORP "Burza” i "Błyskawica”, przedostał się do Kanady i dzięki temu przeżył wojnę. Kolejny brat, Zygmunt, były konsul Polski w Tuluzie, później członek AK, kurier tatrzański, złapany przez Niemców trafił do kacetów w Oświęcimiu, a później w Mauthausen. Jego stryjeczny brat, Jan Hermaszewski, działacz samorządowy w Kostopolu, zginął już w pierwszych dnia wejścia Armii Czerwonej na Wołyń. Siostra, Władysława Hermaszewska-Spławska, straciła swego męża w Katyniu, a sama, deportowana do Kazachstanu, po wydostaniu się stamtąd dzięki Andersowi, była po wojnie naczelniczką harcerek w Londynie. Jego młodszy brat, Roman Hermaszewski, został zastrzelony w 1943 r. przez nacjonalistę ukraińskiego.

Tę patriotyczną wołyńską rodzinę właściwie zmasakrowano, ale to, co zdarzyło się w ich rodzinnej wsi Lipniki, jest obrazem apokaliptycznej gehenny.

Unicestwienie Lipnik
Lipniki były w całości polską wsią pod Kostopolem. Hermaszewscy mieli tam 25-hektarowe gospodarstwo i nowy dom z dużymi zabudowaniami, którym zarządzał Roman Hermaszewski (1899-1943), żonaty z Kamilą Bielawską, z którą miał siedmioro dzieci. Hermaszewscy prowadzili spokojne, dostatnie życie. Razem z nimi mieszkał senior rodu, Sylwester Hermaszewski, zamiłowany pszczelarz. Z opisów wiemy, iż okolica Lipnik była bardzo urokliwa. Rosło tam zadziwiająco dużo azalii, o których wołyńska poetka rodem ze Zbaraża, Maria z Zachariasiewiczów Szulcowa (1901-1906) pisała:
Ich zapachem świat pęcznieje, a łąki i bezdroża złotem osypuje

Hermaszewscy mieli, jako nieliczni w okolicy, mechaniczny sprzęt rolniczy. Wojna toczyła się gdzieś z dala i do roku 1943 nie była specjalnie odczuwalna. Tragedia nastąpiła w nocy z 25 na 26 marca. Wtedy to na Lipniki napadł oddział UPA, wspomagany przez chłopów z sąsiednich ukraińskich wsi. Gen. Mirosław Hermaszewski, pierwszy polski kosmonauta, który cudem przeżył tę noc, w swojej książce "Ciężar nieważkości” wspomina: "uzbrojeni w drągi, siekiery, widły, kosy, łańcuchy, broń palną i we wszystko, czym można było nie tylko zabić, ale i zadać jak najwięcej cierpień, okrążyli spokojnie śpiącą wieś. Podpalili zabudowania i rozpoczęli rzeź. Mordowano okrutnie, bez względu na wiek i płeć, grabiono dobytek”. Jego starszy brat, również generał lotnictwa, Władysław Hermaszewski (1928-2002), który miał wówczas 15 lat, zapamiętał ten dzień i opisał w książce "Echa Wołynia”. Oto skrócony zapis tej relacji.
Noc apokalipsy

Przed północą 25 marca 1943 r. nad Lipnikami rozbłysła rakieta. Był to sygnał do ataku. Po chwili z wszystkich stron odezwały się karabiny maszynowe. Na Lipniki spadła lawina ognia, a niebo rozbłysło smugami pocisków zapalających. Hermaszewscy zerwali się ze snu. Od razu gotowi do ucieczki, bo od kilku dni, przeczuwając atak, spali w ubraniach. Każde dziecko złapało tylko swój przygotowany tobołek. Matka, Kamila Hermaszewska, chwyciła zawiniętego w kocyk półtorarocznego Mirka. Wszyscy rozprysnęli się i poczęli biec w różnych kierunkach. Zapanowała nieopisana panika. Dookoła płonęły domostwa, szczególnie te kryte strzechą. Mężczyźni próbowali ratować dobytek, głównie krowy i konie, ale przerażone zwierzęta, szukając ratunku, gnane ślepym instynktem, wpadały ponownie do płonących stajen i obór. Pożar ogarnął całą wieś. Oślepieni ogniem i dymem, przerażeni bezbronni ludzie miotali się, uciekając to w jedną, to drugą stronę w gradzie świszczących kul. Było to piekło na ziemi. I wtedy zaczął się szturm banderowskich rezunów. Z okrzykami "smert Lacham” (śmierć Polakom), "rezat Lachiw” (rżnąć Polaków) ruszyła uzbrojona tyraliera "bojców UPA”, a za nimi z siekierami, widłami i nożami chłopstwo ukraińskie pędzone opętańczą nienawiścią, żądzą zabijania i rabowania. W niektórych miejscach dochodziło do walki wręcz. Nie sposób tu opisywać drastycznych scen, jakie rozgrywały się w blaskach płonących domów. Kronikarz tych wydarzeń, Aleksander Korman, opisał je z precyzją dokumentalisty i zilustrował zdjęciami, które porażają i mogą śnić się po nocach. Prawie każdy mieszkaniec Lipnik przeżywał swoją własną tragedię i albo zdołał uciec, albo poległ pod ciosami siepaczy.
Z tych licznych relacji wybrałem opis ucieczki Kamili Hermaszewskiej z owiniętym w kocyk półtorarocznym Mirkiem. Widząc płonącą wieś i mając nad głową jazgot świszczących kul, zaczęła biec z dzieckiem na ręku w kierunku lasu. Była już na skraju wsi, gdy nagle zagrodził jej drogę uzbrojony banderowiec i z pistoletu strzelił jej prosto w głowę. Ale kula ześlizgnęła się po czaszce. Oszołomiona kobieta, zalana krwią, upadła i straciła przytomność. Swoje zawiniątko zdążyła jeszcze instynktownie odrzucić od siebie. Morderca sądził, że kobieta nie żyje i oddalił się. Po kilku godzinach, w wyniku zimna, Hermaszewska odzyskała przytomność i w szoku poczęła biec przed siebie na przełaj aż do sąsiedniej wsi Białka, 6 kilometrów od Lipnik. Tam, przyjęta przez znajomych, kiedy się ogrzała i odzyskała w pełni świadomość, przypomniała sobie, że uciekała przecież z dzieckiem. Zaczęła w rozpaczy krzyczeć, gdzie jest moje dziecko? Gdzie jest Mirek? Chciała wrócić, ale sąsiedzi nie pozwolili jej, bo nad Lipnikami widać było krwawą łunę. Byli tam jeszcze mordercy. Powstrzymano ją, mówiąc – tam już jest tylko śmierć.
Tymczasem jej mąż Roman Hermaszewski z grupą członków samoobrony przerwał pierścień okrążenia i przedarł się do swojej wsi. Gdy przybył tam, jego dom już się dopalał.

Banderowców już we wsi nie było. Penetrując okolicę, dostrzegł pod lasem kocyk, a w nim zawiniętego syna. Gdy podniósł zawiniątko, chłopiec nie ruszał się. Odruchowo zaczął nacierać jego ręce i wtedy dziecko otworzyło oczy i powiedziało: "Tato, si”, co znaczyło "Tato, pali się”. Chłopiec cudem przeżył. Wokół leżało wiele zmasakrowanych zwłok pokłutych widłami, zatłuczonych drągami, niektórzy byli wrzuceni do studzien, a niektórzy nabici na sztachety płotu. Wokół wszędzie gorejące zgliszcza. Niewyobrażalna apokalipsa. Tej nocy zamordowano 182 mieszkańców Lipnik, których kilka dni później pochowano we wspólnej mogile.

Polska wieś Lipniki i wiele jej podobnych zniknęła z mapy. W ziemi pozostała polska krew i kości zabitych. W lecie czerwienią się tam maki. Hermaszewscy stracili cały swój dobytek. Kilka miesięcy później, w sierpniu 1943 r., podczas próby zebrania z pola w Lipnikach zboża, bo był to czas straszliwego głodu, został postrzelony przez banderowca z zasadzki Roman Hermaszewski. Przywieziono go do domu z przestrzelonymi płucami na wozie pełnym snopków pszenicy. Doktor Turkiewicz był bezradny, kula naruszyła osierdzie. Nie było sposobu, aby ją wydobyć. Po kilku dniach Roman Hermaszewski zmarł. Żona Kamila została z siódemką drobnych dzieci. Nie załamała się. Żyła z myślą, aby je uratować. Znalazła schronienie na plebanii kościoła w Bereznem, u proboszcza Rossowskiego. Dziś po tym kościele nie ma śladu.

Z Wołynia do Wołowa
Gdy zaczęła się ewakuacja Polaków z Wołynia, Kamila Hermaszewska ruszyła transportem w wagonie towarowym ze swoją siódemką dzieci na zachód. Podróż trwała kilka tygodni. W Katowicach do szpitala zabrano najstarszego, 17-letniego wówczas Władysława, chorego na tyfus. Pod koniec czerwca 1945 r. dotarli do Wołowa i pierwsze dwa tygodnie koczowali w hali parowozowni do momentu, kiedy otrzymali mieszkanie w domu na peryferiach Wołowa.

Zaczęło się życie od nowa. Kamila Hermaszewska wykazała niebywały hart ducha. Sama wychowała i wykształciła swoje dzieci. Jest to przykład fenomenu odrodzenia się życia polskiego po tak okrutnym okaleczeniu fizycznym i psychicznym Polaków z Kresów. Bo ile trzeba było mieć determinacji i siły woli, aby z wielkiej biedy podnieść się i tak wysoko wykształcić dzieci. Trójka jej synów została pilotami, jeden pułkownikiem, dwóch generałami lotnictwa, w tym pierwszy polski kosmonauta.

Od szybowca po rakietę kosmiczną

Śledząc biografię Mirosława Hermaszewskiego, doznaje się wielu zadziwień. Ten cudem uratowany z rzezi wołyńskiej zabiedzony chłopiec zaczął swą przygodę z lotnictwem w Wołowie od czytania tygodnika "Skrzydlata Polska”. Później zajął się modelarstwem i pod wpływem swego imponującego mu zawsze starszego brata Władysława zaczął latać na szybowcach. Następnie trafił do Szkoły Orląt w Dęblinie. Skończył ją jako prymus i stopniowo poznawał coraz to bardziej skomplikowane arkana sztuki pilotażu, systematycznie awansując. Latał na coraz to szybszych maszynach przekraczających barierę dźwięku. Wreszcie w jesieni 1976 r. niespodziewanie znalazł się w grupie 72 pilotów samolotów naddźwiękowych i na odprawie usłyszał: "Musimy spośród was wybrać najlepszych, mających szczególne predyspozycje psychiczne, wyjątkową odporność na stres, wysoką tolerancję na niedotlenienie i przyśpieszenia”.

Zaczął się kilkutygodniowy kołowrót medyczny. Badania laboratoryjne, wirówki przeciążeniowe, komory niskich ciśnień, wirujące fotele, huśtawki, koła reńskie, niekończące się testy, rozmowy z psychologami. Kręcono nim na fotelach obrotowych do granic wytrzymałości, do omdleń i wymiotów. Poddawano wymyślnym treningom. Jego koledzy stopniowo odpadali jeden po drugim. Aż wreszcie zostało ich dwóch: Hermaszewski i płk Zenon Jankowski. Obaj udali się do Gwiezdnego Miasteczka, do końca nie wiedząc, który z nich poleci w kosmos. Los padł na Hermaszewskiego. I to on z kosmodromu Bajkonur 27 czerwca 1978 r., po prawie dwóch latach treningów, wystartował w kosmos z Rosjaninem Piotrem Klimiukiem na statku Sojuz 30. Lot trwał 8 dni. Okrążyli 126 razy kulę ziemską na wysokości 363 km, z prędkością 28 tys. km/godz. Oto droga z Lipnik na Wołyniu, przez Wołów na Dolnym Śląsku, do kosmosu.

Na sesji poświęconej Kresom w Wołowie, 25 stycznia 2011 r., miałem okazję poznać gen. Mirosława Hermaszewskiego i przyglądać się, jak owacyjnie był witany w swoim rodzinnym śląskim mieście, z jaką czułością i sentymentem mówił o swych wołowskich sąsiadach, nauczycielach, kolegach i jak charyzmatycznym jest mówcą. W swym znakomicie napisanym tomie wspomnień pt. "Ciężar nieważkości. Opowieść kosmonauty” (Kraków 2009) znajduje się zapis tej niezwykłej drogi, jaką odbył z Wołynia na Śląsk, i przypomnienie ludzi, którzy razem z nim tę drogę przebyli.

Źródło: Nowa Trybuna Opolska