23 lutego 2011

Wschodnia część Libii poza kontrolą Kadafiego

Wschodnia część Libii poza kontrolą Kadafiego


Dziesiątki tysięcy obcokrajowców opuściło Libię w ostatnich dniach, kiedy to starcia między opozycjonistami a siłami porządkowymi Muamara Kadafiego uległy zaostrzeniu, doprowadzając do śmierci co najmniej kilkuset osób. Cały czas trwa także ewakuacja pracowników zagranicznych firm naftowych. Także Polacy, którzy chcą opuścić ten kraj, mają otrzymać pomoc naszego MSZ. Sąsiedzi Libii, z Egiptem na czele, wzmacniają granice, jednocześnie przygotowując szpitale polowe na przyjęcie rannych i uchodźców.

Z Libii do Europy miało odlecieć wczoraj 20 naszych rodaków. Polski konsul cały czas zbiera informacje o dostępnych miejscach na pokładach rejsowych samolotów oraz stara się ułatwiać formalności związane z zamówieniem biletów osobom, które decydują się opuścić Libię. Jak informują korespondenci, w stolicy kraju - Trypolisie, panuje obecnie względny spokój, lecz atmosfera jest nadal napięta, po walkach, do jakich doszło w miniony weekend. W tym samym czasie liczne stacje zagraniczne podawały informacje, jakoby dyktator kraju opuścił stolicę w obawie przed demonstrantami i schronił się w Wenezueli. Muammar Kadafi szybko zdementował te doniesienia, stwierdzając, że wciąż przebywa w Trypolisie, zaś dziennikarzy, którzy rozpowszechniają takie informacje o jego osobie, nazwał "psami". Jednocześnie dodał, że nie zamierza zrzekać się władzy i wezwał do ścigania wszystkich, którzy sprzeciwiają się jego rządom. Na ulicach stolicy wciąż stacjonują ciężkie oddziały policji, podczas gdy drugie największe miasto kraju - Bengazi, jest według relacji świadków pod kontrolą opozycji. Tam też nie ma śladów obecności funkcjonariuszy bezpieczeństwa. Podobna sytuacja panuje we wschodniej części kraju. Żołnierze w Tobruku poinformowali, że nie popierają już Muammara Kadafiego i że wschodnia część Libii jest poza jego kontrolą. Także mieszkańcy miasta mówią, że jest ono w rękach ludu, i to od trzech dni. Dowódcy wojskowi z tego miasta są już kolejnymi oficerami, którzy wypowiadają swoje posłuszeństwo dyktatorowi.
Akcję pacyfikacji demonstrantów, w której - według relacji świadków - wzięło udział lotnictwo, potępiła społeczność międzynarodowa. Wysoka komisarz oenzetowskiej agendy praw człowieka Navi Pillay stwierdziła, że ataki na ludność cywilną, jakich dopuszczono się w Libii, noszą znamiona zbrodni przeciwko ludzkości. W swoim apelu ONZ z całą mocą skrytykowała "bezwzględność, z którą libijskie władze wynajęły zawodowych zabójców, którzy wystrzeliwali całe serie w pokojowych manifestantów" i zaapelowała o przeprowadzenie międzynarodowego dochodzenia w sprawie tych brutalnych ataków. Także Rada Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych zamierza się spotkać w najbliższym czasie, aby przedyskutować kwestię Libii. Nadzwyczajną sesję zwoła również Liga Arabska. Swoje zaniepokojenie wyraziły też Chiny. Pekin wezwał Trypolis do przywrócenia stabilizacji. Chińskie MSZ wyraziło nadzieję, że Libia jak najszybciej "przywróci społeczną stabilność i normalność i nie będzie szczędzić wysiłków, by chronić bezpieczeństwo chińskich obywateli, organizacji i aktywów w Libii". Podczas niepokojów w Libii rannych zostało kilku Chińczyków, ucierpiały też chińskie firmy.
Doniesienia o wykorzystaniu lotnictwa przeciwko demonstrantom sprawiły, że wielu dyplomatów libijskich wypowiedziało swoje posłuszeństwo reżimowi Kadafiego i wyraziło swoje poparcie dla opozycji. Syn dyktatora Saif al-Islam twierdził, że informacje o otwarciu ognia przez lotnictwo do opozycji są fałszywe i że samoloty bombardowały jedynie fabryki z bronią, aby zapobiec dostaniu się jej w ręce protestujących. Za pośrednictwem rządowej telewizji poinformował, że nie doszło do żadnej masakry, a media, które podają te informacje, powielają "bezpodstawne kłamstwa". Przedstawiciele Trypolisu przy ONZ wezwali społeczność międzynarodową do podjęcia kroków, które uchronią Libię przed "ludobójstwem". Jak podkreślają korespondenci, z każdą godziną Kadafi traci poparcie kolejnych grup społecznych i zawodowych.
Od rozpoczęcia protestów i zamieszek w Libii mogło zginąć już nawet ok. 300-400 osób. Dane te są wyjątkowo niedokładne, gdyż wszyscy zagraniczni dziennikarze pracujący w tym kraju pozostają pod stałą kontrolą władz. Kolejnym bezpośrednim skutkiem niepokojów w Libii jest wzrost cen benzyny, który osiągnął najwyższy poziom od czasu globalnego kryzysu finansowego w 2008 roku.
Łukasz Sianożęcki
Źródło: Nasz Dziennik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz