14 lutego 2011

Dwie prawdy o Smoleńsku

Dwie prawdy o Smoleńsku

dodano: 5 lutego 2011, 19:30 Autor: IAR, Miłosz Bednarczyk
100 tysięcy osób poparło na Facebooku pomysł, żeby 3 lutego ogłosić Dniem bez Smoleńska. Mają dosyć ciągłej dyskusji o tym, że... wiadomo, że nic nie wiadomo. To chyba dobry moment, żeby sprawdzić, co tak naprawdę wiemy o katastrofie z 10 kwietnia, bez mieszania do tego polityki i emocji.
Udostępnij na Facebook

Oglądając telewizyjne serwisy informacyjne, słuchając radia, czytając Internet czy gazety można się już pogubić. Z jednej strony ciągle słyszymy o rosyjskim MAK, z drugiej o polskich i rosyjskich prokuratorach, z trzeciej o komisji ministra Jerzego Millera, z czwartej o ciągle przewijającym się nazwisku pułkownika Edmunda Klicha. Powstaje więc pytanie pierwsze:

Kto zajmuje się katastrofą?

Tak naprawdę w "sprawie smoleńskiej” są prowadzone trzy rodzaje śledztw.Pierwsze (wydaje się, że najmniej istotne) – polityczne. Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew stworzył specjalną komisję rządową do spraw zbadania przyczyn katastrofy na czele z premierem Władimirem Putinem. W Polsce utworzono polski międzyresortowy zespół do spraw koordynacji działań podejmowanych w związku z tragicznym wypadkiem lotniczym pod Smoleńskiem. Przewodniczącym został premier Donald Tusk.

Drugie dochodzenie (najbardziej medialne) – prowadzą dwie specjalne komisje. W Rosji rozpoczęła je wspólna komisja rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) i rosyjskiego Ministerstwa Obrony, przy której na podstawie konwencji chicagowskiej z 1944 roku o lotnictwie cywilnym akredytowano jako przedstawiciela Polski płk. rez. pil. Edmunda Klicha.

U nas katastrofę zaczęła badać Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP), powołana przez Ministerstwo Obrony Narodowej, badająca katastrofy samolotów wojskowych. 28 kwietnia 2010 roku poinformowano, że Edmund Klich zrezygnował z przewodniczenia komisji – nowym szefem został minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller. Właśnie o tych dwóch organach w ostatnim czasie było najgłośniej, bo oba opublikowały wstępne raporty ze swoich prac. I to dzięki nim jesteśmy bliżej prawdy, o czym nieco później.

Czekamy na zarzuty

Trzecie postępowanie prowadzą zawodowi śledczy. 10 kwietnia 2010 roku śledztwo wszczął prokurator z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Odrębne postępowanie rozpoczął Komitet Śledczy przy Prokuraturze Generalnej Federacji Rosyjskiej pod przewodnictwem pierwszego zastępcy prokuratora generalnego Rosji gen. Aleksandra Bastrykina.

W czasie rozmowy z premierem Donaldem Tuskiem prezydent Dmitrij Miedwiediew zapewnił, że śledztwo będzie prowadzone wspólnie przez prokuratorów polskich i rosyjskich. To m.in. dzięki temu dwóch polskich śledczych poleciało w tym tygodniu do Rosji, żeby przesłuchać kontrolerów z lotniska w Smoleńsku.

Oba śledztwa prokuratorskie są tak naprawdę najważniejsze, bo tylko one mogą zakończyć się postawieniem konkretnym osobom zarzutów. Oba jednak trwają, więc o efektach prac prokuratorów na razie nie wiemy nic. Wiemy za to, co ustaliły dwie komisje lotnicze: rosyjska (MAK) i polska (pod kierownictwem ministra Jerzego Millera).

Prawda po rosyjsku

Zacznijmy od Rosjan. 12 stycznia 2011 roku Międzypaństwowy Komitet Lotniczy opublikował końcową wersję swojego raportu na temat przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem.

Szefowa komitetu Tatiana Anodina poinformowała, że wg ustaleń Rosjan załoga prezydenckiego Tupolewa była niewłaściwie przygotowana do lotu, współpraca w załodze samolotu była niewystarczająca, a przełożony dowódcy samolotu wywierał presję na pilota (MAK – nie wprost – sugeruje, że presja wypływała od prezydenta Lecha Kaczyńskiego).

Tatiana Anodina orzekła też, że niedostatki w infrastrukturze lotniska w Smoleńsku i nie najlepszy stan techniczny urządzeń rejestrujących na lotnisku nie były przyczyną katastrofy. – Piloci powinni wziąć pod uwagę ostrzeżenia rosyjskie i białoruskie o bardzo złej pogodzie na lotnisku w Smoleńsku – powiedziała Anodina. – Polska załoga wielokrotnie dostawała informacje, że warunki na lotnisku nie odpowiadają minimum potrzebnemu do lądowania. W takiej sytuacji załoga powinna zrezygnować z lądowania i skierować maszynę na lotnisko zapasowe. Gdyby tak się stało, nie doszłoby do katastrofy.

Raport jest niepełny

– To jest raport niepełny i z błędami – powiedział Edmund Klich, polski akredytowany przy MAK. – Wieża za późno wydała komendę "Horyzont”. Nie było już szans odejścia.

Jego zdaniem, niesłusznie nie opisano roli kontrolerów w podejściu do lądowania samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem. Klich podkreślił, że choć większość z tego, co przedstawiono w Moskwie, jest zgodna z prawdą, to jednak zauważył błędy. Nie podoba mu się m.in., że nie opisano roli kontrolerów z wieży w Smoleńsku. Jego zdaniem, był nakaz sprowadzania samolotu i naciski na lądowanie. A kontrolerzy podawali fałszywe komendy i nie ustalono, z czego to wynikało – czy z błędnych danych w wieży czy z braku przygotowania kontrolera do sprowadzania samolotu.

Prawda po polsku

18 stycznia polska Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego przedstawiła swoją wersję zdarzeń. Szef komisji, minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller, zaprezentował nagrania rozmów na wieży lotniska w Smoleńsku z 10 kwietnia.

Według ustaleń polskiej komisji, która oceniała pracę rosyjskich kontrolerów na lotnisku Siewiernyj, w chwili lądowania Tu-154, popełnili oni szereg błędów: komenda "Horyzont” padła za późno, Tu-154M był stanowczo poniżej ścieżki lądowania, kontroler stanu lądowania nie informował załogi samolotu o fatalnych warunkach pogodowych, nie podał też informacji o lotniskach zapasowych. A w chwili, gdy kapitan tupolewa próbował mimo wszystko podchodzić do lądowania, dowódca wieży uznał, że należy mu na to pozwolić. I zostawił decyzję w rękach polskiej załogi.

Członek komisji Wiesław Jedynak zaznaczył jednak, że obecnie nie można określić, które ze zdarzeń 10 kwietnia zdecydowało o katastrofie. Jego zdaniem, działania rosyjskich kontrolerów "na pewno nie pomogły jednak polskiej załodze”.

A minister Miller podkreślił, że jego komisja ma jeden cel: przeanalizować wszystkie czynniki, które miały wpływ na przebieg zdarzeń, które zakończyły się tragicznie. – Wnioski mają nas uchronić przed powtórzeniem tych błędów, a nie szukaniu winnych – powiedział Jerzy Miller.

Dlaczego do tego doszło?

Oddajmy głos ekspertom. Po pierwsze, ich zdaniem, ustalenia polskiej komisji nie zrzucają odpowiedzialności na rosyjskich kontrolerów.
Zdaniem Tomasza Hypkiego, wydawcy "Skrzydalej Polski”, nawet nieprzekazanie Warszawie informacji o złej pogodzie w Smoleńsku nie zmienia faktu, że polscy piloci nie powinni podchodzić do lądowania w złych warunkach. Ekspert tłumaczy, że Polacy wiedzieli o fatalnych warunkach na lotnisku od załogi lecącego wcześniej do Smoleńska jaka. – Nie próbujmy zwalać winy na Rosjan, którzy udostępnili nam nie lotnisko a lądowisko. Tak to było zapisane w polskich papierach, jako teren przygodny. Polscy piloci nie mogli oczekiwać niczego lepszego, niż zastali – podkreśla Tomasz Hypki.

Tomasz Białoszewski, współautor książki "Ostatni lot”, zwraca za to uwagę na załogę wieży kontrolnej na lotnisku w Smoleńsku.

– Podobnie jak kokpit naszego tupolewa nie była ona tzw. sterylna – zauważa Tomasz Białoszewski. – Kontrolerzy nie mieli komfortu pracy. Funkcjonujący tam za ich plecami były dowódca ze Smoleńska, obecnie zastępca dowódca bazy w Twerze pułkownik Nikołaj Krasnokucki prowadząc rozmowy, uwagi na pewno nie pomagał im w pracy, a przy tak trudnym manewrze, jakim jest lądowanie, a jeszcze szczególnie w warunkach tak ekstremalnie złych, tam powinna być idealna cisza.

"Ktoś popełnił błędy”

Białoszewski zastrzega jednak, że nie można mówić, że błędy rosyjskich kontrolerów były przyczyną katastrofy. – Udowadniamy, rozwałkowując, rozczłonkowując współdziałanie samolot–wieża na elementy pierwsze, gdzie były nieprawidłowości – mówi Białoszewski. – Ale gdybym miał postawić jakąś granicę podziału to tych nieprawidłowości było więcej po polskiej stronie. Co najważniejsze: ten samolot nie miał prawa w istniejących warunkach atmosferycznych zniżyć się to takiej wysokości.

Z kolei ekspert do spraw lotnictwa z "Nowej Techniki Wojskowej” Piotr Abraszek uważa, że kontrolerzy z wierzy w Smoleńsku działali pod dużą presją przełożonych i w pewnym momencie się… pogubili.

– Na pewno informacje podawane przez kontrolerów nie pomogły załodze, która w pewnym momencie się pogubiła. Nie dopatruję się jakiś spiskowych teorii, ale ktoś po prostu popełnił błędy – konkluduje Piotr Abraszek.

Szukanie winnych

Kto? Abstrahując od części polityków, którzy już wydali wyrok w tej sprawie, na właściwą odpowiedź jeszcze musimy poczekać. Żaden z ekspertów lotniczych nie chce wskazać jednej, podstawowej przyczyny katastrofy i konkretnych winnych.

Wszyscy sugerują poczekać na efekt śledztwa prokuratorskiego. Tylko prokuratorzy mają dostęp do wszystkich dokumentów dotyczących katastrofy, tylko oni mogą przesłuchać świadków. – I to oni są najbliżej poznania prawdy o tej tragedii. Nie żaden polityk czy specjalista od lotnictwa – mówi jeden z ekspertów, z którymi rozmawialiśmy.

Takie są fakty

• Samolot Tu-154M z 96 osobami na pokładzie wystartował z warszawskiego lotniska Okęcie 10 kwietnia 2010 r. o godz. 7.27 czasu polskiego z 27-minutowym opóźnieniem.

• W samolocie byli: prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, grupa parlamentarzystów, dowódcy wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych RP, pracownicy Kancelarii Prezydenta, duchowni, przedstawiciele ministerstw, instytucji państwowych, organizacji kombatanckich i społecznych oraz osoby towarzyszące, stanowiący delegację polską na uroczystości związane z obchodami 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, a także załoga samolotu. Rejs miał trwać 75 minut. Lot odbywał się na wysokości 10 tys. metrów z prędkością 800 km na godzinę.

• Zbliżając się do celu podróży, rosyjskiego lotniska wojskowego Smoleńsk-Siewiernyj, maszyna rozpoczęła manewr zniżania. Okrążyła lotnisko na wysokości 500 m, by podejść do lądowania od strony wschodniej kursem 259 stopni.

• Naprowadzaniem samolotu na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj kierowało czterech oficerów Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Trzech z nich przebywało na stanowisku dowodzenia o kryptonimie "Korsarz” (wieża kontroli lotów).

• Tuż przed katastrofą nad lotniskiem zalegała warstwa gęstej szarawej mgły; wyżej niebo było bezchmurne i świeciło słońce. Widzialność z minuty na minutę się pogarszała, jednak mimo gęstej mgły (i konsultacji kontrolerów z dowództwem wojsk lotniczych w Moskwie) lotnisko nie zostało zamknięte.

• O godz. 8.41.00 czasu polskiego, ok. 60 m na lewo od osi pasa, podchodzący do lądowania tupolew stracił część lewego skrzydła w wyniku kolizji z brzozą. Po następnych 5–6 sekundach zderzył się z ziemią w położeniu odwróconym. Nastąpiło to około 350–500 m od progu pasa startowego, 150 m na lewo od jego osi.

• Według komunikatu rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego i raportu końcowego MAK, 180 funkcjonariuszy Urzędu Spraw Wewnętrznych obwodu smoleńskiego i rosyjskiej Federalnej Służby Ochrony otoczyło teren kordonem ok. 13 minut po katastrofie. 5 minut później strażacy ugasili pożar wśród szczątków samolotu.

• O godz. 13.02 czasu moskiewskiego (godz. 11.02 czasu polskiego) odnaleziono dwie czarne skrzynki
samolotu. Ok. godz. 17.30 czasu polskiego ciało Lecha Kaczyńskiego zostało wstępnie rozpoznane przez funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu przebywających w Rosji.

• To druga pod względem liczby ofiar katastrofa w historii lotnictwa polskiego i największa pod względem liczby ofiar katastrofa w dziejach Sił Powietrznych RP.

• Rozbił się wojskowy samolot Tupolew Tu-154M Lux nr boczny 101, wyprodukowany wiosną 1990 roku w zakładach lotniczych w Kujbyszewie w ZSRR i od tego czasu trzykrotnie remontowany, należący do 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.

Katastrofa według Rosjan

• Lot do Smoleńska miał status międzynarodowego. To znaczy, że to dowódcy samolotu byli odpowiedzialni za jego przebieg i brali pełną odpowiedzialność za decyzje podjęte w trakcie lotu.

• Samolot był sprawny.

• Załoga tupolewa była niewłaściwie przygotowana do lotu na lotnisko Siewiernyj. – Zademonstrowała niewystarczające przygotowanie, włączając automat ciągu przy próbie lądowania na lotnisku, które nie miało systemu ILS – stwierdzili przedstawiciele MAK.

• Jednocześnie stwierdzono, że znajomość rosyjskiego u dowódcy załogi była satysfakcjonująca.

• Załoga była kilkakrotnie informowana o tym, że warunki atmosferyczne nie są dobre. Informacje pochodziły od dyrekcji lotniska Siewiernyj, władz Białorusi, nad którą przelatywał samolot oraz od załogi polskiego jaka, który wcześniej wylądował w Smoleńsku. Nie było zgody wieży na lądowanie.

• W kokpicie znajdowały się dwie osoby postronne – w tym ówczesny dowódca sił powietrznych gen. Andrzej Błasik. Eksperci ustalili, że generał miał 0,6 promila alkoholu we krwi. Nazwisko drugiej osoby nie zostało podane (nieoficjalnie mówi się, że to szef polskiego protokołu dyplomatycznego).

• Na dowódcę samolotu Tu-154M była wywierana presja psychiczna (m.in. dlatego, że w kokpicie znajdował się szef sił powietrznych). Rosjanie twierdzą, że załoga obawiała się negatywnej reakcji głównego pasażera, czyli prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

• Nie ma zapisu wskazującego, że prezydent Kaczyński polecił lądowanie w Smoleńsku.

• Samolot schodził do lądowania zbyt stromo i za szybko. Wysokościomierz w samolocie mylił się o 170 metrów.
• Infrastruktura lotniska w Smoleńsku i nie najlepszy stan techniczny urządzeń rejestrujących na lotnisku nie były przyczyną katastrofy.

• Nie było nacisków na kontrolerów z wieży w Smoleńsku.

• Żadne z uchybień opisanych w raporcie MAK nie obciąża strony rosyjskiej.

Katastrofa według Polaków

• Kontrolerzy na lotnisku w Smoleńsku działali pod presją.

• Komenda "Horyzont” padła za późno. Komenda oznacza, że samolot musi odejść na drugi krąg.
• Tu-154M był stanowczo poniżej ścieżki lądowania.

• Kilka minut przed katastrofą polski samolot nie znajdował się na ścieżce schodzenia. Odchylenie przekraczało momentami sto metrów. Kontroler lotów powinien w tym momencie reagować, ale nie zrobił tego nawet wtedy, gdy tupolew niebezpiecznie obniżył lot.
• Kontroler nie podał też informacji o lotniskach zapasowych.

• Stacja meteorologiczna na lotnisku w Smoleńsku podawała też nieprawdziwe informacje na temat mgły panującej na pasie startowym lotniska Siewiernyj. Z lotniska w Smoleńsku nie przekazano do Warszawy informacji o złej pogodzie. Uniemożliwiło to przygotowanie lądowania polskiego Tu-154M na innym lotnisku.

• W chwili, gdy kapitan tupolewa próbował mimo wszystko podchodzić do lądowania, dowódca wieży uznał, że należy mu na to pozwolić – i zostawił decyzję w rękach polskiej załogi.

• Z załogą tupolewa rozmawiał rosyjski oficer niemający do tego uprawnień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz